- Ale przynajmniej wyglądasz uroczo – rozczulił się Lance.
McClain dobrze sobie radził w takich sytuacjach. Miał sporo rodzeństwa, więc takie przypadki nie były mu obce. Odkaził zadrapania na twarzy, rękach i nogach Koreańczyka wacikami i ponaklejał plastry. Problem był taki, że miał tylko różowe z Barbie. A Keith siedział naburmuszony mając różowe nalepki praktycznie wszędzie. Jego wzrok ponownie strzelał laserami.
- Zamknij się i posuń swój tyłek – mruknął.
Jeśli łóżka nie ma w pobliżu, to jest jeszcze wanna. Lance leżał na drugim końcu, a jego nogi wystawały obok głowy starszego, na co ten od razu zareagował pakując swoje nogi pomiędzy talię Latynosa. I jemu nie było wygodnie i drugiemu też nie. Idealnie.
- Nie, nie przesunę. Zabierz łaskawie swoje łydki, bo ruszyć się nie mogę – warknął Kubańczyk.
- Jeśli twoje giry choć dotkną mojej głowy to obiecuję, że ci je odgryzę.
Keith naciągnął na siebie bardziej płachtę prysznicową, którą nie wiadomo po co Lance trzymał w szafce, odkrywając przy tym młodszego. Ten zrobił to samo.
- Nie odkrywaj mnie!
- Sam mnie nie odkrywaj! – szarpnął Lance za drugi koniec.
- A zrób tak jeszcze raz! – Kogane pociągnął do siebie jeszcze mocniej.
- Tak? Bo co mi zrobisz?!
Szrrr. Płachta rozerwała się, zostawiając im niewielkie skrawki do przykrycia. Spojrzeli oboje na siebie i ryknęli w tym samym czasie.
- To twoja wina!
- Moja? Twoja! – powtórzyli po sobie.
- Dobra, zamknij się i idź spać – warknął Koreańczyk okrywając się jednym strzępkiem płachty. Co za jełop.
- Sam się zamknij – mruknął cicho Lance i położył się na boku wbijając przy tym nogi w plecy, jak i po części w głowę czarnowłosego.
- Tak? To spierdalaj.
- Ty też spierdalaj.
Minęło pierwsze dziesięć minut, dwadzieścia, pół godziny...dwie godziny. A Kubańczyk nadal nie mógł zasnąć. Co jakiś czas spoglądał na przyjaciela sprawdzając, czy przypadkiem nie obudził go swoim częstym wierceniem i uderzaniem łokciami o wannę. Próbował wszystkiego: liczył owce, liczył gwiazdy, które widział przez małe okienko u góry, nawet pokusił się o bezsensowne patrzenie się w sufi i rozmyślaniu nad sensem życia. Nic nie pomogło. Nie licząc, że bał się Diany, tej strasznej baby z Obecności oraz mumii o której magicznie sobie przypomniał. W łazience było ciemno jak w grobie. Tylko co jakiś czas była oświetlana przez reflektory przejeżdżających obok samochodów. Im bardziej patrzył w ciemność, tym szybciej i dokładniej przypominał sobie kadry z filmów. Złe wyczucie czasu. Poczuł chłód na karku. Zamarł. Coś tu było. Spojrzał szybko na czarnowłosego, który spał w najlepsze. Znowu zimny powiew otulił jego szyję doprowadzając do dreszczy. Zaczął powoli panikować. A co jeśli rzeczywiście jest tu taka Diana?!
Rozejrzał się przerażony po ciemności w jakiej się znajdował. I do głowy przyszedł mu tylko jeden pomysł. Usiadł i wziął delikatnie nogi przyciskając je do klatki piersiowej, by następnie położyć się obok Keitha. A dokładniej na jego klatce piersiowej. Potrafił usłyszeć dzięki temu ciche, równomierne bicie serca bruneta, które kojąco działało na jego aktualną podświadomość. Ciarki ustąpiły tak szybko jak się pojawiły.
- Nie możesz spać? – spytał zaspanym głosem Kogane.
Lance tak bardzo cieszył się, że jest ciemno i chłopak nie widzi jego malinowych policzków. Zawstydził się po raz kolejny. I zapewne to się nigdy nie skończy.
- Nie – przyznał młodszy. – Boję się.
Czekał na wyśmianie, czekał na smak zawstydzenia jaki zaraz usłyszy od Koreańczyka. Był na to przygotowany od początku. Jak można bać się tak głupich rzeczy? Jednakże jakie było zaskoczenie, gdy czarnowłosy zamiast śmiać się w niebogłosy umieścił jedną rękę na plecach młodszego, zaś drugą złapał za jego bok i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Teraz nie było już mowy o żadnej przestrzeni osobistej. Dziwnym trafem jakoś mieściło się tam powietrze, choć byli spleceni ze sobą bardzo mocno. Lance nadal w lekkim szoku wtulił się w tors chłopaka. Ponownie poczuł te ciepło, którego brakowało mu leżąc samemu w łóżku jeszcze przed atakiem kota. Ten gorąc mógłby brać garściami, byleby zatrzymać przy sobie jak najdłużej.
Zamknął oczy, lecz zanim poszedł spać musiał jeszcze wyjaśnić pewną nurtującą kwestię.
- Keith? Dlaczego byłeś wtedy tak bardzo przerażony? – Za odpowiedź usłyszał tylko milczenie. – Wtedy, gdy zaatakował kot.
Cisza. Zrezygnowany Latynos bardziej wtulił się w ciało czarnowłosego oraz założył swoje nogi na jego. Liczył, że mu odpowie, patrząc na to jak są ze sobą blisko. Ostatecznie zamknął oczy i rozkazał swojemu organizmowi iść spać.
- Boję się kotów – odpowiedział po chwili brunet. Tym razem on poczuł jak jego policzki nabrały soczystego czerwonego koloru. Jeszcze nikomu tego nie powiedział, myślał, że nigdy nie będzie musiał. Cóż za niespodzianka.
- Jutro już nie będziesz się ich bał – wymruczał pół przytomnie Lance i oddał się w objęcia Morfeusza.
CZYTASZ
Horror na dobranoc [Klance]
Fanfic- Zapraszam moją księżniczkę. Jednak zamiast śmiechu usłyszał głuchą ciszę. Podniósł wzrok i w miejscu, gdzie powinna znajdować się piękna białowłosa, zobaczył Keitha gapiącego się na niego jak na jeszcze większego idiotę, którym już i tak był w je...