- Mogę ci pomóc rozłożyć tę kanapę – odpowiedział patrząc mu w oczy. – A kołdra jest w środku.
- Poradzę sobie – powiedział beznamiętnie nie patrząc na młodszego, aczkolwiek jego ciekawski wzrok wywiercał mu dziurę w brzuchu.
Wyszedł. Chciał jak najszybciej położyć się spać, zakończyć te głupie spotkanie. Od samego początku wiedział, że to nie wypali, a głupi i tak się uparł. Głupota nie zna granic. Ruszył w kierunku salonu. Czy był zawiedziony? Owszem. Czy był wściekły? Oczywiście. Czy chciał coś rozwalić? Jak najbardziej!
- Dobranoc. – Usłyszał po chwili. Słowo było ledwie słyszalne przez ściany, lecz dotarło do jego uszu.
Uśmiechnął się pod nosem, owinął w jeszcze ciepły i przesiąknięty perfumami Kubańczyka koc oraz rzucił się na kanapę, której oczywiście nie rozłożył. Nie zajmował dużo miejsca, no i niebieski materiał był wystarczającym źródłem ciepła.
- Dobranoc – powiedział mając nadzieję, że i jego odpowiedź dojdzie do chłopaka.
~*~
Keith obudził się natychmiast, gdy tylko Lance skoczył na niego z krzykiem i wpakował mu się pod koc. Cały się trząsł, miotał i nie przestawał wrzeszczeć. Aż w końcu poczuł ciepłe ręce, które mocno oplotły jego tułów i zminimalizowały dreszcze rozchodzące się po ciele. Po chwili brunet złapał końcówkę materiału i odkrył pół ciała Kubańczyka. Był przyklejony do niego jak magnes.
- Co się stało!? – krzyknął z wyraźnym przerażeniem w oczach. – Złodziej!?
- Jasne, że nie! Potwór! Jest pod moim łóżkiem!
Kogane spojrzał na niego jak na idiotę. Znowu się zaczyna i tym razem jego cierpliwość jest wystawiona na jeszcze większą próbę niż pozostałe przypadki.
- Lance, nie ma takiego czegoś jak potwór – powiedział jak najspokojniej się dało. Nie chciał pogarszać sytuacji krzykiem, to nie o to tym razem chodzi.
- Ale ja mówię prawdę! – Z powrotem przykrył się kocem po sam czubek głowy niczym pięcioletnie dziecko, którym najwyraźniej nadal był.
Po pomieszczeniu rozległ się głośny śmiech, a sam Keith wręcz tarzał się po kanapie z rozbawienia. Lance lekko wychylił się spod swojej bazy ochronnej i wlepił wzrok na starszego chłopaka. Co on właśnie odpierdalał?
- Z czego rżysz?! To poważna sprawa!
Jak można być poważnym, gdy widzisz Latynosa pod kocem, który wychyla głowę ze swojej kryjówki i na dodatek ma tyłek w górze? No jak? Koreańczyk wytarł łzy z kącika oka i z wielkim uśmiechem szarpnął za koc.
- Chodź, zaraz zobaczymy tego twojego potwora – uśmiechnął się i ruszył do sypialni chłopaka mając w sumie gdzieś jego protesty. Idąc usłyszał za sobą szybkie kroki Lance'a.
Wszedł do pokoju, zapalił światło i rozejrzał się lekko. Syf był, syf nadal jest, Keith nie widział niczego nowego. Ciuchy były zrzucone na jedno krzesło, jakieś książki leżały na podłodze, a milion tysięcy maści, kremów i innych pierdół walały się po całej szafce.
Kogane sceptycznie spojrzał na dygoczącego za nim chłopaka.
- No co? Ta śliczna buźka nie dba o siebie sama.
Za odpowiedź usłyszał tylko westchnięcie, a po chwili Koreańczyk zaczął przemierzać pokój zmierzając ku łóżku. Gdy dotarł, kucnął i spojrzał w ciemność wytężając wzrok. Nic tam nie było. Cóż za zaskoczenie.
- Tylko uważaj! Może być niebezpieczny!
- Tak, tak, pamiętam – zaśmiał się cicho, by nie zrobić przykrości przyjacielowi. - Masz może latarkę? Chcę się bardziej przyjrzeć twojemu potworowi.
Kiedy tylko Keith zaświecił latarkę, a światło idealnie oświetliło całą czerń pod łóżkiem, usłyszał tylko głośne miauknięcie i po chwili na jego twarz wbiegł rudy kot, który wczepił się przy okazji pazurami w bladą skórę czarnowłosego. Odskoczył jak oparzony próbując zdjąć go z siebie, jednak na próżno. Rudzielec za mocno się wbił. Sekundę później do pokoju wbiegł Lance z wielką szczotą i zaczął okładać nią kota. Kota to mało powiedziane, raczej uderzał tym patykiem w całe ciało przyjaciela.
- Spokojnie! Zaraz go zdejmę! – krzyknął przygotowując się do ostatecznego ciosa miotłą.
Zwierzę akurat teraz postanowiło grzecznie ustąpić i szybko uciekło zanim Kubańczyk w nie uderzył. Dzięki temu Keith mógł się najeść włosami, które wypadły ze szczotki w chwili spotkania z jego twarzą.
- Cholera! Uciekł mi! – mruknął zły i natychmiast skrzywił się, gdy tylko zobaczył twarz bruneta. Liczne ranki ozdabiały jego skronie, nad prawą brwią była trochę dłuższa kreska i na podbródku. – Żyjesz?
Podał mu dłoń za którą Koreańczyk szybko złapał i wstał.
- Nie, kurwa umarłem! – żachnął się. – Gdzie te rude kocisko?! I od kiedy ty masz kota?!
McClain spojrzał na jego wielkie oczy. Postanowił zapytać później dlaczego wyglądał jak przerażona kura.
- No właśnie o to chodzi, że nie mam – jęknął. – Nie mam bladego pojęcia jak się tu znalazł.
- Bladego jak twoja dupa? – mruknął nadal zły przy okazji odbierając narzędzie, którym dostał kilkanaście razy. Bolało. – Nie jesteś godzien władać miotłą.
W tym momencie z rogu pokoju usłyszeli syczenie. Spojrzeli oboje w tamtą stronę i zobaczyli naostrzone kły, pazury długości kilku centymetrów i mordercze, żółte ślepia próbujące zabić osoby naprzeciwko. Napuszony ogon sterczał z tyłu.
- Keith? – Szatyn cofnął się o krok przerażony.
- Tak, Lance? – Brunet również poszedł w jego ślady, nawet jeśli miał tą głupią miotłę w rękach.
- Walmy to, nie chcę umierać! – Latynos rzucił się do ucieczki, natomiast kot rzucił się na biednego Keitha.
W sumie skończyło się na tym, że Kogane porzucił swoją broń i uciekł za chłopakiem, a rudzielec jak na diabła przystało ruszył za nimi. Gonili się tak przez pół mieszkania wywracając wszystko co stało na ich drodze. Ten kot był niesamowicie uparty. Aż w końcu niebieskooki złapał czarnowłosego za bluzkę i wciągnął do łazienki szybko zamykając drzwi. Po chwili usłyszeli łupnięcie w drzwi.
- Mamy spokój – Lance schylił się trochę, by zaczerpnąć powietrza. – Nie mam za grosz kondycji.
Oddychał ciężko, w przeciwieństwie do Keitha, który tylko trochę się zmęczył. Tak na dobrą sprawę to mógłby jeszcze iść pobiegać na dworze. Czemu nie.
- I co teraz? – spytał po chwili.
Kubańczyk spojrzał na niego z politowaniem i westchnął ciężko.
- Siadaj. Trzeba cię opatrzyć.
CZYTASZ
Horror na dobranoc [Klance]
Fanfic- Zapraszam moją księżniczkę. Jednak zamiast śmiechu usłyszał głuchą ciszę. Podniósł wzrok i w miejscu, gdzie powinna znajdować się piękna białowłosa, zobaczył Keitha gapiącego się na niego jak na jeszcze większego idiotę, którym już i tak był w je...