- Możesz ze mnie zejść? - spytał zmęczonym głosem, starając się zrzucić cielsko przyjaciela z siebie. Nie żeby narzekał na swoją małą posturę, ale nie lubił być budzony przez ponad 60 kilogramowe ciało innego człowieka leżące na nim i starające się go poddusić.
Na ogół podduszanie mu nie przeszkadzało, ale akurat nie w tym momencie.
- Mmm, jeszcze pięć minut - wymruczał mężczyzna, łaskawie zsuwając się na poduszkę obok, ale nie omieszkał jeszcze przygarnąć do siebie kochanka, by zanurzyć nos w jego rudych włosach. Odetchnął głęboko, jakby uspokojony. Natomiast Chuuya odepchnął go od siebie i nieco krzywiąc się z bólu, wstał w końcu z łóżka.
- Weź przestań mnie przytulać, to obrzydliwe - by jeszcze bardziej podkreślić te słowa, prychnął i obdarzył go zimnym spojrzeniem. - Mówiłem, że masz się z tym hamować, bo już więcej tutaj nie przyjdę, pamiętasz?
Michizou mruknął coś niezrozumiale do poduszki i odwrócił się na plecy. Wyglądał tak, jakby jednak chciał powiedzieć coś więcej, ale Chuuya zdążył zabrać swoje rzeczy z podłogi i zamknął się w łazience, by jak najszybciej się ogarnąć i wyjść.
Nie byli parą, jedynie przyjaciółmi, którzy uznali, że zrzucenie raz na jakiś czas nagromadzonego stresu poprzez seks to świetny pomysł. Na początku był, ale z dnia na dzień widać było, że jeden z nich za bardzo przywiązuje się do drugiego. A ta cała ich relacja miała opierać się tylko i wyłącznie na cielesności, niczym więcej. Czemu więc Chuuya czuł, że im dłużej będzie to ciągnął, tym trudniej będzie mu to zakończyć? Michizou był jego najlepszym ziomkiem, przyjacielem od lat. Nie sądził, że ten będzie w stanie się w nim zakochać. Czy zadurzyć, bo zakochanie to jednak duże słowo, a on nie chciał myśleć, że z jego kumplem jest aż tak źle.
Nawet nie zauważył, kiedy zdążył wyjść z mieszkania i chwycić za kierownicę motoru. Coraz częściej zdarzały mu się takie chwile zadumy, kiedy rozmyślał nad tym, jak mógłby naprawić ten układ, ale jedyne co przychodziło do głowy, to całkowite zakończenie tej zabawy w "przyjaciół z korzyściami". Dobrze wiedział, że przez to mogą już nigdy nie wrócić do tego, kim byli dla siebie kiedyś, ale nie chciał się już dłużej męczyć, a także nie mógł znieść myśli, że tak bardzo rani osobę, która jest dla niego cholernie ważna. A dobrze wiedział, że Michizou po prostu potrzebuje kogoś do kochania, sam nie musi być darzony uczuciem.
To smutne.
A on jak ostatni gnojek to wykorzystywał, choć ciągle wmawiał sobie, że wina leży po obu stronach, a nie tylko po jego. Bo w końcu cały czas mu mówił, że nie ma najmniejszego zamiaru bawić się w związki, że uważa go jedynie za dobrego przyjaciela, że jego zdolność odczuwania miłości zepsuła się te cztery lata temu, kiedy...
Drgnął, gdy przed oczami mignęła mu znajoma, przystojna twarz, a w uszach zadźwięczał irytujący śmiech. Zamrugał szybko, by odegnać marę przeszłości z głowy i w końcu odjechał sprzed bloku.
Nie zdążył nawet przekroczyć progu sali treningowej, a już w jego stronę zostały rzucone skargi i niemiłe komentarze pełne narzekania. Kouyou jak zwykle przyjęła rolę tej bardziej odpowiedzialnej starszej siostry i jako cel postawiła sobie sprowadzenie go na właściwą drogę. Co jeszcze jej się nie udało, ale same chęci są warte pochwały. Machnął jedynie ręką, co miało być nikłą parodią przywitania i zaraz ruszył do rogu sali, by tam odpowiednio się rozciągnąć.
Nawet jeśli każdy w ich grupie tańczył co innego, to i tak ustalili (Kouyou ich zmusiła), że poranne rozciąganie będą odbywać w jednym gronie, by chociaż wtedy pobyć chwilę razem. Jemu było i tak wszystko jedno, ale Ryunosuke długi czas się buntował i jego biedna partnerka musiała co chwila po niego biegać i płaszczyć się, by jaśnie emos raczył ruszyć swój kościsty tyłek, aby jego przyjaciele mogli przypomnieć sobie jak wyglądał.
CZYTASZ
|dance with me again|
FanfictionReszta/dodatki na https://diashiro.blogspot.com "Każdy jego ruch był wyuczony do perfekcji, szlifowany każdego dnia, by w końcu podczas konkursu olśnić jurorów i publiczność. Sam wymyślił choreografię, jego ciało mogło poruszać się bez woli, bo mięś...