VIII. Zaćmienie

744 93 16
                                    

— Nadal nie uważam tego za dobry pomysł... —   Suzie przyglądała się jak Audrey taszczy sportową torbę na ramieniu. Blondynka rzuciła jej wyzywające spojrzenie spod uniesionych brwi. —   Powinnaś siedzieć w domu i się uczyć. Wiadomo, że orłem nie jesteś, a to nowa szkoła.

Najstarsze dziecko Couldsonów pokręciło głową, opierając jedną dłoń o ścianę, a drugą zakładając wychodzone conversy. Ignorowała uwagi matki od trzech dni, czyli od czasu kiedy oznajmiła, że wyjeżdża na weekend do najlepszej koleżanki z Rochester. Oczywiście Suzie wyrażała tysiące obiekcji, które po pertraktacjach z Johnem zmniejszyły się do setek.

— Przeżywasz. Znasz Minnie i wiesz, że to dobra dziewczyna.

Suzie westchnęła, krzyżując ramiona na piersi.

— Stęskniłyśmy się za sobą — dodała Audrey, niepostrzeżenie wyglądając przez okno.

Czekała na Dario, który ograniczył informacje o swoim przybyciu do krótkiego „po śniadaniu". W rezultacie Couldson czatowała przy szybie od siódmej, bo nie miała bladego pojęcia, o której rodzina burmistrza spożywa pierwszy posiłek.

— To dlaczego Minnie nie mogła przyjechać do ciebie? Przecież tutaj też jest fajnie.

Audrey posłała matce ostrzegawcze spojrzenie.

—Nie zaczynaj.   — Uniosła do góry palec.

W końcu Suzie machnęła ręką, kręcąc notorycznie głową. Wiedziała, że od początku stała po przegranej stronie w tej batalii. Z chwilą gdy John przystał na dosyć niezapowiedziany pomysł podróży, kobieta straciła wszelkie działa.

Audrey usiadła na torbie, uśmiechając się do siebie. Gdyby tylko jej matka zdawała sobie sprawę, że po raz kolejny padła ofiarą przekrętu. Już od niepamiętnych czasów nadużywała jej zaufania, kryjąc się osobą Minnie na wszystkie sposoby. Oczywiście sama Minnie nie pozostawała dłużna – ona również sprzedawała swojej rodzicielce bajeczki o nocowaniach u Audrey, które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca. W rezultacie w oczach swoich rodziców, Audrey i Minnie figurowały jako naprawdę dobre przyjaciółki, rzeczywiście pozostając tylko i wyłącznie kumpelkami z ławki szkolnej.

Nawet kiedy dzieliły je setki kilometrów, ich „przyjaźń" przynosiła genialne profity.

— O której masz ten autokar? — dobiegło ją pytanie Johna z salonu.

Audrey przygryzła wargi, nerwowo spoglądając zza firanki. Zawsze tak było. Suzie mogła pytać i pytać, ale to John potrafił zbić ją z pantałyku jednym zdaniem. Całe szczęście z opresji wyrwał ją czarny Peugeot, leniwie wtaczający się na podjazd.

—Za pół godziny. Kolega mnie podwiezie do Kingston —odpowiedziała z ulgą, zrywając się do pionu. — No, to będę lecieć. Prześlę ucałowania do Rochester. Módlcie się żebym znalazła siłę, żeby tu wrócić.

Trzymając klamkę w dłoni, usłyszała jeszcze jak Suzie pyta o właściciela ślicznego samochodu, który zatrzymał się przed domem. Audrey postanowiła nie zadowalać jej żadną odpowiedzią, bo nie wiadomo co strzeliłoby do głowy Suzie po informacji, że jej córka zadaje się z synem burmistrza.

Jeszcze dzisiaj skończyłabym w sukni ślubnej, stwierdziła.

Zamknęła drzwi i zbiegła po schodkach. Na zewnątrz było chłodno, ale przynajmniej nie padało. Audrey szybko wślizgnęła się do wnętrza auta, zajmując zaszczytne miejsce z przodu. Przywitała się krótkim „hej" z Dario i zapięła pasy.

Przekleństwo MillhavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz