Rozdział 7.

547 66 41
                                    

Dziewczyny do końca dnia nie dawały mi spokoju, mówiąc że mnie rozumieją i że wybaczają mi moje chamskie zachowanie. Oferowały nawet swoją pomoc na moim i blondyna rzekomym ślubie, który przecież nigdy się nie odbędzie.

Na szczęście po lekcjach zgubiłem je i w spokoju mogłem udać się w miejsce, w które umówiłem się z Niallem. Horan kończył godzinę wcześniej, więc musiał na mnie zaczekać. Znaczy nie musiał, ale sam chciał.

– Hej, możemy już iść. – powiedziałem, a chłopak wstał.

Widziałem, że nadal nie jest do końca pewny tego czy dobrze postępuje, ale przecież ja nie gryzę.

Ruszyliśmy do kawiarni, która znajdowała się kilka minut drogi od szkoły. Weszliśmy do środka i zajęliśmy wolny stolik.

Niallowi, aż się oczy zaświeciły, gdy usłyszał, że mają tutaj gofry. Zaśmiałem się, a on spłonął rumieńcem, przepraszając cicho. Między nami nastała niezręczna cisza, a blondyn patrzył smutno na swoje dłonie. Pewnie myślał, że się wygłupił.

– Hej, mały. Dlaczego jesteś smutny? – spytałem, kładąc swoją dłoń na tę jego. Potarłem ją delikatnie kciukiem, przez co Niall spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

– Nie, nie jestem smutny... Wydaje ci się. – mruknął cicho.

Pokręciłem głową i wstałem mówiąc mu, że idę coś zamówić. Podszedłem do lady i zamówiłem dwa gofry z bitą śmietana i owocami oraz dwie gorące czekolady. W sumie na nie się umawialiśmy. Zapłaciłem i wróciłem do Horana, który bawił się nerwowo palcami.

– Niall, ja nie gryzę. Uspokój się... po prostu wyluzuj.

Chłopak pokiwał głową. Zaczęliśmy rozmawiać o kaczkach i innych zwierzętach, które Niall kochał. Z każdą sekundą wydawał mi się coraz bardziej uroczy. Po kilkunastu minutach kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie, a uśmiech Nialla znacznie się powiększył. Zdecydowanie wolałem go takiego niż smutnego ze łzami w oczach.

– To urocze, że wystarczy kupić ci gofry, a ty uśmiechasz się, jakby ktoś co najmniej oznajmił ci, że wygrałeś jakąś wielką nagrodę pieniężną.

Niall zarumienił się i zaczął jeść. Spędziliśmy w tej kawiarni kilka godzin, wyszliśmy dopiero wtedy, gdy oznajmili nam, że zamykają. Było kilka minut po dwudziestej i dopiero zaczynało się ściemniać. Odprowadziłem Nialla pod same drzwi jego domu.

– To... dziękuję za miło spędzony czas. To miła odmiana gdzieś wyjść. – powiedział Irlandczyk, a ja uśmiechnąłem się, kiwając głową.

– Do zobaczenia jutro Niall.

Powiedziałem i ruszyłem w stronę swojego domu. Coraz bardziej lubiłem tego chłopaka, choć znalazłem go naprawdę krótko. Miałem szczerą nadzieję, że to nie ostatnie takie nasze spotkanie.

•   •   •
Heej, no i mamy poniedziałek.
Siedzę sobie w domu, bo blisko mojego miasta podpalili wysypisko śmieci i w powietrzu jest pełno tych szkodliwych substancji. Kazali nam zostać w domu i nie wychodzić ;x
Gaszą to od piątku... nadal się pali.
Miłego dnia❤️

He was like a flower • ziall ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz