Dobra, normalnie piszę to wszystko na końcu, ale zależy mi, żebyście to przeczytali. Robię sobie przerwę. Nie mam siły ani chęci do pisania ani życia, a to opowiadanie jest, jak na razie, o niczym. Zawiesiłam konta na wszystkich mediach społecznościowych, a zaraz wyloguję się też z Wattpada. Postaram się wrócić z końcem czerwca/początkiem lipca. Oczywiście, jeśli uda się wcześniej, to wcześniej. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie i nie macie żalu. Dziękuję
H. xx
- Chris, o co ci chodzi? "Panie O'Brien"? - pierś Dylana zawibrowała pod moim uchem. - Coś się stało?
Podniosłam się i przetarłam oczy, żeby przyjrzeć się uważnie twarzy managera. Był wyraźnie nie w humorze, burzowym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi mierzył moją postać, szczególnie długo zatrzymując wzrok na mojej, nadal opartej na piersi Dylana, ręce. Do mojej głowy powoli przebijała się jakaś myśl, ale nie poświęciłam jej wiele uwagi, zbyt skupiona na napięciu wiszącym w powietrzu.
- Nie - Chris wzruszył ramionami i przeczesał palcami czarną grzywkę.
- Proszę Chris, przecież widzę, że jesteś zły. To moja wina? Jak mogę ci to wynagrodzić? - twarz Dylana wyrażała szczerą skruchę.
- Możesz oddzwonić do Wesa i nauczyć się wreszcie roli. Za tydzień będziesz już na planie - oznajmił zimno Chris. Chyba zapomniał, że chciał okazywać swoje niezadowolenie przez zwracanie się do Dylana per "panie O'Brien".
- Ummmm... okej? Już idę - Dyl wyplątał się z moich kończyn i koca i wstał, po czym wyciągnął ręce, żeby pomóc mi usiąść z powrotem na fotelu. Przewróciłam oczami, bo naprawdę mogłam podnieść się sama, ale poddałam się jego minie szczeniaczka.
Zostaliśmy sami. Ja i Chris - właściwie zupełnie obca mi osoba, kolejna na liście moich wybawców. Do tej pory nie mieliśmy okazji pogadać - kiedy czasem wpadał do apartamentu Dylana, zamykali się w jego biurze, żeby ustalać jakieś szczegóły, dogadywać grafik i inne zawodowe sprawy - jednak jak już udało nam się przebywać w jednym pomieszczeniu dłużej niż dwie minuty, odnosiłam wrażenie, że on mnie po prostu nie lubi.
- Chris? - powiedziałam cicho, podnosząc na niego nieśmiały wzrok. Odwrócił się do mnie i zimno sprostował:
- Christian.
- No więc Christian, przepraszam, jeśli cię jakoś uraziłam... Zapewniam, że nie miałam tego na myśli.
Skinął sztywno głową i już miał wymaszerować z balkonu, kiedy dodałam jeszcze ciche:
- Dziękuję, że uratowałeś mi życie.
Obserwowałam jak stoi chwilę bez ruchu, po czym po raz drugi skwitował moją wypowiedź sztywnym skinieniem i odszedł bez słowa.
Spuściłam wzrok i zapatrzyłam się na własne dłonie. Delikatne, smukłe palce, idealne dla drobnych, złotych pierścionków. Te dłonie nie wiedziały, co to trud, bo ile znaczy ten krótki okres pracy w małej kawiarence? Nie potrafiłam w zasadzie niczego. Nie miałam umiejętności w żadnej dziedzinie poza aktorstwem. Czułam się niepotrzebnym darmozjadem.
Otarłam uciekającą zdradziecko spod powieki łzę. Czas wziąć się za siebie. Czas wrócić do Londynu i wyjaśnić to wszystko, co udało mi się zagmatwać i doszczętnie zniszczyć. Potrzebowałam drugiej szansy, godzinki spędzonej przy kawie, żebym mogła odzyskać miłość ludzi, których tak bardzo kochałam.
Podniosłam się i cicho wsunęłam się z powrotem do mieszkania. Panowała tam kojąca nerwy cisza, tylko z głębi dobiegał mnie stłumiony głos Dylana. Podeszłam do gabinetu i już miałam zapukać, kiedy klamka opadła i ledwo zdążyłam uskoczyć przed otwierającymi się drzwiami.
- No jasne, przylecimy razem. Wiem, wiem, spróbuję się czegoś dowiedzieć - Dylan zatrzymał się w progu, nawet na mnie nie patrząc. W jednej ręce trzymał jakieś papiery, drugą balansował filiżanką na stosie talerzy, a komórkę przytrzymywał przy uchu ramieniem. - No podobno, nie wiem, bo się do mnie nie odzywa od jakiegoś czasu... - zamilkł na chwilę, podczas gdy jego rozmówca tłumaczył coś powoli. - Nie wiem, Wes, życzę mu szczęścia z tą dziewczyną, zasłużył na to, sądząc po jego zachowaniu wtedy. - Znów chwila ciszy. - Mhm, mhm, tak... Tak, jasne. No... do zobaczenia, cześć - odwrócił się w moją stronę i prawie podskoczył na mój widok. Uśmiechnęłam się lekko i zabrałam od niego wszystkie kuchenne utensylia, żeby mógł spokojnie się rozłączyć.
- Dyl? - zaczęłam, kierując się w stronę kuchni. - Mam taką sprawę do ciebie...
- Słucham cię, Lizzy, masz moją całą uwagę - puścił mi oczko, a moje serce ścisnęło się boleśnie na dźwięk tego zdrobnienia.
- Nie potrzebujesz, ugh, jakiejś asystentki albo coś? - mruknęłam, chowając twarz za włosami i z zapałem domywając z filiżanki kawowy osad. W zasadzie nie wiedziałam, czemu tak wstydzę się pytać o pracę, ale nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
- Przecież wiesz, że nie musisz pracować, możesz tu mieszkać, dopóki ci się życie nie ułoży tak, jak powinno - powiedział cicho. - A ja nie chcę, żebyś ode mnie szybko uciekła - dodał jeszcze ciszej.
Zakręciłam wodę i wytarłam ręce w ścierkę kuchenną, po czym podeszłam do Dylana i usiadłam obok niego na wyspie.
- Wiem, Dyl. Ale nie mogę cię tak wykorzystywać. A jeśli będę pracować dla ciebie, to przecież nigdzie nie ucieknę - uśmiechnęłam się.
Popatrzył na mnie z taką nadzieją w brązowych oczach, że aż mnie zabolało. Czy to możliwe, że on... Ale przecież nie, znamy się tak krótko... Jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda?
- No jasne, czemu o tym od razu nie pomyślałem?! Pojedziesz ze mną na plan, co ty na to?
Aż mi się zakręciło w głowie, kiedy złapał mnie w talii i skręcił dookoła parę razy. Ze śmiechem skinęłam głową. Plan filmowy! Mogę wrócić do dawnego życia bez ciężaru w postaci Ruperta!
- A jaki film kręcimy? - krzyknęłam za oddalającym się tanecznym krokiem chłopakiem.
- "Próby Ognia"! - odkrzyknął. - Idę powiedzieć Chrisowi, żeby ogarnął ci miejscówkę w samolocie!
Potrząsnęłam głową. Dalej nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo i szybko udało mi się ogarnąć pracę i to z takim cudownym człowiekiem. Naprawdę zawdzięczałam mu życie.
- Och i Lizzy? - w drzwiach pojawiła się sama głowa Dylana. - Musimy ogarnąć dla ciebie jakieś rzeczy, bo zdaje się, że nie możesz całe życie chodzić w moim podkoszulku i starych dżinsach mojej przyjaciółki - zaśmiał się.
Zlustrowałam wzrokiem swój outfit. Rzeczywiście, o ile dla mnie wyglądał całkiem w porządku, nie bardzo nadawał się do pokazania się publicznie.
- Dzięki Dyl - uśmiechnęłam się z prawdziwą wdzięcznością - oddam ci kiedyś kasę za to wszystko.
- Nie ma problemu Lizzy - machnął ręką i zniknął.
- Dyl? - jego głowa znów pojawiła się we framudze. - Mógłbyś proszę nie mówić do mnie Lizzy? Bolesne wspomnienia.
~~~~~~~~~~~
Do zobaczenia.
YOU ARE READING
Lies behind the script || Thomas Sangster
FanfictionWreszcie wyrwałam się na wolność. Nie mogłam zmarnować tej szansy, bo następnej już nie dostanę. Musiałam zmusić się do wysiłku, choćby to miał być ostatni wysiłek w życiu. Musiałam wyrównać rachunki. Odkupić winy. Wyprostować niedopowiedzenia i wyj...