Wcześnie wstaje, ale postanawiam jeszcze poleżeć w jego objęciach. Gdy śpi przyglądam się jemu. Widać kilkudniowy zarost na jego twarzy, pasuje mu. „Wiem, że dawno z tobą nie rozmawiałem Boże, jednak chce cię o coś poprosić. Proszę przywróć mi pamięć. Chce pamiętać tego człowieka" modlę się w myślach. Dotykam swoim czołem jego czoła i zamykam oczy. Oby Bóg mi pomógł.Czuję jak coś łaskocze mnie w czoło. Otwieram zaspane oczy i z zaskoczeniem patrzę prosto w szare oczy Milla.
- Dzień dobry - mówię z uśmiechem i odrobinę się od niego odsuwam.
- Dzień dobry lisku - mówię z uśmiechem - Jak się spało?
- Bardzo dobrze. Nie miałeś koszmaru - zauważam.
- Zapach twoich włosów pozwolił mi spokojnie spać - odpowiadam.
- Morał z tego jest taki, że musimy częściej tak spać - mówię z figlarnym uśmiechem. Mój wzrok przyciąga jego obojczyk, na którym jest malinka.
- Uwierz mi, że to nie pierwszy raz kiedy tak spaliśmy.
- W to nie wątpię - w końcu robiliśmy jeszcze inne rzeczy, bardziej nieprzyzwoite. Opuszkami palców jeżdżę po jego obojczyku. Wiedziałem, że długo im się nie oprę.
Przechodzą mnie dreszcze.
- Co robisz Mill? - pytam zdezorientowany.
- Przepraszam, one za bardzo kuszą - mówię niewinnie.
- Nie przeszkadza mi to - mówię - Ale nie chcę żebyś niczego żałował, a ja mogę nie być w stanie się powstrzymać.
- Masz racje - mówię i się od niego odsuwam. Dlaczego daje mu nadzieje? A może ja sobie daje nadzieje aby go pokochać. Czuje się tak jakbym musiał wybierać miedzy nim a samotnością. Jakbym już nie mógł pokochać kogoś innego.
- Nie rób takiej markotnej miny - czochram go po głowie.
- No wiesz co? Właśnie filozofowałem - mówię z udawanym wyrzutem.
- No wiesz co? - przedrzeźniam go - Żeby mi tak kraść plany na przyszłość?
Zaczynam się śmiać, ten człowiek wie, jak mnie rozweselić. Siadam na ziemi i z uśmiechem się rozciągam.
- Niedoszły panie filozofie, czas ruszać dalej - mówię w dobrym humorze.
- Tak jest, kapitanie!
- Widzę, że z liska awansowałem na kapitania - mówię z uśmiechem i dogasam ognisko. Wsiedliśmy na konie i w dobrych humorach ruszyliśmy w dalszą drogę.
Po drodze rozmawialiśmy wesoło omijając tematy przeszłości.
W końcu markotna atmosfera nas opuściła. Cieszę się, że znaleźliśmy wspólny język i mamy podobne poczucie humoru. Z daleka widzę domy.
- Jedziemy przez miasto czy je omijamy? - pytam.
- Jak uważasz, mi jest wszystko jedno.
- Powinieneś na koniec jeszcze dodać „panie kapitanie" - zauważam z uśmiechem - Ja bym tam pojechał. Może spotkamy kogoś ciekawego.
Ruszyłem w stronę miasta.
- Zakryj uszy, lisku - mówię do niego gdy widzę, że dalej nie naciągnął na głowę kaptura.
- Ano faktycznie - mówię i zarzucam kaptur na uszka. Docieramy do miasta.
Wyłapuję ciekawskie spojrzenia ludzi. Moją uwagę zwraca kartka wisząca na jednym z budynków.
- Szlag - mówię pod nosem po czym zwracam się do Milla -Zawracaj.
Nie rozumiem o co mu chodzi, po chwili widzę kartkę z moją podobizną „Cholera" myślę i próbuje zawrócić konia, ale drogę torują mi strażnicy. „Już po mnie".
- W czym mogę pomóc, panowie? - zwracam się do strażników zwracając ich uwagę na mnie.
Kiedy Anton ich zagaduje zeskakuje z konia i uderzam go w biodro. Ten się zrywa i pędzi na strażników. Wykorzystując zamieszanie znikam w bocznych uliczkach. „Muszę się stąd jakoś wydostać" myślę i biegnę przez ciemne zaułki.
Blokuje uderzenie miecza toporem. Niedługo sam będę musiał uciekać, ale najpierw Mill musi się wydostać z miasta.
„Błagam Anton, uciekaj" myślę biegnąc przed siebie. Przeklinam pod nosem widząc jak wielkie jest to miasto. Na pewno nie uda mi się stąd wydostać w ciągu kilku godzin.
Widzę kolejnych strażników biegnących w moją stronę, pora uciekać. Odwracam się i zaczynam biec, chowam się za jednym z budynków.
Jak dobrze, że mam doskonałą orientacje w terenie. Przed sobą widzę bramę, jednak zamiast do niej biegnąc zatrzymuje się. Nie mogę zostawić Antona. Zawracam i biegnę jego zapachem, przynajmniej teraz wiem, gdzie uciekać.
Biegnę uliczkami, słyszę bieg grupki strażników. Zaraz do ciebie dołączę Mill.
Skręcam i prawie wpadam na Antona. Jednak w porę się zatrzymuje.
- Tędy - mówię cicho i łapie go za rękę. Mam nadzieje, że przy bramie nie pojawili się strażnicy.
Biegnę za Millem, co jakiś czas spoglądam do tyłu jednak nikogo nie widzę.
- Coś za cicho jest - mówię, ale nie przestaje biec. Jeszcze tylko kilka przecznic.
Nagle z jednej z uliczek wybiega strażnik.
- Zawracaj Mill! - krzyczę.
Jego głos dźwięczy mi w uszach, robię co mi mówi. Zawracam i skręcam w inny zaułek. Jednak tam również byli strażnicy. Zostałem osaczony od tyłu i z przodu.
- Nie ruszaj się, to może przeżyjesz - mówi jeden ze strażników ściągając hełm. Sądząc po jego opończy to ich przełożony. Gestem ręki nakazał opuścić strażnikom broń, a sam zaczął mi się przyglądać.
Biegnę za Millem, zatrzymuję się w porę.
- Jestem Xawer, przywódca strażników w tym mieście. A ty kim jesteś? - pyta, ale bez wrogości. Sądząc po jego obliczu to rozsądny człowiek, który nie zabija bez potrzeby.
- Millan, panie - mówię z szacunkiem. On tylko kiwa głową.
- Millanie, chodź. Zaprowadzę cię do mojego pana i wtedy zdecydujemy co z tobą zrobić - mówi.
- Kim jest twój pan Xawerze? -pytam wychodząc zza ściany, Mill nigdzie sam nie pójdzie.
Xawer zwraca uwagę na Antona.
- Jest zarządcą tego miasta, on postanawia co robić z takimi jak wy - tłumaczy spokojnie.
Kiwam głową. Rozmowa z nim jest lepszym rozwiązaniem niż walka.

CZYTASZ
Powiązani z Wiedźmami
RomanceMorze, miasta, piękne kobiety wszystko to dla szarookiego myśliwego jest tak odległe jak gwiazdy spoczywające na wieczornym niebie. Zemsta, topór, podróże to wszystko czego pragnie czarnowłosy podróżnik. Las, Wiedźmy, dobroć to coś co połączyło sil...