Rozdział 4

33 2 0
                                    

Połowa lipca już za mną, środek lata, termometry wskazują temperaturę powyżej trzydziestu stopni. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten piękny wakacyjny czas marnuję w domu przed komputerem. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, doczekałam się, Kamil został zaproszony na ognisko do znajomych. Malwina wkręciła mnie w ten wyjazd. Zgodziłam się, przecież może być fajnie. Chciałam, to mam!

***

Pojechaliśmy na dwa auta. Dominik był podekscytowany, ale ja miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że mam okazję gdzieś pojechać, ale z drugiej strony targało mną przekonanie, że nie wpasuję się w tamto towarzystwo.

- Marlena, wszystko w porządku? - Dominik przerwał moje milczenie

- Tak, zamyśliłam się - odpowiedziałam, nie chcąc podejmować więcej tematu

Po piętnastu minutach dotarliśmy do domu Wioletty. Zaprosiła kilka osób z wykładów, reszty twarzy nie znałam. Szybko stwierdziłam, że moje obawy były bezpodstawne. Od razu znalazłam temat z dziewczynami z zajęć. Dominik zniknął gdzieś z chłopakami, a Malwina pomagała Wiolecie w kuchni.

- Marlena, może chcesz z nami zapalić? - Marta pokazała mi skręta

- Nie, dzięki, ale nie palę - uśmiechnęłam się. Chyba za wcześnie oceniłam sytuację i wtedy właśnie dotarło do mnie, że wcale się z nimi nie dogadam. One miały swój świat, a ja swój. Jak to mówią? ''Nie chwal dnia, przed zachodem słońca''

- Twoja strata - wzruszyła ramionami, i zniknęła wraz z Klaudią w tylnej części ogrodu.

Zrezygnowana weszłam do domu. W salonie nie było nikogo, natomiast w oczy rzuciły mi się stojące na stole piwa, wzięłam sobie jedno po czym usiadłam z powrotem przy ognisku. Ciepło bijące od płomieni ogrzewało moją twarz, chłonęłam je, i rozkoszowałam się tym, popijając alkohol. Siedziałam sama, ale nie przeszkadzało mi to, lubiłam samotność. Kiedy odkładałam już opróżnioną butelkę dosiadły się do mnie dziewczyny, które wróciły ucieszone z kuchni, z kiełbaskami nabitymi na patyki. Po chwili już smażyły je w szalejącym ogniu. Nie byłam głodna i prawdę mówiąc nie miałam ochoty tutaj siedzieć. Czułam się naprawdę obco, i nawet obecność Malwiny nie poprawiała mi humoru.

- Jesteś jakaś spięta - wtrąciła się Wiolka, kiedy otwierałam następne piwo. - Wcale ci się tutaj nie podoba, prawda? - popatrzyła na mnie ze smutkiem

- Podoba, jest naprawdę świetnie - skłamałam

- Może chcesz zjeść kiełbaskę z ogniska? - podała mi patyk

- Nie, nie mam ochoty.

- Marlena co z tobą? - Malwina była wyraźnie zmartwiona.

- Wszystko w porządku - wyjaśniłam i upiłam łyk browara.

Ognisko powoli wygasało, a spotkanie trwało w najlepsze. Miałam wrażenie, że jestem po za tym towarzystwem. Nim się zorientowałam, otwierałam następną butelkę.

- Może już starczy? - Dominik spojrzał na mnie tymi swoimi oczami

- Nie sądzę - uśmiechnęłam się do niego

- No dobrze. - Dał za wygraną, i objął mnie ramieniem.

Zaczęło już świtać, i ludzie znikali jeden za drugim. Wyjechaliśmy jako ostatni. Dominik podwiózł mnie pod dom.

- Jesteś zadowolona? - zapytał, kiedy miałam wysiadać z samochodu.

- Tak, a dlaczego pytasz?

- Odniosłem wrażenie, że nie byłaś

- Nie martw się, było okej - uśmiechnęłam się, próbując go przekonać. - A ty dobrze się bawiłeś? - Zagaiłam

- Tak, gdyby nie to, że nie było ze mną Róży

- No właśnie, co z nią?

- Musiała gdzieś pilnie wyjechać.

- Wierzysz w to?

- Tak, ufam jej. Nie zraniłaby mnie - błądził wzrokiem.

- Skoro tak twierdzisz... - uścisnęłam jego dłoń. Ja też zaufałam Łukaszowi, i nie wyszłam na tym najlepiej.

- Do zobaczenia - spojrzał na mnie

- Do zobaczenia - wysiadłam z samochodu i stanęłam pod drzwiami, patrząc jak odjeżdża. 

POPROSZĘ O MIŁOŚĆWhere stories live. Discover now