- Witaj panienko! - Zostałam obudzona przez skrzata domowego. - Madame Slytherin kazała Smrodkowi przekazać, że właśnie jedzą śniadanie.
- Dziękuję Smrodku. Mógłbyś przekazać moim rodzicom, że nie jestem głodna, po czym przynieść jedzenie do mojego pokoju tak, żeby nie widzieli? - Zapytałam.
- Oczywiście panienko! - Rzekł szczęśliwy skrzat. Pstryknął palcami natychmiast i zniknął. W czasie, kiedy go nie było ubrałam się w luźny dres, a włosy związałam w koka.
Kiedy skończyłam się przebierać, na środku pokoju zjawił się skrzat domowy z tacą zapełnioną po brzegi różnorodnym jedzeniem.
- Sam przyrządzałem ten posiłek, więc mam nadzieję, że panience posmakuje. - Zawołał z uśmiechem.
- Miło mi. Czy rodzice coś mówili na mój temat? - Zapytałam.
- Yyy... - Zająknął się skrzat. - Mówili tylko, że jeśli się panienka obudzi, to od razu chcą z panienką rozmawiać, ale według mnie to raczej nie będzie przyjemna rozmowa...
- Dziękuję za wszystko. Możesz odejść. - Skrzat już chciał iść, ale nagle przypomniało mi się coś istotnego. - ...Albo nie...Jest jeszcze coś...
- Tak? - Ponaglił skrzat.
- Nie mów do mnie 'pani'. Wolę, żebyś zwracał się do mnie po imieniu.
- Dobrze pa... Susanno. Do usług. - Pożegnał się i przeteleportował.
Po skończonym śniadaniu zeszłam na dół kierując się ku salonowi. Zgodnie z moimi przeczuciami rodzice właśnie tam na mnie czekali. Nie myliłam się. Kiedy tylko podeszłam bliżej, matka podjęła rozmowę.
- Podjęliśmy z ojcem decyzję. Dzisiaj wieczorem przyjdzie do nas na kolację profesor Dumbledore z Tiarą Przydziału.
Ta czapka jest stara i na pewno się myli. Zjawią się około dwudziestej.- Nie mam do was siły... Tak ciężko jest wam zaakceptować to, że jestem w innym domu niż wy? - Westchnęłam.
- Nie pyskuj. - Uciął ojciec.
Nie odpowiedziałam już nic. Wyszłam z domu, bo wiedziałam, że nie wygram.Spacerowałam bez celu po okolicy i starałam się przemyśleć sens mojej dzisiejszej rozmowy z rodzicami.
Dlaczego nie mogą dać mi spokoju?Udałam się dwie uliczki dalej od mojego domu. Mieścił się tam most, a pod nim niewielka "jaskinia". Chodziłam tam w trudnych chwilach, kiedy byłam młodsza. Nie byłam tu już jakieś półtorej roku.
Zeszłam po prowizorycznych schodkach, które wykonane były z cegieł wkopanych w ziemię. Nic się nie zmieniło. Usiadłam na wielkim kamieniu, który stał na środku owej jaskini.
- Susanna?! - Po chwili z nostalgii wyrwał mnie czyjś krzyk pełen zdumienia. Odwróciłam się w stronę schodków.
- Josh?! - Krzyknęłam prawie ze łzami w oczach. Co on tu robi?
Bez chwili namysłu podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Tak bardzo mi go brakowało...
- O matko... Nawet nie wiesz jak ja się stęskniłem! Dlaczego tak nagle zniknęłaś, a najważniejsze, gdzie byłaś?!
Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Chodź wiem, że to będzie trudne to powiem mu chyba po prostu prawdę.
- Wiesz... to będzie trochę trudne do wytłumaczenia, ale... jestem czarownicą...- Nie przeszło mi to z łatwością przez gardło ale czułam, że muszę mu to wyznać. Ufam mu.
- Nie wolno ci tak o sobie mówić! To brzydko. - Krzyknął chłopak.
- Nie Josh... ja na prawdę jestem czarownicą. Odpowiedziałam nie pewnie. - Umiem czarować. - Dodałam cicho.
- Aha... yyy... wszystko ok? - Odsunął się ode mnie.
- Tak, tak. - Odpowiedziałam pospiesznie. - Nie wierzysz mi?... - Zapytałam smutna.
- Noo... tak średnio... - Powiedział po czym podniósł na mnie wzrok. - No ej! Nie patrz się tak na mnie! Zniknęłaś na rok, ślad po tobie zaginął, a teraz jak gdyby nigdy nic mówisz mi, że jesteś czarownicą. Przyznaj, że to jednak trochę mało wiarygodne.
Miał rację. Jakbym znalazła się w takiej sytuacji co on to też bym pewnie nie uwierzyła.
Na potwierdzenie moich wcześniejszych słów wyciągnęłam zza paska spodni różdżkę. On tylko popatrzył się na mnie jak na wariatkę.
- To zwykły kawałek drewna! - Wykrzyknął oskarżycielsko.
- Taak? - Przeciągnęłam. - No to sprawdźmy. Accio szyszka! - Powiedziałam dobitnie, wskazując na losowy owoc sosny leżący pod naszymi stopami. Szyszka natychmiast poderwała się z ziemi i wskoczyła do mojej dwugie ręki.
Chłopiec wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Wow... a co jeszcze potrafisz? - Pytanie padło z jego ust.- No... proste zaklęcia lecznicze, mogę zrobić kilka eliksirów, opiekowałam się też niektórymi zwierzętami... Co ja jeszcze potrafię?... O! Mam! Potrafię wyrysować kawałek mapy nieba. Na razie szukaliśmy tylko gwiazdozbiorów ale pani Sinistra powiedziała, że mam ogromny potencjał i postanowiła mnie zapisać na zajęcia dodatkowe. - Powiedziałam z dumą.
- Wow... A gdzie się tego wszystkiego nauczyłaś?
- W Hogwarcie. - Rzekłam.
- Gdzie? - Chciał upewnić się Josh.
- W takiej szkole magii... A ty, chciałbyś czarować? - Zapytałam.
- Tak, ale nie wiem, czy umiem...- Odpowiedział cicho i spuścił głowę.
- To na co czekasz? Łap za różdżkę, to się przekonamy. - Podałam mu magiczny patyk. - No, machnij.
Zrobił tak jak mu poradziłam. Nic się nie wydarzyło. Chłopiec spochmurniał.
- Czasami tak się zdarza. Nie przejmuj się. Spróbuj jeszcze raz.
Josh zastosował się do mojej rady, jednak i tym razem to nie przyniosło rezultatów.
- Chyba nie umiem... - Wyszeptał zdołowany.
- Nie martw się. I tak będę się z tobą przyjaźnić. - Podeszłam do niego i go przytuliłam, co on odwzajemnił. Kiedy mnie objął spojrzałam na jego zegarek na prawym nadgarstku.
- O MERLINIE! JUŻ TA GODZINA?! - Odskoczyłam od niego żegnając się z nim w pośpiechu.
- Kto to Merlin? - Zaintrygowany uniósł brwi.
- Później wyjaśnię! Do jutra Josh! - Usłyszał jeszcze, zanim zniknęłam mu z pola widzenia.
Mijałam domki z prędkością Złotego Znicza uciekającego przed zawziętym Szukającym. Na tą chwilę nie był w stanie mnie zatrzymać nawet palący ból w piersiach. Biegłam, dopóki nie pochwyciłam klamki od drzwi do mojego domu.
Wślizgnęłam się do budynku najciszej, jak potrafiłam. Spojrzałam na zegarek. Za trzy minuty dwudziesta. Uff... Nie spóźniłam się.
Udałam się do pokoju w celu przebrania się w coś bardziej odpowiedniego na tą okazję.
CZYTASZ
Hello! I'm Marauder.
Fiksi PenggemarImpreza. Jedna wielka impreza. Tylko w ten sposób można określić życie pewnej grupy nastolatków. Ich życie nigdy nie wyglądało normalnie, wszystko sprawą tego, że ze wszystkimi z nich jest coś nie tak. Impreza na pół Hogwartu. - Spoko. Wypad do Zak...