- Czyli mówisz, że mamy przesiadkę w Londynie? - zapytałam szósty raz odkąd weszliśmy na pokład.
- Tak Słońce, mówię to chyba dziesiąty raz, ale tak, mamy przesiadkę w Londynie - odparł Dylan z udawanym zmęczeniem i rozparł się na fotelu obok mnie.
Uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie. Udało mi się. Wreszcie lecę do Londynu, wreszcie mogę naprawić wszystko, co udało mi się zepsuć. Wyobrażałam sobie, jak wybiegam z samolotu i, pamiętając tym razem o lewostronnym ruchu drogowym, biegnę do eleganckiego domku niedaleko centrum, ze łzami pukam do drzwi, padam w czyjeś ramiona (najlepiej wszystkich na raz), tłumaczę błędy przeszłości i wszyscy żyjemy długo i szczęśliwie. Oczywiście tak naprawdę nie spodziewałam się, że wszystko pójdzie tak gładko. Pewnie zginiemy w katastrofie lotniczej i nigdy już nikogo nie przeproszę.
- Dlaczego mielibyśmy zginąć w katastrofie lotniczej? - Dyl posłał mi pozbawione spojrzenie, a ja uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Z rozmachem uderzyłam czołem o fotel przede mną.
- Jak długo myślałam na głos? - zapytałam nie podnosząc głowy.
- Na tyle długo, żebym wiedział, że zamierzasz zginąć w czasie lotu i już nikogo nie przeprosisz. Skąd się bierze taka uparta postawa? Ostatni raz słyszałem coś takiego, jak moja siostra miała sześć lat - prychnął.
- Oh spadaj - mruknęłam, poprawiając kaptur bordowej bluzy, którą dostałam przedwczoraj od Dylana, tak jak wszystkie inne ubrania, które teraz posiadałam. I książki. I kosmetyki. I... wszystko. Czułam się trochę jakbym znalazła właśnie bogatego sponsora i nie było to najprzyjemniejsze uczucie, ale obiecywałam i sobie, i jemu, że jak tylko zarobię jakąś kasę, to natychmiast mu wszystko oddam. Fakt, że zarobię te pieniądze od niego, pozostawał niewypowiedziany.
- Wybaczysz mi, jak będę spał w czasie lotu? Naprawdę chętnie bym z tobą pogadał, ale chcę odespać ostatni tydzień - Dylan wyciągnął z torby różową poduszeczkę ze śpiącą owieczką i oparł ją na moim ramieniu, po czym bezceremonialnie położył się na mnie, układając się tak, żeby różnica wzrostu między nami nie powodowała bólu szyi ani u mnie, ani u niego.
- Jasne, miło, że poczekałeś na moją odpowiedź - wywróciłam sarkastycznie oczami. Popatrzył na mnie od dołu i zrobił minę szczeniaczka, więc westchnęłam z rezygnacją i założyłam słuchawki. Najbliższe parę godzin zamierzałam spędzić przy dźwiękach muzyki lat 60, bo skoro Dylan spał, a Chris próbował zamordować mnie spojrzeniem, to nie bardzo miałam z kim rozmawiać.
Musiałam chyba trochę przysnąć, bo kiedy otworzyłam oczy, samolot przebijał się właśnie przez warstwę chmur, podchodząc powoli do lądowania. Zdjęłam słuchawki i chciałam się przeciągnąć, żeby rozprostować zdrętwiałe kończyny, ale ciężar na prawym ramieniu skutecznie mi to uniemożliwił. Spojrzałam na uśpioną twarz Dylana i uśmiechnęłam się lekko. Wyglądał po prostu uroczo. Potrząsnęłam nim lekko, a on, zamiast się obudzić, przylgnął do mnie mocniej, przerzucając ramię przez moje kolana.
- Dylan, musisz wstać - szepnęłam mu do ucha. Mruknął coś niezrozumiale.
- Wstawaj - nakazałam głośniej. Potrząsnął głową i wzmocnił uścisk na moim kolanie. Westchnęłam z rezygnacją.
Samolot usiadł gładko na płycie lotniska i zatrzymał się. Pasażerowie zaczęli zbierać swoje bagaże, włączać telefony, oddzwaniać i wydzwaniać do rodzin, a wreszcie opuszczać maszynę i spieszyć każdy w swoją stronę. Z fotela za mną podniósł się Chris. Zmierzył nieprzychylnym wzrokiem rozwaloną sylwetkę Dylana, po czym zdecydowanym ruchem szarpnął go za ramię.
- Panie O'Brien, czas do pracy - warknął, a kiedy nie uzyskał reakcji wrzasnął mu prosto do ucha wysokim, piskliwym głosem. - Rusz tyłek do cholery!
YOU ARE READING
Lies behind the script || Thomas Sangster
FanficWreszcie wyrwałam się na wolność. Nie mogłam zmarnować tej szansy, bo następnej już nie dostanę. Musiałam zmusić się do wysiłku, choćby to miał być ostatni wysiłek w życiu. Musiałam wyrównać rachunki. Odkupić winy. Wyprostować niedopowiedzenia i wyj...