Siedziałam jak sparaliżowana, każde słowo wypowiedziane przez lekarkę dochodziło do mnie w zwolnionym tempie, jak przez mgłę. Nie mogłam uwierzyć, dlaczego wszystko w moim życiu tak nagle się psuło. Zdrada przyjaciółki, zerwanie z Archiem i do tego wszystkiego choroba.
Czy moje życie grało ze mną w ciuciubabkę ?
Byłam chora i to nie na jakąś grypę czy inne mało istotne gówno. Zachorowałam na białaczkę. Moje życie nagle się zatrzymało, a myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół tej informacji.
- Mia, spokojnie, wszystko musimy jeszcze potwierdzić kolejną serią badań, tylko musisz się zgodzić, a ja już Ci wypisuje skierowanie do szpitala - powiedziała kobieta, wyciągając kartkę i przybijając pieczątki.
- To dla mnie za dużo - stwierdziłam, patrząc na białą ścianę, która była nagle tak bardzo interesująca.
- Rozumiem Cię, Mia. Nie załamuj się. Zgłoś się jak najszybciej do szpitala. Choroba została, wykryta dość wcześnie, dlatego masz duże szanse na wyzdrowienie. Musisz walczyć - powiedziała kobieta, dając mi kartkę ze skierowaniem do szpitala.
Popatrzyłam, na skrawek papieru i przytaknęłam. Podziękowałam kobiecie i wyszłam. Opuszczając ośrodek, czułam się okropnie, moje emocje były nieokreślone, a ja sama czułam się, jakbym dostała w twarz od losu.
Wsiadłam do samochodu i patrzyłam bez celu przed siebie.
- Mia, wszystko dobrze ? - zapytał chłopak, a ja cicho westchnęłam.
- Jedź - powiedziałam spokojnie, lecz chłopak nie dawał za wygraną.
- Co się stało - chłopak drążył temat, co wcale mi się nie podobało.
- Jedź, do kurwy - krzyknęłam wściekła, a chłopak już po chwili odpalił samochód i ruszył w stronę domu.
Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem, tak jak brunet, który co jakiś czas zerkał w moją stronę. Po moich myślach wciąż chodziły słowa lekarki, "Ma pani przewlekłą białaczkę szpikową", " Możliwe, że będzie potrzebny przeszczep", " Musimy zrobić dodatkowe badania". Te myśli nie dawały mi spokoju. Czyli tak czuje się osoba chora? Jak gówno? Czy tylko ja mam takie samopoczucie.
Samochód zahamował, co wybudziło mnie z zamyśleń, a ja zdałam sobie sprawę, że stoimy już przed domem moich rodziców. Otworzyłam drzwi i nie czekając na chłopaka, ruszyłam prosto przed siebie. Olewając, wszystkie pytania mojej matki i ojczyma, po prostu pobiegłam do pokoju. W tamtej chwili potrzebowałam samotności. Usiadłam na łóżku i przykryłam się kocem pod sam czubek nosa. Nie chciałam zacząć płakać, bo uznałam, że to i tak jest bez sensu. Łzy pokazują, jak słabi jesteśmy, a ja nie chciałam nikomu pokazywać, że wszystko się spieprzyło, że w środku się rozsypywałam. Co mi z tego, że pokażę, jak słaba jestem, to nie da mi zdrowia, tylko litości ze strony innych, a tego nie chcę. Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek się nade mną litował. Bo litowanie się i mówienie, że wszystko będzie dobrze, jest chuja warte i tylko jeszcze bardziej dołuje. Teraz musiałam przemyśleć, czy leczyć się i dawać sobie złudne, nadzieję na wyzdrowienie, czy lepiej żyć pełnią życia i po prostu umierać powoli ? Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Potrzebowałabym rady osoby drugiej, która by mi doradziła, kiedyś tą osobą była Amber, to ona byłą powierniczką moich wszystkich problemów i zmartwień, a teraz już jej nie ma, już nie ma tej przyjaźni, która była czymś naprawdę cudownym. Dylan odpadał na pierwszym miejscu, tak jak David, a nie wspomnę już o moich rodzicach. Jedyną osobą, która jeszcze przychodziła, mi na myśl była, Jass, która mimo swojego szalonego stylu bycia potrafiłaby mi doradzić.
CZYTASZ
You'll always be in my life
Teen FictionDruga część opowiadania "I hate that I love you" Przegrali walkę z czasem, niszcząc siebie nawzajem. Ich znajomość oficjalnie się skończyła. Ona- wyjechała i zaczęła nowe lepsze życie On - został sam w wielkim mieście które bez niej nie miało sens...