Rozdział 1.

115 14 27
                                    

W sobotę około godziny 7:30 obudził mnie przeraźliwy huk. Ktoś zaczął pukać do moich drzwi pokojowych, które - na noc - zawsze zamykałem na klucz. Usłyszałem donośny płacz i nie miałem pojęcia, co się w ogóle dzieje. A miałem akurat świetny sen, do którego najchętniej bym jeszcze wrócił.
-Igor Igor otwórz, proszę - odezwała się moja dziewięcioletnia siostra Agata, która od zawsze miała zwyczaj budzić mnie o tak wczesnych porach. Postanowiłem więc udawać, że wciąż śpię, ale to na nic; Agata zaczęła płakać coraz głośniej.
Okej, pora wstać - pomyślałem. Zwlekając się z łóżka przeciągnąłem się, a następnie ruszyłem do drzwi. Przekręciłem klucz w prawą stronę, po czym moja młodsza siostra zaczęła się do mnie przytulać. 
-O co chodzi? - zapytałem. - Jest dopiero szósta trzydzieści pięć, rany. Na dodatek sobota, w końcu mógłbym się wyspać. Co ty znowu chcesz?
-No bo jest burza i strasznie się boję - powiedziała cicho. - Mogłabym z tobą poleżeć? A, i najlepiej z Gacusiem.

Gacuś to nasz pies. Mamy go od niedawna, chyba mnie nie lubi. Zawsze, kiedy mnie widzi, zaczyna na mnie warczeć, albo co gorsza; gryzie mnie. No cóż.
-Eh, dobra. - odparłem i przewróciłem oczami. 
-Dzięki Igor, kochany jesteś. -uśmiechnęła się Agata.

-Ale bez Gacka-obdarzyłem ją sztucznym, krzywym uśmiechem.-Dobra, wskakuj do łóżka.

Wyglądaliśmy dosyć zabawnie. Moja siostra była strasznie niziutka, dzieliła nas spora liczba wieku, a w dodatku miała dziwny nawyk ssania kciuka, kiedy spała. W tym momencie też to robiła. Sięgnąłem po telefon i wysłałem znajomym dni na snapie, bo akurat u większości osób pojawiła się ta znajoma klepsydra. Po około dwudziestu minutach stwierdziłem, że raczej już nie zasnę. Przykryłem siorkę kocykiem, a następnie poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w jakieś ciuchy. Spojrzałem w lustro i moją jedyną myślą było 'rany, jak ja dziś wyglądam'. Moje jasne, delikatnie przydługie włosy totalnie nie chciały się ułożyć. Żyły własnym życiem. Z resztą, jak zawsze. Odkręciłem zimną wodę i przemyłem nią twarz; absolutnie tylko tyle jej wystarczało. Na szczęście nigdy nie miałem problemów z cerą, rzadko kiedy coś na niej wyskakiwało. No, chociaż tyle dobrego.

Wróciłem do pokoju, gdzie moja siostra nadal spała. Odpaliłem komputer, wypiłem puszkę coli zero, włączyłem moją ulubioną grę, i...i tym sposobem przeleciało mi kilka godzin. W momencie, kiedy moje oczy zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, akurat moja mama zawołała mnie na obiad. Cholerka, jeszcze nic dziś nie jadłem, poza wypiciem tej coli - pomyślałem.

Po zjedzeniu obiadu stwierdziłem, że napiszę do Olka, czy może nie wpadnie do mnie wieczorem. Olek to mój chłopak. Był ode mnie niższy o sześć centymetrów, jego styl ubierania się był równie specyficzny jak on sam, jego cudowne blond włosy zawsze wywijały się w każdą możliwą stronę, no i najczęściej były przewiązane czarną bandamką. Jego oczy były boskie, naprawdę, sam właściwie nie byłem w stanie określić, jakiego koloru były. I to czyniło je wyjątkowymi. Uwielbiałem dotykać jego policzki. Zawsze narzekał, że jego brzuch jest dwukolorowy, co według mnie było bardzo urocze. Oprócz tego fascynował się kwiatkami i przysięgam, opiekował się nimi jak nikim innym i za każdym razem, kiedy jego storczyk umierał, przejmował się tym dużo bardziej, niż może się wydawać. Był bardzo wrażliwy i głupie "jesteś toksyczny" doprowadzało go do histerii. Kilka miesięcy temu był w szpitalu psychiatrycznym, który i tak niestety do końca mu nie pomógł. Mimo wszystko najbardziej, co mnie bolało to fakt, że nigdy nie akceptował siebie. W dodatku zmagał się z zaburzeniami odżywiania, w wyniku czego był cholernie chudy. Chciałem mu pomóc, ale on nigdy nie chce o tym rozmawiać i mówił, żebym się w to lepiej nie wtrącał. Ale ja i tak bardzo go kocham, no bo hej, w końcu to mój chłopiec. Czasami kochamy kogoś zbyt mocno, aby patrzeć na jego wady. A poza tym, był moją pierwszą prawdziwą miłością. Moje dawne związki opierały się na "jesteśmy ze sobą, bo jesteśmy". W skrócie - związki bez przyszłości. 

-Siema Olek, może wpadniesz do mnie wieczorem?

-Hejka, no w sumie mogę wpaść, o której? ; D
-No nie wiem, jakoś o 18? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
-Okej.


Przez ten czas pościeliłem łóżko, odkurzyłem pokój, przetarłem kurze z szafek, no i ogarnąłem przede wszystkim samego siebie: Ułożyłem jakoś te przeklęte włosy, zmieniłem ciuchy na jakieś bardziej wyjściowe (czarne dżinsy i koszulka, która kiedyś strasznie spodobała się Olkowi). Pierwszy raz od bardzo dawna stwierdziłem, że wyglądam naprawdę w porządku. Dobra, prawie gotowe, włączyłem jeszcze jego ulubioną piosenkę bts – fake love, żeby dać klimacik, no i żeby ogólnie było ekstra. 

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Olek. Zszedłem na dół i otwierając drzwi, przywitał mnie tym swoim przecudownym uśmiechem, w którym byłem zakochany już od dawna. Zawsze się cieszę, że pojawia się dzięki mnie. Idąc po schodach na górę, Aleksander spojrzał na mnie kątem oka.
-Nie wierzę, puściłeś bts – powiedział, śmiejąc się – przecież tak bardzo ich nie lubisz.
-Oj tam – ja też zacząłem się śmiać i w tym samym momencie zaczęliśmy nucić piosenkę. Było zabawnie, bo totalnie nie umieliśmy koreańskiego, a śpiewanie szło nam koszmarnie.
-Dobra, usiądź –za moment wracam.
-Okej – uniósł brwi – gdzie idziesz?
-Do kuchni.
-A, dobra, to wracaj szybko.
Zszedłem do kuchni, po czym wyjąłem z szafki ciastka korzenne. Olek był ich największym na świecie miłośnikiem, naprawdę. Oprócz tego zrobiłem mu jego ulubioną herbatę (zieloną z mango i aloesem). Poszedłem na górę, gdzie mój pies Gacuś bawił się z moim chłopcem. Gadaliśmy przez kilka minut, ale po około kwadransie skończyliśmy na podłodze, nawzajem się łaskocząc. Olek udawał, że wcale nie ma łaskotek, tak samo i ja – starałem się jakoś je maskować, ale bezskutecznie. On za to był w tym mistrzem, dopóki nie zacząłem łaskotać jego żeber. Jego c h u d y c h żeber. Cholernie łatwo było je wyczuć pod jego cienką warstwą skóry. W sumie, trochę mnie to podniecało, sam nie wiem.
-Weź ciastko. – powiedziałem.
-Nie dzięki.
No nie, zaczyna się.
-Świat się nie skończy, pozwól sobie na to. Poza tym, jak ktoś tak idealny jak ty, może robić sobie coś tak okropnego?
-Przepraszam, że chcę podobać się sobie.
Nie rozumiałem go.
-Nie ma cię już prawie w ogóle Olek, spójrz prawdzie w oczy.
-O co ci chodzi? – zapytał. – Nie zaczynaj. Gadaliśmy już o tym.
-Tak ciężko zrozumieć, że się o ciebie martwię? – spytałem. – Martwi mnie to całe twoje odchudzanie. Jesteś idealny.
-Jeszcze nie. – spojrzał na mnie i uniósł brwi.
-Nienawidzę, gdy ktoś mi tak bliski robi tak okropne głupoty, no nienawidzę. No ale dobra, będę po prostu czekał, aż ci przejdzie. Nic nie jest trwałe.
C i s z a .
Jego oczy się błyszczały, prawdopodobnie przez nabierające się łzy. Nachyliłem się nad nim i delikatnie pocałowałem jego czoło, następnie łapiąc jego piękne dłonie. Regularnie wkładał je do ognia, przez co widniały na nich takie dziwne, czerwone ślady.
-To nie wygląda dobrze. – oznajmiłem i zamknąłem oczy. Boli mnie to, ile przeszedł w swoim życiu. Nie zasłużył na to wszystko. Położyłem dłoń na jego rozgrzanym policzku i zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej, przenosząc wzrok na jego usta i delikatnie je całuję. Leżymy na podłodze i nagle zapominamy o wszystkim.
-Wiesz, ja już chyba pójdę. Dzięki za dziś, naprawdę, ale jest już późno.

-Szkoda.
Byłem na siebie trochę zły, mogłem nie zaczynać wcześniej tamtego tematu. No cóż, jeśli chodzi o miłość to jestem pod tym względem takim pieprzonym idiotą, że nie wierzę. Około godziny dwudziestej pierwszej założyłem słuchawki na uszy i poszedłem biegać. Dziwny dzień.


***Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz