Rozdział 4

12 0 0
                                    




Czekając na Milla położyłem się do łóżka, nie wiedząc kiedy zasnąłem. Widziałem stos, wokół szalały płomienie, które nagle zgasły ukazując prochy. Klęczałem obok szlochając, gdy nagle poczułem delikatną dłoń na ramieniu. Dotarł do mnie głos, dobrze mi znany głos. Gdy się obróciłem zobaczyłem ją, poparzoną ale wciąż piękną.

- Irina! - krzyknąłem, ale ona rozpłynęła się w powietrzu, a ja otworzyłem oczy.

- Anton? Miałeś koszmar - mówię i przykładam mu dłoń do czoła sprawdzając czy nie ma gorączki. Nie wyczułem temperatury. Patrzę się w jego zagubioną twarz, blado się uśmiecham aby pokazać, że zły sen już się skończył.

Nie wiem dlaczego, to nie jest normalne, ale Mill przypomina mi Irinę. To dziwne przecież nie jest kobietą, ale jego osobowość jest bardzo podobna.

- Mówiłeś coś do mnie gdy spałem?

Kręcę przecząco głową.

- Tylko cię szturchałem abyś się obudził - mówię.

Kiwam głową na znak zrozumienia. Byłem pewny, że słyszałem jego głos.

- Zdobyłeś konia?

- Tak. Jeśli jesteś gotowy możemy już ruszać.

Zabieram mój topór i zawinięte w szmaty jedzenie i wychodzę z chaty zmierzając w stronę  konia.

-Pułapki, musisz przeprowadzić konie prawda? -zwróciłem się do Milla.

Kiwam głową i biorę lejce obu koni. Powoli przemierzamy las.

- Nie omówiliśmy tego wcześniej. Gdzie chcesz wyruszyć Mill? Co chcesz zobaczyć? Nie mam wyraźnego celu podróży, możesz wybrać każde miejsce jakie przyjdzie ci do głowy.

- Zdam się na twoją intuicje i wiedzę o świecie - mrugam do niego jedynym okiem i wyprowadzam konie na drogę.

- Byłeś kiedyś nad morzem?-pytam nie czekając na odpowiedź.- Koniecznie musisz je zobaczyć, przejść się gołymi stopami po piasku, pooddychać tym powietrzem.

- W takim razie jedziemy nad morze. Prowadź  - mówię i wskakuje na konia.

- Zanim dojedziemy może minąć nawet miesiąc. Musisz być gotowy na długą podróż.

Kiwam głową.

- Wiem. - odpowiadam krótko. Omijam temat znalezienia zabójcy jego żony, nie chce doprowadzać go do takiego stanu w jakim był u Wiedźmy.

=^.^=~ ~*~~ =^.^=

Po czterech dniach dotarliśmy do małej wioski przy dużej rzece. Mieszkańcy w porównaniu do miastowych ludzi potraktowali nas bardzo życzliwie. Siedzimy przy barze w gospodzie, w której się zatrzymaliśmy i popijając trunek rozmawiamy o dalszej drodze.

Popijam alkohol, smakuje zupełnie inaczej niż ten podawany w moim starym mieście. Czuje, że po dwóch kubkach już tracę głowę.

- Mi już wystarczy - mówię i odstawiam trunek na bok.

- Poddajesz się? - zaśmiałem się po czym czknąłem. - Millll jak tak możesz? Dotrzymaj mi towarzystwa. Chyba nie zostawisz swojego przyjaciela cooo?

- Jak się nachleje to masz mnie zanieść do gospody - mówię i znów biorę trunek w rękę. Upijam kilka łyków.

- Wpadłem na wspaniały pomysł, wiesz Mill? Znajdziemy ci jakąś ładną dziewkę!

Powiązani z WiedźmamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz