- Najbliższy samolot mamy o jedenastej- powiedział Ludwig, podtrzymując komórkę ramieniem, podczas gdy pisał na klawiaturze.
- Dokładnie do Londynu?- po drugiej stronie znów rozległ się dźwięk skrobania w zeszyciku, tworząc tło dla głosu Francji. Czy teraz raczej Anglii. Gdy Niemiec potwierdził, Brytyjczyk zatrzasnął notesik, po czym potrząsnął głową.
- W takim razie powiadomię Francisa, o której przylecicie. Widzimy się na miejscu- po tych słowach się rozłączył. Niemcy westchnął, po czym przeciągle spojrzał na Gilbirda siedzącego obok klawiatury. Za jakie grzechy...
- O jedenastej mamy samolot, więc radzę wam się zacząć zbierać!- krzyknął w głąb mieszkania, rezerwując bilety. Zostały idealnie cztery, dzięki Bogu. Po chwili Ludwig wyłączył laptopa i zatrzasnął wieczko. Gilbird aż podskoczył, po czym zaćwierkał z oburzeniem.
- Es tut mir Leid- wymamrotał Niemiec, podnosząc kanarka. Ptaszek ponownie zaćwierkał, po czym potarł główką o jeden z palców mężczyzny na znak, że się nie gniewa.
- Chyba powinieneś trzymać się Gilberta, nie mnie- szepnął Ludwig, po czym ugryzł się w język, poraz kolejny przyłapawszy się na gadaniu do ptaka. Ciało Prus miało na niego zły wpływ.
- Dokąd lecimy, Luddy?- w drzwiach pojawiła się głowa Romano czy raczej Veneciano.
- Do Londynu. Mamy się tam spotkać z innymi- odpowiedział Niemcy, wkładając komputer do plecaka.
- Innymi?- Włochy uniósł w zdziwieniu brwi.- Czyli innym krajom też to się przydarzyło?-
- Najwyraźniej- uciął Doitsu, nie mając ochoty na wyjaśnianie czegoś, czego sam nie do końca rozumiał. Wyczuwając napięcie, Feliciano podszedł do Niemiec i delikatnie go przytulił od tyłu.
- Wszystko będzie dobrze, Ludwig- szepnął, wtulając twarz w jego ramię. Niemcy obejrzał się na Włocha, po czym westchnął i go delikatnie pogłaskał. Feli uśmiechnął się, całując go w policzek.
- Ludwig~ Co to są te książki na najwyższej półce w twoim pokoju?~- nagle w drzwiach do pokoju pojawił się Prusy, uśmiechając się złośliwie.
- Ani mi się WAŻ! NAWET TEGO NIE DOTYKAJ!- Niemiec wypadł z pokoju niczym burza, wrzeszcząc coś w swoim ojczystym języku, a Gilbert dusił się ze śmiechu, próbując uciec bratu. Po chwili do kłótni dołączył się Romano, wrzeszcząc, że są nienormalni i zachowują się jak dzieci. Jak to dobrze, że psy były na dworze, bo wtedy rumor byłby nie do zniesienia. Veneciano wyjrzał z pokoju, ale natychmiast się cofnął, widząc co się dzieje na korytarzu. Gilbird podfrunął do niego, po czym pocieszająco potarł główką o jego policzek. W odpowiedzi Włochy uśmiechnął się lekko, głaskając go po główce. Po chwili westchnął i spojrzał na na wpół zapakowany plecak. Doitsu w najbliższym czasie chyba nie skończy swojego zajęcia, więc równie dobrze...
&
- Czy ktoś widział dokumenty Gilberta?!- zakrzyknął Ludwig, przekupując biurko brata w poszukiwaniu dowodów. Znalazł tam prawie wszystko, włącznie ze skarpetkami, ale dokumenty gdzieś po prostu wsiąkły.
- Już ci je spakowałem do plecaka- odpowiedział Włochy, wchodząc do pokoju. Jako jedyny był całkowicie przygotowany, już nawet buty założył, bo mu się nudziło. Wtedy też Ludwig zauważył coś więcej.
- Czekaj, kto ci pomógł zawiązać buty?- zmarszczył brwi, spoglądając na perfekcyjnie zawiązane sznurówki.
- Nikt- odpowiedział Włochy, zerkając na Doitsu że zdziwieniem, jakby to było oczywiste. Niemcy potrząsnął głową w niedowierzaniu, po czym zetknął do plecaka. Po chwili odwrócił się od niego zszokowany.
- Ty to pakowałeś?- zapytał, niepewnie wskazując na zawartość torby.
- Tak. Gilbird trochę mi pomógł, bo nie wiedziałem, gdzie znaleźć niektóre rzeczy- Włochy zmieszał się lekko, bojąc się, że zrobił coś nie tak.- C-coś pomyliłem lub nie tak spakowałem? Zawsze jest czas, by go przepakować, jest 9.47...-
- Ale....- Ludwig chciał coś powiedzieć, ale zupełnie zbrakło mu słów. Plecak... Był spakowany perfekcyjnie. Nie było tam żadnych niepotrzebnych rzeczy, ale był przygotowany na każdą sytuację. Niemcy po prostu zamurowało.
- Wiesz, ziemniaczany głąbie, mój fratello JEST samowystarczalny- prychnął Romano, przechodząc obok pokoju. Veneciano spojrzał w jego stronę ze zdziwieniem, ale ten już zdążył zniknąć za ścianą.
- Dziękuję, Feli- Włoch nagle poczuł, że ktoś od tyłu delikatnie go podnosi. Uśmiechnął się, po czym przekręcił się w ramionach kochanka, by pocałować go w czoło.
- FUUUUUJ- Gilbert zasłonił oczy, wchodząc do pokoju.- Vest, jesteś teraz w moim ciele, przestań robić takie nie-niesamowite rzeczy. Zachowujecie się obrzydliwie!- krzyknął, krzywiąc się. Jednak Veneciano tylko się zaśmiał, a Ludwig dalej nie puszczał swojego chłopaka.
- Eh, cokolwiek. Vest, przyniosłem ci twoje dokumenty- Gilbert pokręcił głową, po czym położył dokumenty Niemca na biurku.
- Danke, bruder- wtedy Niemcy odstawił Feliciano na ziemię, po czym zgarnął papiery do plecaka.
- Jesteś już gotowy?- uniósł jedną brew w zapytaniu, ale Prusak tylko pomachał ręką.
- Tak, tak, możemy już jechać. Ale ja prowadzę- westchnął, wychodząc do holu.
- Ktokolwiek, byleby nie Veneciano- z przedpokoju dobiegł głos Romano, po czym coś się wywaliło.- Nic mi nie jest-
- Fratello, uważaj proszę- Włochy wybiegł z pokoju, by zobaczyć czy jego brat jest cały. Ludwig westchnął, po czym podniósł plecak i przerzucił go sobie przez ramię. To będzie długi dzień.
CZYTASZ
Ty chyba żartujesz
FanfictionCzy mieliście kiedyś tak, że obudziliście się w nie swoim łóżku? Możliwe. A nie w swoim ciele? W przeciągu paru godzin świat przewrócił się do góry nogami i szybko się nie odwróci. Oto przed nami łańcuszek nieszczęść i nieśmiesznych żartów, który mo...