. . .Serce nastolatka biło szybko i nierówno. Matteo biegł już kolejną minutę w stronę domu Luny, a jak na razie jego najbliższym celem na drodze był park Punta Carrasco. W myślach błagał los o to, by dziewczyna miała możliwość dzisiaj się z nim zobaczyć. Musiał to załatwić właśnie tego dnia, musiał powiedzieć jej wszystko, co do niej czuje, co spierdolił, o co prosi. Następnym razem może nie zebrać się na taką odwagę.
W pewnym momencie zatrzymał się. Co on jej powie? Co jak go tylko wyśmieje? Co jak już zdążyła zakochać się w Simónie? Co jeśli nigdy jej nie odzyska? Chłopak ponownie zestresował się, a przez myśl przeszły mu nowe, pesymistyczne scenariusze tej bajki.
,,Jeśli ją naprawdę kochasz, musisz dać swojemu sercu głos, a nie go uciszać. W końcu takie jest hasło naszej grupy - Podążaj za głosem serca."
Matteo przypomniał sobie słowa Ámbar. Nie może ciągle użalać się nad swoimi decyzjami. Jeśli chce zobaczyć uśmiech na twarzy Luny spowodowany jego obecnością, musi się postarać. Zawalczyć. Już jeden raz popełnił błąd. Teraz musi nauczyć się, by więcej go nie powtórzyć w przyszłości.
Znajdował się właśnie na jednej z głównych ścieżek w Puncie Carrasco. Wspomnienia zlatywały na niego jak gromy. To tą dróżką najczęściej spacerował z uroczą nastolatką, to tutaj rozmawiali godzinami o wszystkim i o niczym, to na skrzyżowaniu ścieżek, które znajdowało się niedaleko, pierwszy raz się spotkali i poznali. Zresztą, w bardzo niekomfortowej sytuacji.
Brunet zwolnił trochę wcześniej narzucone tempo, rozglądając się po okolicy i z coraz to większym uśmiechem wspominając kilka krótkich, ale jakże niezwykłych i ważnych dla niego dni. Bo w trakcie tych dni zdążył się zakochać w tej pozornie zwyczajnej dziewczynie.
I kiedy znów zatracił się w myślach o Lunie, przypominając sobie moment, gdy pierwszy raz się zobaczyli, o ironio, niespodziewanie na tym samym skrzyżowaniu zderzył się z pewną, niezwykle delikatną osobą. Szybko otrząsnął się, złapał równowagę, chwycił w talii dziwnie znajomą postać i spojrzał prosto w oczy zdyszanej dziewczynie.
Luna...
Ich twarze dzieliło dosłownie kilka centymetrów. Przez chwilę po prostu wpatrywali się w siebie nawzajem, kompletnie zapominając o otaczającym ich świecie i kilku par oczu należących do obcych ludzi, wpatrzonych w ich niezręczną pozycję. Z silniejszym podmuchem wiatru jednak oderwali się od siebie, z początku trochę speszeni sytuacją. Luna strzepała ze swojej zwiewnej sukienki odrobinę kurzu, a chłopak zakłopotany podrapał się po karku. Kiedy ich tęczówki ponownie się spotkały, Matteo znów pogrążył się w myślach i gorączkowo zastanawiał się nad swoją decyzją. To była ostatnia szansa by się wycofać...
Nie! Nie może się poddać w tak ważnej sprawie!
- Przepraszam! - krzyknęli nagle, oboje w tym samym czasie. Dopiero po chwili do obojga z nich dotarł sens własnych słów.
Znowu przez moment stanęli jak wryci, patrząc na siebie jedynie kątem oka. Wszystkie wyuczone od najmłodszych lat słowa pozmieniały się miejscami, przez co żadne z nich chwilowo nie mogło wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Do Matteo zaczynały dochodzić powoli fakty. Czy... czy Luna też go przeprosiła? Czyżby również miała zamiar się z nim pogodzić? Może będzie łatwiej, niż się spodziewał...
Nagle oboje ponownie ożyli i z ich ust w tym samym czasie wypłynęły różne wyjaśnienia, przeprosiny, lecz wyszła z tego jedynie plątanina ich własnych słów i marne przekrzykiwanie się nawzajem. Stres, który im towarzyszył w tej chwili, w chwili, gdy musieli zebrać się na odwagę, by naprawić stare błędy, doprowadził ich do takiego zachowania. Nie mogli usłyszeć nawet własnych myśli przez hałas. Po prostu mówili to, co ślina na język przyniosła.
CZYTASZ
We Can't Love Each Other | Soy Luna
FanfictionW liceum Norte Escuela Deportiva wrotkarze są podzieleni na dwie, rywalizujące grupy od pokoleń. Luna Valente przeprowadza się z rodzicami do Buenos Aires by rozpocząć nowe życie, a już następnego dnia poznaje przystojnego chłopaka - Matteo Balsano...