Rozdział II

7 1 0
                                    

Listopad był naprawdę dołującym czasem. Minęły dwa miesiące od tragedii, a ja nadal miałem ich twarze przed oczami. Ciągle nie potrafiłem uwierzyć. Popadłem w depresję. Całkowicie zaniedbałem siebie, swoją pracę i mieszkanie, które odsprzedał mi przyjaciel. Wychodząc codziennie rano po chleb, ludzie przyglądali się mi z żalem w oczach. Patrzyli, na moją zarośniętą mordę i moje dwie różne skarpety na nogach, oraz do tego sandały. Zawsze tak idąc do pobliskiego sklepu mijałem bar, w którym spędzałem teraz każdą sobotę pijąc do upadłego i nawalając po ryjach typowych dresów. Stąd ta blizna nad prawą brwią. Dalej mijałem restaurację, w której pracowała młoda kobieta o blond włosach. Wychowywała się w patologicznej rodzinie. Jak widać wyszła na dobre.
Tuż na zakręcie praktycznie zawsze mijałem kobietę, mniej więcej w moim wieku. Zawsze kuso ubrana, usta pomalowane na krwistą czerwień, futro, mocno podkreślone oczy, papieros w ręku oraz liczne tatuaże. Czyli jednym słowem -
- Miejscowa dziwka.
Taka co ją każdy, wszędzie, o każdej porze... No. Przynajmniej z tego co słyszałem z opowieści przyjaciół.

[°°°]

W pewnym momencie swojego życia zauważyłem, że wszystko przebiega coraz gorzej, jest rutynowe i takie samo. Straciłem sens, czas, chęci.
Postanowiłem ze sobą skończyć.

Każdy ze sposobów typu "powieś się, łyknij tabletki, podetnij żyły" wydawał się żałosny i zawsze istniało ryzyko, że ktoś Cię znajdzie, a wtedy zamiast wylądować u tego świętego gościa w niebie z papieżem Janem Pawłem II i aniołkami, świętymi i tak dalej, to co najwyżej zamknęli by mnie w wariatkowie.

Więc wpadłem na inny, lepszy pomysł.

Czekałem, aż nadejdzie późna niedzielna noc, aby nikt nie mógł mi już przeszkodzić. Idealnie. 1 w nocy.

Założyłem swoją koszulę, starte spodnie i pierwsze lepsze buty.
Wyszedłem z domu. Było zimno. Bardzo zimno. Mógłbym nawet powiedzieć, że ziemię pokrył odrobinę śnieg. I bardzo dobrze. Teraz jest pewne, że odejdę. Temperatura. Wychłodzenie. Śmierć.

[...]

Powędrowałem więc na most, za ulicą Jerozolimską, idealnie wtedy oświetloną. Popatrzyłem w wodę.
Zimna. Szybka. Niebezpieczna. Głęboka...

Nagle usłyszałem cichy szloch.
Rozejrzałem się do okoła. Po drugiej stronie, na przeciwko mnie za barierką stał młody chłopak, na oko 17 - stoletni. spoglądający w otchłań pod sobą, w którą zamierzał skoczyć.

Nie wiedziałem co mam zrobić.
Postanowiłem mu pomóc.

- Hej, ty młody! Co robisz?!
- Odejdź, proszę! Ja muszę...
- Słuchaj, nic nie musisz! Jesteś jeszcze młody!
- Ale ja już sobie nie daję rady...
- Chłopie, każdy ma ciężko.
- Twoja matka przynajmniej nie jest jebana w dupę przez połowę osiedla, a także twoich znajomych, nie jesteś wyzywany od synów kurwy!
- Może nie, ale straciłem żonę i córkę jakiś czas temu.
- Przykro mi...
- Mi z Twojego powodu też. Ale cóż. Takie życie.
- Przepraszam... Naprawdę przepraszam.
- Dobra, dobra, jesteś tylko dzieciakiem, doskonale Cię rozumiem. Ale spójrz na to z innej strony, ty przynajmniej masz matkę, jaka jest, taka jest. A ja byłem wychowywany przez dziadków, bo rodzice byli zajebanymi ćpunami i byliby nawet gotowi mnie sprzedać za jakiś towar.
- Przesrane.
- Nic nowego w tym świecie. Dobra młody, schodź stąd. Nie mam zamiaru wzywać policji czy chuj wie kogo jeszcze.

Podałem mu rękę i wciągnąłem spowrotem.

- Należało by Cię odstawić do matki.
- Nie, nie chcę tam być i słyszeć jak moja matka się z kolejnym typem pierdoli wydając z siebie te żałosne jęki.
- To co mam z tobą zrobić?
- Mógłbym zostać u Ciebie kilka dni?
- Hm... A jak w ogóle masz na imię?
- Louis.
Dobra, chodź ze mną. Ale tylko kilka dni.

I odszedłem z nim w stronę mojego mieszkania.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 15, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Welcome to my fuckin' lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz