|23|

272 39 4
                                    

Weszli do kuchni jako jedni z pierwszych, gdzie osoby gotujące wcześniej posiłek rozdzieliły im zadania. Dziewczynie dostało się mycie garów, a stojący obok niej Archer miał je wycierać i odkładać na kupkę. Wszyscy pracowali sprawnie oraz żwawo, lecz dziewczyna słyszała ciche szepty dookoła między kompanami. Niczym zdradzieckie syczenie węży ich słowa plątały się wokół niej, a każdy z nich mówił o tym, jak bardzo jej nienawidził. Jak bardzo nie znosił tych kar, które przez nią były wszystkim przydzielane. I choć Archer próbował odwrócić jej uwagę na wszelkie możliwe sposoby, poczynając od rozmowy, a kończąc na wygłupach typu żonglowanie talerzami, ona i tak czuła się przybita tym wszystkim. Raz mu się udało pocieszyć Sadie, gdy zaczęli się obrzucać pianą z naczyń... Jednak ta zabawa nie trwała długo, gdyż od razu dostali burę od głównego kucharza, który nadzorował ich pracę. A do Sadie znów zaczęły docierać te szepty.
Dlatego, gdy wszyscy skończyli pracę, ona marzyła jedynie o ciepłym łóżku, lecz nawet na to nie mogła liczyć. W namiocie oddziału czekała ją niewygodna prycza, wraz z zimną pościelą przybrudzoną w jednym miejscu po poprzednim właścicielu.

Sama przemierzała kolejne uliczki. Archer pognał gdzieś, mówiąc, że musi coś załatwić i tyle go widziała. Przechodząc koło namiotu oddziału dwudziestego drugiego, usłyszała gromkie śmiechy rycerzy, a w sercu coś ją zakuło, że ona nie dogadywała się ze swoimi towarzyszami, przynajmniej nie ze wszystkimi.

Wtedy, nagle z jednej z wąskich uliczek znajdujących się między namiotami, ktoś wyskoczył. Dziewczyna nie dojrzała z początku twarzy przybysza, a jedynie cień, który zasłonił jej usta oraz zaciągnął do uliczki, gdzie znajdowało się więcej mężczyzn.

- Czego chcecie? - zapytała, dostrzegając materializującego się niedaleko niej Kylera, który przyglądał się całej scenie z założonymi na piersi rękami.

- To się źle skończy - mruknął jedynie, podchodząc bliżej. Jego brwi były ściągnięte. Stał na nogach szeroko rozstawionych, jakby szykował się do walki. Jednak to nie on miał walczyć.

- Przez ciebie Rufin się na nas wyżywa. Gdyby nie ty, mielibyśmy spokój - powiedział trzymający ją mężczyzna, dopiero po chwili rozpoznała, że był to Orli nos, a krew odpłynęła jej z twarzy. Jak wcześniej czuła się jedynie przestraszona, tak teraz, gdyby mężczyzna ją puścił, najprawdopodobniej nogi by się pod nią ugięły. - Dlatego, gdy się ciebie pozbędziemy, pozbędziemy się też problemu. Prawda panowie?

- Tak! - doszła jej uszu chóralna odpowiedź reszty tej siedmioosobowej bandy.

Zanim zdążyła zareagować, Orli nos zamachnął się i z całej siły uderzył ją w brzuch, trafiając centralnie w wątrobę. Sadie obiad podszedł do gardła. Tak jak myślała, nogi się pod nią zaraz ugięły, a ona wylądowała na kolanach. Scena ta wyglądała żałośnie.

- Zostawcie mnie do cholery w spokoju, bo nie skończy się to dla was dobrze- powiedziała w swojej obronie, tak naprawdę blefując. Wciąż odczuwała skutki walki z Galagarem, a połamane żebra przy każdym wdechu o sobie przypominały. Nie była w stanie walczyć. Ba! Nie miała nawet siły się ruszyć! A Nawet jeśli byłaby w pełni sprawna, nie pokonałaby takiej bandy mężczyzn. Z jej umiejętnościami, a raczej ich brakiem to było niewykonalne.

- Nie ma takiej opcji, a wiesz czemu? - zapytał retorycznie Orli nos. - Bo jesteś zakałą. Zakałą tego oddziału, którą trzeba wytępić - dodał, wykonując kolejny zamach i uderzył ją pięścią prosto w twarz. Głowa dziewczynie odleciała odrobinę na bok, a metaliczny posmak rozprzestrzenił się po jej ustach.

- Sadie, walcz! - Krzyknął Kyler.
Nie mógł patrzyć na cierpienie dziewczyny, na to, jak ta banda opryszków bez żadnego honoru, wyżywała się na niej.
Wciąż stał w lekkim rozkroku, z luźno wiszącymi rękami po bokach. Zaciskał i rozluźniała w kółko ręce. Wyglądał, jakby w każdym momencie mógł się rzucić na tych mężczyzn i Bóg mu świadkiem, że tego chciał. Lecz nie był w stanie nic zrobić. Gdyby tylko był prawdziwy... Gdyby tylko nie był duchem... Ta bezsilność go wykańczała.

Sadie oberwała kolejny razy. Mężczyźni nie szczędzili siły i powtórzeń. Masakrowali ją zarówno pięściami, jak i nogami. Kilkakrotnie oberwała szpicem buta w już i tak popękane żebra, a wtedy Sadie miała ochotę zwymiotować niesmaczną papką, którą jadła kilka godzin wcześniej.

- Proszę - wyszeptała Sadie, unosząc bezwiednie spojrzenie do góry. Jej wzrok spoczął na Kylerze. Sama nawet nie wiedziała, jak i kiedy go namierzyła spojrzeniem, lecz chyba to uratowało jej życie.
Gdy chłopak zobaczył oczy Sadie. Jej opadające powieki, resztki trzeźwego wzroku przepełnione bólem i bezsilnością... Chłopak pękł, nie wytrzymał. Mężczyzna postanowił zrobić coś bardzo ryzykownego, lecz była to jedyna nadzieja na przetrwanie dziewczyny.

W dwóch susach znalazł się przy niej i spojrzał jej głęboko w oczy. To, co miał zamiar zrobić, do najprzyjemniejszych raczej nie należało, choć nie miał pewności, bo nigdy wcześniej tego nie robił.

- Sadie, nie opieraj się - powiedział jedynie, tonąc w jej szarych oczach. Skupił wszystkie swoje zmysły, jakie posiadał jako duch właśnie na niej.
Gdy zamrugał, nie był już sobą. Był w ciele Sadie, opętał ją, a ona z chęcią usunęła się w cień i oddała mu sterowanie nad swoim ciałem.

Kyler nie był w stanie poczuć to, co czuła dziewczyna. Nie wyczuwał jej emocji ani wszechogarniającego bólu. Dlatego ku zdziwieniu napastników, bez najmniejszego problemu wstał z ziemi, strzelając stawami w palcach u rąk.

- Łatwo napadać bandą na słabszego - powiedziała dziewczyna, lecz nie był to jej głos. To był głos Kylera.

Zabawa właśnie miała się zacząć.

W momencie, gdy wystraszony tym wszystkim Orli nos zamierzył się do wykonania ciosu, Kyler szybkim ruchem lewej ręki uderzył go w wątrobę. Dłoń napastnika opadła łapiąc się za bolący bok, a Kyler dzięki temu mógł znokautować mężczyznę jedynym, lewym sierpowym, który idealnie trafił w głowę Orlego Nosa.
Pozostała szóstka mężczyzn wyglądała na lekko wystraszoną i niepewną, lecz na razie jeszcze nie uciekli.
Przez to, że znajdowali się w niewielkiej uliczce, Kyler miał mało pola do popisu, lecz i tak przewidywał swoje zwycięstwo. Gdy pierwszy z bandy Orlego Nosa się na niego rzucił, wykonując jednocześnie nieporadny prawy prosty, Kyler zbił uderzenie i wykorzystując pęd przeciwnika, popchnął go ku głównej uliczce, gdzie tamten z impetem upadł na ziemię i znokautował się, uderzając o jakiś kamień głową.

Wtedy kolejny spróbował swojego szczęścia, lecz w przeciwieństwie do swojego towarzysza, powoli podszedł do przeciwnika. Dopiero gdy stwierdził, że dystans pomiędzy nimi był wystarczający, odważył się wykonać cios, który szybko przechwycił Kyler i wygiął swojemu oponentowi rękę, aż ten wręcz zaskomlał z bólu. Było bardzo prawdopodobnym, że Kyle złamał mu rękę, lecz nie miał czasu się tym przejmować, gdyż kolejny z opryszków go zaatakował. Spróbował on swoich sił, uderzając z wyskoku, lecz duch szybko rozeznał się w sytuacji i w mgnieniu oka wykonał kopnięcie z pół obrotu, którym ściągnął mężczyznę na ziemię. I gdy tylko Kyler stanął na dwóch nogach, nie czekając na kolejny ruch pozostałej trójki, kopnął jednego z nich w kolano, zmuszając go do upadku, a następnie wykończył poprzez uderzenie łokciem w przestrzeń między ramieniem a szyją. Pozostała dwójka popatrzyła z lękiem na pobojowisko i swojego przeciwnika.

Zdecydowanie umawiając się z Orlim nosem, nie pisali się na taką jatkę. To było dla nich zdecydowanie za dużo.
Gdy tylko Kyler tupnął noga, obydwaj przestraszeni podskoczyli w miejscu i zabrali nogi za pas, uciekając z tamtego miejsca czym prędzej.
Gdy tylko to się stało, zanim Kylerowi udało się wezwać pomoc, Sadie przejęła stery nad swoim ciałem. Kyler wypadł z dziewczyny, materializując się obok. Zaczął sprawdzać dłońmi swoje ciało, jakby upewniając się, że wszystko było na miejscu. W swoim duchowym życiu jeszcze nigdy nie udało mu się opętać człowieka. Po takim zajściu czuł się zmęczony, a nieprzyjemne uczucie, jakie towarzyszyło opuszczaniu ciała dziewczyny, wciąż się go trzymało, lecz nie mógł teraz poświęcać na to swojej uwagi. Nieprzytomna dziewczyna leżała na środku ścieżki wśród równie nieprzytomnych ciał swoich oprawców. Kyler musiał wymyślić, jak sprowadzić pomoc do swojej podopiecznej.



Od autorki

Grrr Bassetowi/Orlemu Nosowi przydałoby się manto (ujmując delikatnie) ile osób za? 😈

TrzynastkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz