Podbiegam do nich. Szlag.- Musimy uciekać - mówię cicho w stronę Milla.
Kiwam głową.
- War, idziemy - mówię. Cicho idziemy przez las, bieg ogra z pewnością byłby za głośny, a oni by nas wymordowali. Ostrożnie stawiam kroki i pilnuje, aby Anton i War robili to samo.
Udaje nam się ujść spory kawałek, mimo wszystko mam wrażenie jakby ciągle deptali nam po piętach. Jeśli mają w swoich szeregach wróżbitów będzie z nami słabo.
Bardzo się boje, staram się ignorować trzęsące się dłonie i iść spokojnie. Mam nadzieje, że przeżyjemy i wyjdziemy z tego cholernego lasu. Na szczęście War stawia ciche kroki jak na jego rozmiary.
Jeśli by nas dogonili mógłbym załatwić najwyżej trzech nie odnosząc wielkich obrażeń. Jeśli nas znajdą będziemy musieli ich jakoś podzielić. Spoglądam na Milla jego ręce się trzęsą, dla otuchy łapię jedną.
Czuje jak Anton chwyta mnie za dłoń. Automatycznie się uspokajam, czuje się bezpieczny kiedy jest blisko. Na chwile przystaje i ciągnę Antona ku sobie. Szybko go całuje.
- To gdybyśmy nie przeżyli - mówię szeptem i kontynuuje marsz.
Na mojej twarzy pojawia się wielki uśmiech.
- Nie zamierzam ginąć, a i tobie nie pozwolę - jeszcze raz go całuje, tamten pocałunek był zbyt krótki.
Uśmiecham się na te słowa i na pocałunek. Chwytam go mocniej za dłoń. Całą ta sytuacje ogląda z boku War.
- Kocha naprawdę - mówi cicho.
Przed nami nagle staje wielki mur ziemny. Gdy się obracamy widzimy oddział czarowników.
Ogr niewiele myśląc rzucił się na nich z impetem.
- Uciekaj! - krzyczę do Antona, a sam biegnę po drzewach. Kiedy kapłani zauważają moje uszy zaczęli gnać za mną.
W stronę Millana leci kula magicznej mocy. Nie myśląc wiele rzucam się na nią. Słyszę krzyk Milla i śmiech czarownika. To jednak nie trwa długo ponieważ wstaje bez najmniejszego zadrapania. Mąż wiedźmy nie może nie znać magii. Cała magia znajdująca się w pocisku została zabsorbowana przez moje ciało. Czuje jak moje oczy zaczynają błyszczeć, a włosy powoli unosić. Ciąg słów w starożytnym języku wydobywa się z moich ust. Zaskoczeni czarownicy nie zdążyli zaatakować, otoczyła ich siatka z trujących roślin, które z każdym dotknięciem powodują silny ból. Biegnę w stronę Milla i łapie go za rękę ciągnąć za sobą.
- Biegnij!
Szybko wstaje i biegnę w ramie w ramie z Antonem. Został już tylko jeden. Ten który pragnie mojej śmierci jak nikt inny. Tawer. O wilku mowa. Czarnoskóry spada tuż przed moim nosem.
- Witaj Millanie, Antonie - mówi jakby to wcale nie była walka o życie. Moje oczy zrobiły się złote, a źrenice się wydłużyły. Odblokowuje pazury na palcach.
- Tawer, jak śmiesz pokazywać mi się na oczy - mówię pogardliwie. On tylko wzrusza ramionami.
- Dobrze wiesz, że moje sprawy prywatne i nasza wspólna przeszłość mają się nijak przy moim zleceniu zabicia cię. Jako dziecko pewnie wiedziałeś, że kiedyś tak to się skończy - mówi spokojnie.
Trochę magicznej mocy wciąż mi pozostało, ale on jest potężny, nie to co jego towarzysze. Czuć od niego tą samą aurę co w chacie Wiedźmy z miasta Milla.
- Owszem, wiedziałem. Jednak wciąż łudziłem się, że dasz mi święty spokój - on się tylko śmieje. Pokazuje mu otwartą dłoń, a potem palcem kreślę znaki. Fala uderzeniowa w niego trafia. Jak na razie widać tylko pył wiec nie mogę ocenić, czy zdążył się obronić.
Czuje delikatny ruch za naszymi plecami. Wysyłam tam pnącze by związało napastnika, ale roślina natrafia na pustkę.
Moje uszy i oczy ledwo nadążały za jego szybkością. Kiedy pojawia się obok mnie udaje mi się wbić pazury w jego oko. Po chwili znika.
Nie wiem co mam zrobić. Przeciwnik jest za szybki, nawet Mill za nim nie nadąża.
Biegnę przed siebie. Wiem, że on podąży za mną. Najpierw chce zabić mnie, a potem Antona. Pojawia się przede mną i rzuca kulą mocy. Ledwo udało mi się ominąć. Trafiła w drzewo całkiem je spalając. Nie przestaje biec i unikać ciosów. W końcu widzę swoją okazje. Skacze na niego i przygniatam do ziemi. Przykładam mu pazury do gardła.
- Lepiej się nie ruszaj, bo rozszarpię ci krtań - grożę. On robi co każe.
- Gadaj kto wydał wiedźmę Irinę kościołowi? - pytam cicho. On się tylko uśmiecha.
- Verta - mówi. Bez wahania wyszarpuje mu gardło. Wiedźma nauczyła mnie jak mogę nadać moc moim pazurom, ta wiedza przechyliła szale zwycięstwa na moją stronę. Nawet on nie potrafi tego uleczyć. Wstaje cały we krwi „Verta" te imię dźwięczy mi w głowie.
Podchodzę do niego i kładę mu dłoń na ramieniu. Chce wiedzieć kim jest Verta, ale nie będę pytać, to nie czas na to. Opadam przed Millem na kolana i mocno go do siebie przyciągam całując w czoło.
- Przeżyliśmy.
Trzymam mocno zakrwawionymi rękami Antona. Chowam pazury jak i złote oczy. Moje uszy oklapły, a ja marzę tylko o tym, żeby z stąd uciec.
- War! - krzyczę i odklejam się od Antona. Ogr powalił kilku, ale czy przeżył? Może nie łączyły mnie z nim jakieś głębokie relacje, ale go polubiłem. I jako stworzenie inne jak on nie chciałem by zginął. Wstaje szybko i biegnę w kierunku ogra.
Spoglądam na Milla, przed chwilą przeżył ciężkie chwile, a mimo to martwi się bardziej o innych.
Po paru chwilach docieram do ogra. Spodziewałem się, że będzie leżał zakrwawiony, ale on stał. Co ciekawsze nie odniósł poważnych obrażeń, odwrócił się do mnie i na swój sposób się uśmiechnął.
- War wygrał! Mill wygrał! Anton wygrał? - pyta na koniec. Kiwam głową i się lekko uśmiecham.
- Anton wygrał - informuje. Oddycham z ulgą, że wszyscy troje uszliśmy z życiem. Patrzę z obrzydzeniem na krew na moich dłoniach. Chce się jej jak najszybciej pozbyć.
=^.^=~~*~~=^.^=
Udaliśmy się do najbliższego strumienia, by zmyć z siebie krew.
- Mill?
Z całej siły trę ręce, aby pozbyć się czerwonawej cieczy. Ledwo słyszę jak Anton wypowiada moje imię.
- Tak? O co chodzi? - pytam i przestaje myć dłonie.
Chciałem zapytać o Verte, ale widząc jak z całej siły trze swoje ręce decyduję się tego nie robić.
- Pół dnia drogi stąd znajduje się mój dom - informuje go - Jeśli chcesz możemy od razu wyruszyć.
- Jasne, chce jak najszybciej się ulotnić z tego miejsca - gwiżdżę, a konie przybiegają. Wycieram dłonie w spodnie. Nadal widzę na nich ślady krwi. Po czasie chyba się zmyją.
- War idzie z nami? - pytam ogra.
- War dom jest tutaj. Przyjdzie Mill i Anton kiedy zechcą - odpowiada.
Wyruszyliśmy w górę żegnając się z ogrem.
CZYTASZ
Powiązani z Wiedźmami
Roman d'amourMorze, miasta, piękne kobiety wszystko to dla szarookiego myśliwego jest tak odległe jak gwiazdy spoczywające na wieczornym niebie. Zemsta, topór, podróże to wszystko czego pragnie czarnowłosy podróżnik. Las, Wiedźmy, dobroć to coś co połączyło sil...