7.

868 89 5
                                    

- Może faktycznie to tylko Artur...- jednak Matthew ciągle się martwił, że ojcowie też zamienili się ciałami. Chociaż Francis zachowywał się całkiem normalnie...
- Mattie, nie zadręczaj się tym tak! Z resztą, jak pomożesz mi znaleźć ten plecak to szybciej możesz ich zobaczyć!- krzyknął Alfred, rozglądając się dookoła. Byli na londyńskim lotnisku, ale Al gdzieś zostawił torbę i teraz nie mogli jej znaleźć. Daliby słowo, że szukali wszędzie.
- Ludzie, gdzie ja mogłem ją posiać?- mruknął Stany, ale jego wątpliwości rozwiał następny komunikat:
- Prosimy o podejście Alfreda F. Jons'a i Matthew'a Williams'a do ochrony w sprawie zaginionego plecaka- ogłosił głośnik, zwracając na siebie uwagę bliźniaków.
- No, to nasza zguba się znalazła- mruknął Kanada, z niedowierzaniem spoglądając na brata, który aż zrobił się czerwony ze wstydu. Szybko odebrali zagubiony bagaż i sprawdzili czy niczego nie brakuje, ale na szczęście wszystko było na miejscu. Z dotarciem do domu Artura też nie było kłopotu, chłopcy znali praktycznie wszystkie stacje metra na pamięć, ponieważ już nie raz musieli się nim przemieszczać ze względu na częsty brak taksówek. Jakoś tak się złożyło, że Artur jeszcze nigdy nie odebrał ich z lotniska. Jednak przed samym domem Mattie zaczął się lekko stresować.
- Jesteś pewien, że to był dobry pomysł, by przyjechać?- szepnął, podążając za swym bratem na ganek.
- Wyluzuj, wszystko jest pod kontrolą- uśmiechnął się Alfred, przekręcając gałkę. Już się przyzwyczaił do otwartych drzwi w domu mamy, yyy, znaczy taty. Jednak nic nie było pod kontrolą. Bo jak tylko przekroczyli próg, do ich uszu dobiegły żałosne krzyki Artura i łomotanie do drzwi.
- ANGLETERRE, PROSZĘ CIĘ, OTWÓRZ!- Anglia prawie leżał przed zamkniętymi drzwiami do łazienki, zalany łzami. Kolejna szokująca rzecz: był uczesany, a jego brwi były grubości brwi normalnego człowieka. Obu bliźniaków zamurowało, zawłaszcza, że z drugiej strony drzwi odezwał się wściekły głos Francisa.
- NIE, TO ZEMSTA ZA MOJE BRWI- wrzasnął Francuz.
- Dude, wszystko z wami ok?- Ameryka zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc co innego ma powiedzieć. To natychmiastowo zwróciło uwagę Brytyjczyka na braci.
- Matthew, Alfred!- zawołał Artur, spoglądając na nich oczami pełnymi łez.
- Czekaj, CO?!- nagle drzwi do łazienki stanęły otworem, omału nie uderzając Anglię w łeb. Z pomieszczenia wystrzelił Francis, ale jego włosy.... Były nierówno obcięte na długość około ośmiu centymetrów. Chłopców zatkało jeszcze bardziej.
- Papa... twoje....- wydukał Kanada, w horrorze patrząc na swoich opiekunów. Co tu się dzieje? Przecież tata zachowywał się normalnie, gdy ostatnio z nim rozmawiał! Co się z nimi stało?! Gdy Artur spojrzał na Francisa, znów dostał ataku histerii.
- Secrebleu, jak ty wyglądasz?! Moje biedne włosy!Nie mogłeś ich chociaż równo przyciąć!- zapłakał przeczesując włosy Francisa.
- Czej, co tu się dzieje?- Alfred w końcu otrząsnął się z osłupienia.
- To na co wygląda, you bloody git- prychnął Francuz, odtrącając ręce Anglika, po czym podając mu nożyczki.- Jak chcesz, możesz je wyrównać, mnie to nie obchodzi. Chodźmy do salonu, tam wszystko wyjaśnię- lekkim ruchem ręki wskazał na wejście do pokoju. Ameryka, nawet nie czekając, wparował do salonu, a zaraz za nim podążył Kanada na sztywnych nogach. Oboje usiedli na sofie, a Francja, a raczej Anglia przystawił sobie krzesło kuchenne. Gdy tylko usiadł, jego partner natychmiastowo zajął się jego włosami. Jednak Brytyjczyk zdawał się to ignorować.
- Pewnie jak już zauważyliście Francis i ja zamieniliśmy się ciałami. To samo przytrafiło się innym krajom jak Niemcy i Prusy oraz Romano i Veneciano- powiedział mężczyzna, spoglądając na chłopaków. Ci spojrzeli po sobie, po czym znów na opiekunów.- Jednak dalej nie jestem pewien co mogło to wywołać...-
- Więc.... Chcesz mi powiedzieć, że jesteś Iggy?- powiedział podejrzliwie Alfred, przeciągle patrząc na ciało Francuza, które natychmiastowo zrobiło się czerwone ze złości.
- Do NOT call me Iggy, you twat!- wybuchnął po angielsku, prawie podskakując na krześle.
- Artur, nie ruszaj się, bo jeszcze cię źle obetnę!- krzyknął Francis, przytrzymując druga nację w miejscu.
- Tak, na sto procent to Anglia- westchnął Kanada, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Dobra, wierzę- Ameryka uśmiechnął się szeroko, ale zaraz spoważniał.- Więc mówicie, że to samo przytrafiło się Axis? A co z Chinami, Rosją czy Japonią? Oni tez się zamienili z kimś miejscami?- między narodami nastała niezręczna cisza, a Anglia nerwowo spojrzał na Francję.
- W sumie nie sprawdzałem... Niemcy sam do nas zadzwonił, dlatego o tym wiemy- powiedział po dłuższej chwili Brytyjczyk, spuszczając wzrok.- Powinienem do nich chociaż zadzwonić, a co ja robię? Kłócę się z Francisem...-
- Oh, już mon amore, zawsze możemy zadzwonić do nich teraz- powiedział Francuz, rozglądając się za telefonem, ale Alfred zdążył już wyciągnąć swoją, po czym podał ją bratu.
- Masz mój, lepiej będzie, gdy widząc mój numer, Rosja usłyszy mój głos- wzruszył ramionami, jednocześnie wybierając numer. Kanada wziął telefon od brata i przyłożył go do ucha.
- Halo?- zapytał się niepewnie Matthew.
- ABONAMENT CHWILOWO NIEDOSTĘPNY, SPRÓBUJ, KURWA, POD NUMEREM +48 *** *** ***- ryknęło nagle z głośnika. Bez wątpienia był to głos Rosji, ale nikt nie uważał, że aktualnie mówił nim Rosja. Alfred szybko wyciągnął komórkę Mattie'ego wstukał podany numer. Na ekranie wyświetliło się "Feliks Łukasiewicz, Poland".
- Ale... To numer Polski- nieświadomie wymamrotał Kanada, zaglądając przez ramię na swoją komórkę.
- NO WŁAŚNIE- padła wściekła odpowiedź, zakończona głośnym łykiem. Najwyraźniej rozmówca coś pił.
- Feliks?
- Nie, wróżka pudełka pomidorów. JASNE, ŻE TO JA IMBECYLU! I NIE CHCĘ SŁYSZEĆ, ŻE BRZMIĘ JAK ROSJA! JESTEM TERAZ W BARDZO DELIKATNEJ SYTUACJI I JEŚLI CHCESZ ZAWRACAĆ MI DUPĘ TO NIE RADZĘ! DO SVIDANIYA!- po tych słowach natychmiastowo się rozłączył. Zszokowane nacje popatrzyły po sobie.
- A temu co? Oprócz zamiany ciał to jeszcze mózg mu wyprali?- Alfred wbił wzrok w głuchą komórkę.
- Najwyraźniej coś wypił. Pod wpływem alkoholu robi się niebezpieczny, możesz mi wierzyć na słowo- Francis zagapił się na chwilę, po czym wrócił do strzyżenia. Kanada chciał się zapytać, skąd to wie, ale najwyraźniej się rozmyślił, bo tylko zacisnął usta i oddał telefon bratu.
- Dzwoń- wycedził. Dzwonek trwał krótko i został przerwany polskimi słowami:
- Dzień dobry, z tej strony Feliks Łukasiewicz, słucham?

Ty chyba żartujeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz