1.

2.1K 115 44
                                    

Prusy powoli podniósł się do pozycji siedzącej, po czym potarł kark. Bolał go każdy, nawet najmniejszy, mięsień, każde ścięgno. W sumie wszystko go bolało. Jednak można to było łatwo wytłumaczyć. Wczoraj wraz z bratem przebiegł maraton, a wieczorem nadrabiali poranny trening. Taki był układ. Albinos powoli powoli wstał, ale przez bolące mięśnie, musiał się podeprzeć o framugę łóżka, by natychmiastowo nie wrócić na materac. Pomału poczłapał do drzwi z zamiarem pójścia do łazienki, ziewając przy tym szeroko. Jednak gdy zwyczajowo skręcił w lewo, przywitały go zimne objęcia ściany.
- C-co jest...- wymamrotał, odklejając się od gładkiej powierzchni.- Czemu byłem w pokoju Gilberta? Yh..... Coś jest nie tak z moim głosem- Prusak odchrząknął, pocierając gardło. Po chwili odwrócił się i odnalazł dobrą drogę do łazienki. Otworzył drzwi. Światło odbite od jasnych kafelków na chwilę oślepiło na wpół zaspanego albinosa, ale to mu nie przeszkodziło w dobrnięciu do umywalki. Natychmiastowo odkręcił kurek i przemył twarz zimną wodą, by obudzić się całkowicie. Jednak gdy uniósł głowę, uświadomił sobie, że coś jest nie tak... A raczej wszystko był nie tak. Z lustra spoglądała na niego para nienaturalnie czerwonych oczu, mocno kontrastujących z bladą, praktycznie białą skórą, a na czoło opadały srebrzyste włosy. Albinos powoli przeczesał czuprynę kościstymi palcami.
- Jestem.....- nagle prawda uderzyła go niczym grom z jasnego nieba.- JESTEM PRUSAMI?- wrzasnął, cofając się gwałtownie, przez co wpadł wanny. Znów każdy mięsień jego chudego ciała boleśnie dał o sobie znać, ale "Prusak" to zignorował. Wystrzelił z wanny niczym pocisk i pognał do pokoju brata. Tam zamaszyście otworzył drzwi, praktycznie waląc nimi o ścianę. jego oczom ukazał się śpiący Niemiec rozwalony po całym łóżku.
- Gilbert, WSTAWAJ W TEJ CHWILI- wrzasnął, dla efektu uderzając pięścią w drewno. Ludwig drgnął, po czym uniósł głowę, mrużąc oczy.
- Coś dziwnie dzisiaj brzmisz, Vest- mruknął na wpół śpiący Niemiec.

Ze snu Gilberta wyrwał mocno zachrypnięty, praktycznie skrzekliwy głos jego brata i trzask uderzanych drzwi. Niemrawo uniósł i mrużąc oczy, spojrzał na ledwo widoczną postać w wejściu. Wydawała mu się trochę chudsza niż zazwyczaj, ale jego mózg niekoniecznie wiedział co ma zrobić z tą informacją. Było zdecydowanie za wcześnie, żeby myśleć.
- Coś dziwnie dzisiaj brzmisz, Vest- wymamrotał Gilbert, po chrząknął, by przeczyścić gardło. Jego głos był dzisiaj coś dziwnie niski.
- Czy to wszystko co zdążyłeś zauważyć?!- warknął jego brat. Tak, Ludwig zdecydowanie brzmiał dziwnie. Trochę jak... Gilbert przetarł oczy, przy czym stwierdził, że jego dłonie były dziwnie duże. Gdy znów spojrzał na brata aż wbiło go w łóżko. W drzwiach stał nieźle wkurzony... Prusy.
- Co do jasnej?! Czemu ja stoję w drzwiach?!- wrzasnął Gilbert, podsuwając się pospiesznie pod ścianę. Wtedy też zauważył, że jego ciało wcale nie było jego. Było zdecydowanie za duże i zbyt napakowane. Nagle jego mózg poskładał wszystkie informacje w jedna, bolesną prawdę.
- Czekaj, JA JESTEM TOBĄ, A TY JESTEŚ MNĄ?!- wrzasnął jeszcze głośniej, podsuwając się jednak w stronę brata. Dziwnie się było patrzeć na swoją własną twarz, zwłaszcza, że była wyraźnie zdenerwowana, a oczy ciskały gromami.
- Zauważyłem- wycedził przez zaciśnięte zęby Ludwig, próbując odgonić latającego wokół jego głowy Gilbirda.- Powiedz mi raczej jak to jest w ogóle możliwe-
- A skąd ja mam to wiedzieć! Nic wczoraj nie piłem, przysięgam! Nie jestem pijany, ani nie wkurzałem wczoraj tych Krzaczastych Brwi!- Gilbert był wystraszony nie na żarty. Jednak nie miał czasu by wylać z siebie wszystkich grzechów, bo nagle ktoś zapukał do drzwi, po czym gwałtownie nimi trzasnął. Do pokoju momentalnie wparował Romano, płacząc wniebogłosy.
- Doitsu! Doitsu!- zapłakał, rzucając się na szyję Gilberta. Obu braci zatkało, zwłaszcza, że za Lovino do pokoju wbiegł Włochy. Naprawdę wkurzony Włochy. Niemcowi odjęło mowę i po prostu popatrzył się na Feliciano dziwnie, a Prusak gapił się na to jak na scenę z jakiegoś horroru, nawet nie zwracając już uwagi na tulącego się do niego, płaczącego Lovino.
- Przestań obściskiwać tego ziemniaczanego durnia! Przypominam ci, że jesteś teraz w moim ciele!- wydarł się "Veneciano", próbując odczepić swojego brata od osłupiałego Gilberta. Jednak "Romano" jedynie mocniej chwycił ramię Prus, nie mając zamiaru, jak to ujął jego brat, "przestać obściskiwać tego ziemniaczanego durnia". Wtedy Niemcy nareszcie się ocknął.
- Romano?- zapytał, spoglądając na stojącego obok niego "Włochy".
- Ta. Jakoś tak się złożyło, że tak. Czego dusza pragnie, durny albinosie?- prychnął Lovino, zerkając na Ludwiga z nienawiścią. To spojrzenie natychmiastowo rozbiło serce Niemca w drobny mak. Mimo tego, że wiedział, że to tak naprawdę nie był on, widok wściekłego "Włochy" i to wściekłego na Niemcy, był dla niego nie do zniesienia. Ludwig szybko odwrócił głowę, próbując ukryć emocje.
- Nie jestem Gilbertem, Romano- westchnął ponuro, co sprawiło, że Feliciano spojrzał na niego, po czym szybko na Prusaka, który dalej nie potrafił zaakceptować rzeczywistości.
- Luddy?- szepnął, odwracając się z powrotem do bladego mężczyzny i powoli puszczając ramię Gilberta. Ludwig westchnął i lekko kiwnął głową.
- Ja, ich bin Ludwig- odpowiedział po niemiecku, spoglądając na Włocha. Wtedy Feli podszedł do niego i ku wściekłości Lovino, ucałował go w jego blady policzek. Biała twarz szybko zrobiła się różowa, po czym bladoczerwona. W tym momencie Romano chwycił Feliciano za kołnierz i wyciągnął brata z pokoju, tupiąc przy tym głośno. Za to Ludwig stał osłupiały, cały czerwony, a na twarzy Prusaka wykwitł szeroki, złośliwy uśmiech. Trochę dziwnie to wyglądało, biorąc pod uwagę, że był w ciele swojego młodszego brata.
- No, to ci się akurat udało, Vest- prychnął, po czym się zaśmiał. Jednak zamiast zwyczajowego "kesesese", do którego był przyzwyczajony, z jego gardła wydobył się głęboki, gładki, donośny śmiech. Gilbert momentalnie zasłonił swoje usta.- Ty się tak śmiejesz? Czekaj, twoje ciało w ogóle jest w stanie się śmiać?!-
- Oh, zamknij się- rzucił Ludwig, ciskając w brata leżącą w pobliżu koszulką.- Weź się ubierz! Nie będziesz latał cały dzień w bokserkach i zapoconym podkoszulku. W końcu to moje ciało- po tych słowach wymaszerował z pokoju, zasłaniając zaczerwienioną twarz. Nie lubił, gdy mu się wytykało, że rzadko się uśmiecha, a co dopiero śmieje. Na chwilę zajrzał do salonu, gdzie Lovino wydzierał się na Feliciano, co obecnie wyglądało bardzo dziwnie, ale zaniechał interwencji. Tylko by pogorszył sprawę. Swoje kroki skierował do pokoju Gilberta, gdzie wyszukał kompletu ubrań. Starał się wybrać coś, co jego brat faktycznie by włożył, a nie było to trudne zważywszy na to, że przekopywał jego szafę. Nagle jego wzrok padł na telefon. W jego głowie nagle zaświtała pewna myśl. Przecież Anglia zajmował się takimi sytuacjami jak ta. Jak on to nazywał? Anomalie magiczne? Na pewno było to coś równie głupiego. Ludwig wziął do ręki komórkę i ją włączył. Była zablokowana. Niemiec spojrzał na ptaszka siedzącego na jego ramieniu, ale ten tylko pokręcił główką, chyba dając znak, że nie zna hasła. Na całe szczęście Ludwig znał prawie wszystkie numery członków G8 na pamięć, więc po prostu go wklepał z "połączenia alarmowe". Ku jego zdziwieniu wyskoczyła nazwa "Upity Anioł Rock'a". Ludwig pokręcił głową i ignorując ten fakt, przyłożył telefon do ucha. Dźwięk dzwonka trwał dość długo, ale w końcu Anglia raczył odebrać.

- Sacrebleu, kto dzwoni tak wcześnie.

NIE odpowiadam za wszelkie błędy ortograficzne jak i interpunkcyjne, jedynie za fabularne. Mogę mieć problemy z niektórymi postaciami, ale żadne OC nie powinno się pojawić. Z góry uprzedzam, że charakter Polski będzie inny niż ten, o którym nauczyło nas anime, plus z jego ust poleci trochę przekleństw. NIE wiem co z tego wyjdzie, fabuły takowej opracowanej nie mam. W obsadzie jest kto z kim się na razie zamienił.

Ty chyba żartujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz