Rozdział 8

8 0 0
                                    




Widzę przed sobą Milla, za jego plecami stoi Aurelia, dotyka go, uwodzi. On patrzy na nią zakochanym wzrokiem, obraca ją w swoją stronę i całuje. W trakcie pocałunku oboje otwierają oczy i patrzą prosto w moje. Czuje się źle, chce się obudzić ale nie mogę otworzyć oczu.

Wchodzę do gospody. Ignoruje ciekawskie spojrzenia i idę na piętro tam gdzie jest moja izba i Antona. Stoję przed jego pokojem, ostatecznie cicho wchodzę do jego pokoju. Podchodzę do niego i szturcham aby się obudził.

- Anton? - pytam cicho.

Coś mnie budzi, podziękował bym temu komuś gdyby nie to, że był jedną z osób z mojego koszmaru. Odwracam od niego wzrok, nie mam ochoty na niego patrzeć.

- Anton, wiem, że jest późno, ale chciałbym z tobą pomówić - zaczynam.

- Niech zgadnę czyżbyś zamierzał mnie skarcić za zachowanie? -podnoszę się do siedzącej pozycji, pled zsuwa się ze mnie odsłaniając klatkę piersiową.

- Nie, chciałbym abyś mi powiedział co się właściwie tam stało - mówię spokojnie. Światło księżyca rozświetla jego idealne ciało.

- A wiesz, że z chęcią ci powiem? - uśmiecham się złośliwie, nie wiem co zrobić z rękami więc rozpuszczam włosy i zaczynam je przeczesywać - Ta twoja kochana Aurelia to kurwa jakich mało. Najpierw gadała jak to cię uwiedzie i, że nic na to nie poradzę, bo sprawiła, że jesteś w nią zapatrzony jak w obrazek. A później oblała mnie winem.

Patrzę na niego zaskoczony. Chcę zaprzeczyć, ale nie wyczuwam kłamstwa.

- Rozumiem...dobrze, że teraz pokazała swoją naturę - mówię cicho i idę do wyjścia.

- Stój lisku. Coś taki przygnębiony? Jak chcesz to zostań, pociesze cię - żartuje ruszając brwiami, by go rozbawić.

Patrzę na niego spode łba.

- Dobranoc - mówię tylko i wychodzę. Idę do łóżka „Jak mogłem pomyśleć, że jakaś się mną zainteresuje..." myślę smutny.

Gdy chłopak wychodzi, kładę się i idę spać tym razem z przyjemnym snem.

Całą noc przewracam się z boku na bok. Nie udaje mi się zasnąć. Idę rano do jadalni i spotykam Aurelię.

Schodzę na dół i co widzę oczywiście, że tą małpę. Mill zszedł prawie na równi ze mną, widzę, że chce się do niej odezwać, ale jestem pierwszy.

- A ty co domu nie masz? Jest ranek, całą noc tu koczowałaś, nie przyjęli cię z powrotem do burdelu? - zaczynam.

- Anton, proszę - mówię błagalnym tonem aby przestał.

- Przestaje tylko dlatego, że prosisz - mówię i siadam przy barze jak co dzień prosząc o śniadanie.

Siadam przy stole, Aurelia idzie za moim przykładem i siedzi naprzeciwko mnie pijąc wino.

- Nie wiem co naopowiadał ci ten ogr, ale to były kłamstwa - mówi słodko . Zaciskam zęby. Biorę jej kieliszek i wylewam na nią wino.

- To za wczoraj - mówię ostro.

Przez cały czas obserwowałem Milla. Zaskoczył mnie gdy wylał na nią wino.

- A mnie to powstrzymywałeś! -krzyknąłem do niego.

- Sam chciałem to zrobić! - odpowiadam z uśmiechem potem zwracam się do Aurelii.

- Jeśli jeszcze raz się do nas zbliżysz to gwarantuje ci, że możesz tego nie przeżyć - ona tylko patrzy się na mnie z odrazą i wychodzi. Z ulgą siadam na ławce.

Podchodzę do niego i zawieszam mu rękę na ramieniu.

- Jestem z ciebie dumny. Awansujesz na faceta lisku.

Uśmiecham się pod nosem choć w rzeczywistości jest mi przykro, że tak to się z nią skończyło.

- Mam imię - przypominam.

- Wiem - schylam się i prosto do jego ucha szepcze - Millan.

Przez jego głęboki głos po ciele przechodzą mnie miłe dreszcze. Postanawiam nie przejmować się tym odczuciem.

- Kiedy jedziemy? - pytam.

- A jak twoja noga?

- Ładnie się goi. Już się tak mną nie przejmuj - mówię żartobliwie.

- W takim razie wyruszymy jutro rano, muszę jeszcze załatwić parę spraw.

Kiwam głową.

- Mogę wiedzieć jakich spraw?

- Pójdę po trochę wyrobów leczniczych do Franceski, kto wie co może się jeszcze wydarzyć w podróży. Zwłaszcza, że ostatnio ciągle się ranisz - puszczam do niego oczko.

- Franceski? - pytam podejrzanie.

- To miejscowa zielarka, bardzo miła dziewka - mówię.

- Aha - odpowiadam krótko. Czuje dziwne ukłucie, nie wiem czemu, ale jestem na niego zły.

- Zaraz do niej pójdę, wrócę za... godzinę, albo może trochę później - zbieram się do wyjścia z karczmy.

Marszczę brwi „A niech sobie idzie...co mnie to" myślę i postanawiam iść na targ, by kupić sobie siatkę.

Szybko zawitałem w domu Franceski, jak zwykle powitała mnie miło podając wywar z ziół. Podarowała mi również sporo wyrobów po niższej cenie. Rozmawialiśmy kilkanaście minut kiedy na dworze zrobił się gwar, wyszliśmy z chaty zobaczyć co się dzieje.

Byłem na targu koło kościoła. Nie zauważyłem gdy kaptur spadł mi z głowy. Zanim się obejrzałem dostałem w głowę klingą miecza. Dwóch strażników niosą mnie do kapłanów. Rzucają na ziemie, a gdy instynktownie chce uciec łamią mi żebra. Z bólem padam na posadzkę. Widzę kapłana stojącego nade mną i patrzącego z odrazą.

- Szatan! Szatan go opętał! Na tortury i szubienice z tym czartem! - wrzeszczy. Zostaje zaciągnięty pod szubienice, ale zamiast od razu mnie powiesić przywiązują mnie do słupa. Patrzę ze strachem gdy jeden z strażników rozdziera mi koszule i wali batem po plecach. Krzyczę z bólu, jednak on nie przestaje.

Widzę piekło, Mill krzyczy z bólu. Ogarnia mnie furia, chwytam za topór, przepycham się przez tłum ludzi. Słyszę kolejny jęk, do moich oczu zachodzą łzy. Kościół znowu to robi, ale tu będzie inaczej, nie pozwolę mu umrzeć. Wpadam na podest, nie panuję nad sobą uderzam ostrą częścią broni w strażnika katującego Milla, pada na ziemie martwy. Kolejni strażnicy rzucają się na mnie, ale ja w szale odpieram ich ataki, nie zauważam gdy ostrze przejeżdża po moim brzuchu. Kiedy nikt nie atakuje odwiązuje chłopaka i przewieszam przez ramię, zeskakuje z podestu, biegnę w stronę karczmy. Szybko wrzucam na wpół nieprzytomnego Milla na konia, jeszcze coś do niego dochodzi wiec jest w stanie mniej więcej pokierować konia, ja jadę za nim pilnując tyłów. Gdy jesteśmy już kawałek od miasta, Millan spada z konia.

Widziałem krwawą łaźnie, Anton zabijający strażników. Został ranny i w szale atakował...czuje niesamowity ból na plecach. Mimo, że chce jechać dalej, że wiem, że nie mogę go teraz opuścić, ciało mnie nie słucha. Mdleje i spadam z wierzchowca.

Zeskakuje z konia i biegnę w stronę Millana. Upadam przy nim na kolana, klepie go po policzku.

- Mill! - krzyczę - Obudź się Mill!

Chłopak nie odpowiada. Podniosłem go delikatnie żeby nie podrażnić jego ran i w tej chwili odezwała się moja. Mimo to pokierowałem się w stronę lasu i skryłem nas za drzewami. Wyciągnąłem z torby maść od Franceski oraz delikatny materiał i zacząłem opatrywać plecy Milla, po tym zabrakło mi sił. Mroczki pojawiły mi się przed oczami. Nastała ciemność.

Powiązani z WiedźmamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz