1

306 31 1
                                    

Przechadzała się po lesie, podziwiając piękno przyrody, budzącej się ze słodkiego snu. Pogoda była idealna na powolną przechadzkę, słońce przyjemnie ogrzewało ciało, na niebie nie było żadnej, choćby najmniejszej chmurki, a lekki wiaterek wiał w idealnych momentach. Dotarła na małą polanę pełną kolorowych kwiatów i pracujących owadów. 

Kochała patrzeć na rosnące lub kwitnące rośliny.
Kochała oglądać zwierzęta podczas ich codziennych rytuałów.
Kochała piękne dźwięki roznoszące się po lesie, świergot ptaków, szum drzew czy strumyka.

Las był jej domem, ochroną, całym życiem, jedyną prawdziwą miłością. Zwierzęta traktowała jak rodzinę, opiekowała się maleństwami, których rodzice zostali upolowani przez drapieżniki, jak własnymi dziećmi. Czuła się częścią lasu, a magia w nim drzemiąca tylko ją w tym utwierdzała.

Przysiadła na zwalonym przez ostatnią burzę drzewie. Słońce przebijające się przez korony wiecznie zielonych drzew, przyjemnie ogrzewały jej bladą skórę. Nagle przy jednym z krzaków zauważyła ruch. Z zielonego gąszczu wyłonił się nienaturalnie duży lis. Szybko do niej pobiegł, licząc na małą przekąskę. Dziewczyna pogłaskała go, gdy ten wskoczył jej na kolana. Miał futro takiego samego koloru jak jej włosy. Był jak jej zwierzęca wersja, tylko mniejsza i posiadająca więcej sierści rudego koloru. Dziewczyna nic dla niego nie miała, więc jedynie go głaskała. Po kilku minutach pieszczot, zwierzę zaczęło warczeć. Zeskoczyło z jej kolan i pobiegło w las. Bez chwili zastanowienia zrobiła to samo. Minęła drzewa odgradzające polanę od głębi lasu, przeskoczyła jadalne grzyby, biegnąc za lisem. Nie potrafiła nadążyć, drapana przez pojedyncze gałązki. Jakby las próbował ją zatrzymać. Po paru minutach biegu przystanęła. Nigdzie nie widziała ani nie słyszała swojego małego przyjaciela. Rozejrzała się po zielonej gęstwinie. Nie widziała nic prócz kolorowych roślin czy uciekających wiewiórek. Podeszła do najbliższego drzewa i dotknęła je dłonią. Próbowała zobaczyć coś za pośrednictwem drzew lub różnorodnych mieszkańców lasu, ale ten ją blokował, był zaniepokojony, wyczuwał niebezpieczeństwo.

Oderwała dłoń od szorstkiej kory. Poprawiła swoją zieloną sukienkę w złote, kwieciste wzory i wsłuchała się w dźwięki lasu. Dobrze jej znany szum drzew i strumyków został urozmaicony o cichą grę na flecie. Zdziwiona zaczęła się kierować w stronę, z której dochodził dźwięk. Zaczęła znów biec przez zielone trawy i krzaki w poszukiwaniu miejsca zamieszania. Po kilku minutach coraz głośniej słyszała melodię wydobywającą się z fletu i szum strumyka. Potem jej oczom ukazała sie płynąca woda z polanką obok i wielkim drzewem na środku. Oparty o nie siedział młody czarnowłosy elf. To on grał na flecie. Deith siedział obok niego słuchając ślicznej melodi. 

Ceadmil — powiedziała, podchodząc do niego. Ten zaprzestał grać i spojrzał na nią. Dziewczyna podeszła bliżej, ukucnęła przy nim, przyglądając mu się.
Ceadmil. Kim jesteś? Gdzie jesteśmy? — spytał słabym głosem.
— Jestem Diana opiekunka tego lasu. Jesteśmy w miejscu, które znajdziesz tylko, gdy bedziesz go bardzo potrzebować. Nie dyskryminujemy tu ze wzgledu na rasę, płeć czy inne. Tu będziesz bezpieczny. — Dopiero po skończeniu wypowiedzi, zauważyła głęboką ranę na brzuchu elfa. Już wiedziała, dlaczego tam się znalazł. Mimo jego sprzeciwów przybliżyła się do niego, by zbadać ranę. Była długa i głęboka. W tamtej chwili nie mogła jeszcze stwierdzić jak bardzo, ale wiedziała, że musi go przetransportować do siebie. Za pomocą jej pupila zdołała unieść mężczyznę i oprzeć o nią. Lis starał się jej pomóc w noszeniu go, ale chwilę później popędził przodem, torując im przejście. Niedługo potem byli już u niej w chatce w ogromnym drzewie. Położyła elfa na łóżku i przystąpiła do leczenia go. Chciała go uratować.

Przez trzy kolejne dni leżał nieprzytomny, a ona się nim opiekowała. Używała mocy lasu, by go uzdrowić oraz stosowała różne maści i eliksiry. Pierwszego dnia prawie się wybudził, musiała go znów uśpić, gdyż ból mógłby być nie do zniesienia. Mimo świetnych efektów magia lasu była okropnie bolesna.

Lis | IorwethOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz