3.

986 103 2
                                    

Ameryka nie był przyzwyczajony do budzenia się wraz ze słońcem. Jednak jak na złość nie mógł z powrotem zasnąć. W końcu, zdenerwowany, otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Co prawda wszystko było zamazane, ale zdecydowanie mógł stwierdzić, że to nie jego pokój. No, chyba, że ktoś postanowił w ciągu nocy zamalować cały niebieski. Po omacku sięgnął do szafki nocnej, gdzie na szczęście dalej leżały okulary. Gdy je założył, wzrok momentalnie mu się poprawił. Wtedy też zobaczył, że to faktycznie nie był jego pokój. To był pokój Kanady. Już miał nadzieję, że może tak jak w jednym z filmów zamienił się z bratem umysłami czy coś, ale jago ciało było dalej identyczne. Tylko miał inne bokserki. Rozczarowany zepchnął ze swoich stóp Kumajirou, po czym pokłapał do łazienki. Nie jego wina, że musiał się załatwić. Poza tym strasznie przeszkadzały mu włosy, bo go łaskotały w kark. Pójdzie dziś do fryzjera, nie ma problemu. Dobrze pamiętał co się stało, gdy sam sobie obcinał włosy na ślepo. A może poprosi Mattie'ego, by go obciął? W sumie to już nawzajem się czesali. Potok bezsensownych myśli przerwało lustro. Wpierw Alfred nie zauważył w nim nic takiego, oprócz tego, że ma faktycznie strasznie długie włosy. Potem stwierdził, że są jaśniejsze niż zazwyczaj. Po dłuższej chwili zauważył też, że jego oczy są fioletowe oraz że ma loczek jak jego brat. Nie JAK jego brat. ON DOKŁADNIE BYŁ SWOIM BRATEM.
- O. Mój. Boże.- na ustach Alfreda wykwitł szeroki uśmiech jak dodatkowo się upewnił czy to nie sen. Natychmiastowo wybiegł z łazienki i jak burza wpadł do swojego pokoju. Jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy, gdy zobaczył samego siebie rozwalonego na łóżku.
- MATTIE! NIE UWIERZYSZ CO SIĘ STAŁO!- krzyknął, wskakując na brata. Matthew jęknął pod wpływem ciężaru i momentalnie się obudził.
- Al, proszę, nie wsk...- urwał, słysząc swój własny głos. A raczej głos Ameryki płynący z jego ust. Jednak Alfred był zbyt podekscytowany, by dać swojemu bratu samemu dojść co się stało i po prostu wcisnął mu Texas na nos, po czym zaciągnął Matthew'a przed duże lustro w przedpokoju. Tam Kanada osłupiał całkowicie, pod czas gdy Stany dosłownie skakał z radości.
- Czy my...- wymamrotał Matthew, przybliżając się do lustra. Oto spełnił się jego koszmar: dosłownie był Ameryką. Za to jego brat był wniebowzięty.
- TAK- Alfred tak energicznie pokiwał, że Kanada aż się zdziwił, że mu nie odpadła.- ZAMIENILIŚMY SIĘ CIAŁAMI! SUPER, NIE?- Mattie nigdy nie sądził, że jego głos może być taki głośny. Ale to samo mógł powiedzieć o sobie: Ameryka w życiu nie był tak cichy.
- Możemy teraz zrobić tyle pranków! To będzie zaczepiste!- Alfred już zaczął opowiadać jaki żart wytną Kubie, ale Matthew przerwał jego snucie planów.
- Nie, Al, musimy się dowiedzieć jak to się stało i to naprawić- Kanada westchnął, spoglądając na brata.
- Oj, no, weź! Nie możemy się chociaż trochę pobawić?- Alfred wydawał się oburzony, ale zanim się rozkręcił, zadzwonił telefon. Nie czekając na reakcję Ameryki, Kanada podniósł słuchawkę.
- Słucham, mówi...- tu się na chwilę zawiesił, spoglądając na brata. Po chwili westchnął, kończąc:- Alfred F. Jones- Al uniósł kciuki do góry, zachęcając go do dalszego udawania.
- Dz-dzień dobry, Alfred...- po drugiej stronie telefonu odezwał się niepewny głos Anglii.
- Sorry, Iggy, nie rozpoznałem twojego numeru- Mattie czuł się upokorzony. Kłamać przed własnym rodzicem... i to jeszcze, gdy mógł usłyszeć, że coś jest nie tak.
- Nic się nie stało, naprawdę. Cieszę się, że wszystko z tobą dobrze. A jak Matthew?- Artur odezwał się po dłuższej chwili, dalej trochę niepewnie. Coś było nie tak. Brytyjczyk w życiu nie pozwoliłby nazwać się Iggy. I zdecydowanie nie powiedziałby "cieszę się, że wszystko z tobą dobrze". To ma być żart czy Anglii wyczerpał się zapas złego humoru i sarkazmu na ten miesiąc? Może był chory? Również Alfred się patrzył na słuchawkę z niedowierzaniem.
- Stary, co mu się stało?- szepnął, spoglądając na brata. Matthew tylko wzruszył ramionami, myśląc nad odpowiedzią.
- Z nim też wszystko w porządku, ale... Dobrze się czujesz? Wydajesz się być jakiś nieswój- Mattie częściowo odpuścił sobie udawanie, ale Anglia zdawał się tego nie zauważyć.
- Nie, nie, wszsytko w jak najlepszym porządku. Ale czy... em... moglibyście przyjechać? Tak dziś?- Kanada osłupiał, tak samo jak jego bliźniak.
- Ty, to chyba nie jest Iggy- wymamrotał Al, wbijając wzrok w telefon.
- Emmm...- Kanadzie trudno było zebrać słowa, ale Artur przerwał mu zanim zdążył nawet zacząć mówić.
- Świetnie, to widzimy się po południu. Już nie mogę się doczekać!- po tych słowach pospiesznie się rozłączył, zostawiając osłupiałych braci sam na sam.
- CO TO MIAŁO BYĆ? ILE ON JUŻ ZDĄŻYŁ DZISIAJ WYPIĆ?!- krzyknął Alfred, wyrzucając ręce do góry w niedowierzaniu.
- Moim zdaniem to nie był on... Zachowywał się raczej jak...- nagle w głowie Matthew'a zaświtała pewna myśl.- Francis-
- Co, że niby oni też zamienili się ciałami?- Stany podparł się pod boki, nie za bardzo mogąc uwierzyć bratu. Jednak, faktycznie, zachowanie Artura pasowało raczej do próbującego coś ukryć Francji. Znali swoich opiekunów zbyt dobrze, by nie wiedzieć jak się w danych sytuacjach zachowują. Jednak Matthew nie miał zamiaru w to wnikać, był zmartwiony.
- Alfred, zarezerwuj bilety na najbliższy lot do Londynu. Musimy sprawdzić co się dzieje.

Ty chyba żartujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz