Rozdział dwudziesty

1.3K 117 16
                                    


– Remusie, może pojedziemy na weekend nad morze? – zaproponował mocno podekscytowany Syriusz, wpadając do salonu domu mieszczącego się na Grimmuald Place pod numerem dwunastym. – Pogoda ma być cudowna, znajdziemy jakiś przyjemny hotel, spędzimy weekend tylko we dwoje... Bez Rogacza, Lily i Rogasiątka...

Widząc wesołe i pełne nadziei ogniki w oczach swojego narzeczonego, Remus nie mógł się nie zgodzić i już dwie godziny później wrzucił torbę z ubraniami na tylne siedzenie samochodu. Zaraz po tym sam usiadł za kierownicą i zapiął pas.
– Jesteś pewien, że tym razem nie poczujesz się źle po dwudziestu minutach jazdy? – zapytał dla pewności, bo gdy ostatnim razem gdzieś jechali, było, krótko mówiąc, nieprzyjemnie. – Jeśli masz się źle czuć, to lepiej, jak pojedziemy pociągiem...
– Wszystko w porządku, Luniaczku. Czuję się świetnie. – zapewnił z szerokim uśmiechem, po czym zapiął pas i szybko cmoknął Remusa w usta. 

oOo

Cóż, nie było dobrze i Remus doskonale to widział. Kątem oka co chwilę spoglądał na skołowanego Blacka, który opierał się o ramę okna, próbując wziąć głęboki wdech świeżego powietrza, wpadającego przez uchyloną szybę. 
Lupin dobrze znał ten stan. Musi zatrzymać się jak najszybciej, bo inaczej znowu będzie musiał czyścić tapicerkę z wymiocin. 

Na szczęście w porę zauważył zjazd na stację benzynową, z czego jak najchętniej skorzystał i już po pięciu minutach zgasił silnik i wysiadł, nakazując drugiemu mężczyźnie pozostanie w pojeździe. 
Wrócił po dłuższej chwili, w ręku niosąc opakowanie leków na chorobę lokomocyjną i butelkę zimnej wody. 

– Chodź, Syriuszu. Przewietrzysz się. – uśmiechnął się od niego, a Syriusz pomyślał jedynie o tym, jak bardzo wyrozumiały jest wilkołak i jakie szczęście ma, że trafił właśnie na niego. Gdy tylko brunet wysiadł i zamknął za sobą drzwi, Remus podał mu leki i wodę. – Pewnie prześpisz resztę drogi, ale przynajmniej nie będziesz się męczył. 
– Merlinie, przepraszam, powinienem zostać w domu... 
– Nawet tak nie mów – odezwał się Remus, przewracając oczami. – Wiedziałem przecież, jak źle znosisz podróże autem, a nawet nie dałem ci przed wyjazdem żadnych leków. Co ze mnie za przyszły mąż, skoro nie potrafię upilnować własnego chłopaka, co? 

Zaraz po tym zaśmiał się przyjaźnie i pocałował Syriusza w skroń. Black znosił jego gorsze momenty o wiele częściej, więc teraz przynajmniej mógł mu się jakkolwiek odwdzięczyć.
Usiedli na wysokim krawężniku i przez dłuższą chwilę żaden z nich nie odezwał się nawet słowem. Zamiast tego, Syriusz oparł głowę na ramieniu drugiego mężczyzny i przymknął oczy. Mimo, że leki nie zaczęły jeszcze działać, on i tak zaczął czuć się senny. 

oOo

– Remus? – zagadnął po chwili brunet, podnosząc głowę i zerkając na swojego partnera. 
– Co jest, Pads? – uśmiechnął się, przeczesując palcami włosy na głowie Syriusza. 
– Będziemy musieli kupić coś Bambiemu. Jeśli wrócimy po całym weekendzie z pustymi rękami, ten mały demon nie da nam żyć, wiesz o tym? 


Ach, zabawa w polsat znowu na topie, więc no. 
Witam was po dłuuuuugiej przerwie. Stwierdziłam, że bez pisania jest nudno, więc bum. Oto i jest rozdział i wszystkie inne miniaturki. 

Buziaczki. 

PS. dzięki, stara, za motywację ;) 

Miniaturki WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz