- A ty co taki wyszczerzony? Zakochałeś się czy co?- zapytał Kim Woojin, zaraz po wejściu do domu swojego przyjaciela.
Normalnie spotykali się tylko w weekendy, gdyż przez chodzenie do różnych szkół prawie nigdy nie pasowała im ta sama godzina. Woojin uczęszczał do liceum sportowego, na kierunku sportów wodnych, a Chan do zwykłego ogólnokształcącego do klasy z profilem humanistyczno-multimedialnym. Żaden z nich nie był zadowolony ze swojego, a tak właściwie nie do końca swojego wyboru.
Ojciec Woojina marzył w młodości o byciu olimpijczykiem, więc delikatnie podpuścił syna, że temu nigdy nie uda się zająć pierwszego miejsca w żadnym sporcie. No i jakoś tak wyszło, że Kim wpadł jak śliwka w kompot i zapisał się do pierwszej lepszej szkoły z profilami sportowymi tylko po to by coś mu udowodnić. Od zawsze uwielbiali ze sobą rywalizować, niestety tym razem Woojin zorientował się o intencjach ojca zbyt późno. Stwierdził, że nie ma sensu zmieniać szkoły skoro i tak jest w ostatniej klasie. Co nie znaczy, że podobała mu się perspektywa ciężkich treningów przez kolejne dwa miesiące.
Chan od dziecka uwielbiał muzykę i szczerze wierzył, że będzie wiązał przyszłość właśnie z nią. Może niekoniecznie jako jakiś wymuskany idol czy ktoś jego pokroju, ale na przykład jako producent czy tekściarz. Niestety przez problemy ojca z alkoholem nic z tego nie wyszło. Po ukończeniu szkoły podstawowej w jego umyśle zakorzeniły się słowa znienawidzonego człowieka, który tyle lat, każdego dnia powtarzał mu jakim to zerem jest, niszczył wszystkie jego teksty i nuty, a gdy przyłapał go na słuchaniu muzyki lub śpiewaniu, zamykał syna w spiżarni i czasem nie wypuszczał przez kilka dni. Chan czuł się w domu jak muzułmanin z Biblią w mekce. Mimo że nie uważał muzyki za coś złego, wręcz przeciwnie, uwielbiał ją, to nawet po odejściu ojca czuł jakąś niechęć w stosunku do niej. Postanowił, więc udać się do zwykłej szkoły, mieć przeciętne oceny, żeby później pójść na jakieś studia ekonomiczne i zostać jednym z wielu tysięcy pracowników, którejś z kilkuset firm w stolicy.
- Po prostu przypomniałem sobie bardzo ładny zapach..- uśmiechnął się jeszcze szerzej szarowłosy, o ile było to jeszcze możliwe, bo wyglądał jakby dostał skurczu policzków.
- Chan, co się z tobą do cholery dzieje?- spytał Woojin, marszcząc brwi i popychając chłopaka w stronę jego pokoju.
- Rany, nic nie czaisz.. To wszystko zaczęło się w tamten piątek..
***
- Słuchaj stary.. Sam nie wiem kogo jako pierwszego trzeba by było wsadzić do wariatkowa. Ciebie czy tego całego Jeonina.- pokręcił głową, a jego świeżo przefarbowane na blond włosy, roztrzepały się we wszystkie strony.
- Jeongina.
- Co?
- Wiadro. Ma na imię Jeongin, a nie Jeonin.- poprawił go Chan.-I wcale nie zwariowałem. Gdybyś go poznał, wszystko byś zrozumiał. To z jaką pasją opowiadał o procesach tworzenia.. Po prostu..
- Jest jeszcze jedna koncepcja.- przerwał mu wywód blondyn.- Skoro upierasz się, że nie zwariowałeś, to znaczy że totalnie się zabujałeś.- poruszył zabawnie brwiami w "ten" znaczący sposób.
- No chyba nie. Błagam cię, ten dzieciak ma jakieś piętnaście, góra szesnaście lat.- prychnął Chan.- Już ci mówiłem, że jestem stuprocentowym heteroseksualnym mężczyzną i nie mam skrzywienia mózgowego jak mój pojebany przyjaciel, który zadaje się z gówniakami.
- Yah! Nie będę tu pokazywał palcami kto się zadaje z gówniakami.- zrobił obrażoną minę.- A właśnie! Skoro o gówniakach mowa, to muszę ci opowiedzieć o takim zajebistym chłopaku, którego ostatnio poznałem!
CZYTASZ
Purple Umbrella and Mandarins | JeongChan
FanfictionO gimnazjaliście, który kochał zapachy. I licealiście z fioletową parasolką.