Nazywam się Harry. Harry Potter. Moi rodzice nie żyją od kiedy się urodziłem. Zabił ich nijaki Voldemord, a dzisiaj jest mój pierwszy dzień w szkole dla czarodzieji- Hogwart.
Ale, droga do dostania listu nie była taka łatwa.
Moje wujostwo ukrywali listy do mnie ze szkoły. Na początku im się udawało, jak jakiś list do mnie przyszedł od razu mi go zabierali. Pewnego razu przyleciało aż tyle sów z listami, że 'zalało' nam dom. Potem przyszedł Hagrid i zabrał mnie na shopping.
Okey, dość tej retrospekcji. Stoję własnie na peronie 9 3/4 i już mam wchodzić do pociągu gdy..
-Ey, uważaj jak chodzisz, Potter - wpadł na mnie blondyn, trochę wyższy ode mnie, chyba w tym samym wieku. Chwila, skąd od zna moje nazwisko?! Był on otoczony dwoma chłopakami, którzy chyba też nie byli zbyt miło nastawieni do mnie, ale czemu? Blondyn puścił ich przodem i zatrzymał wzrok na mnie.
-Draco Malfoy- przedstawił się i puścił mi oczko po czym się uśmiechnął i jakby nigdy nic wszedł do pociągu, stałem chwile zszokowany dopóki nie usłyszałem komunikatu, że za chwile pociąg do Hogwartu odjeżdża.
Chwyciłem bagaż i ruszyłem w głąb pociągu. Przemierzałem korytarz w poszukiwaniu wolnego przedziału. Gdy obszedłem cały wagon postanowiłem się dosiąść tam gdzie było najmniej ludzi. Trafiło na 'pokoik' z chłopakiem o rudych włosach.
-Hej, mogę się dosiąść?- odezwałem się trochę nieśmiało. Chłopak tylko pokiwał głową. Gdy zająłem miejsce na przeciwko niego.
-Nazywam się Ron Wesley. A ty? - uśmiechnął się czekając na moją odpowiedź.
-Harry Potter. -odwzajemniłem uśmiech, a rudzielec zrobił wielkie oczy jakby zobaczył co najmniej ducha.
-To ty jesteś ten Harry Potter? - czy ja się nie jasno wyraziłem?
-Tak to ja.
-A pokazałbyś bliznę? - robił maślane oczy. Z niechęcią odsłoniłem czoło ukazując znak, który zrobił mi ten cały 'Czarny pan' próbując mnie zabić.
Podróż minęła spokojnie. W trakcie dosiadła się ten Hermiona Grenger. Miała kasztanowe, długie, kręcone włosy.
Kiedy wysiedliśmy z pociągu ujrzeliśmy rzekę, las, a za nim wielki, stary zamek.-Witam wszystkich. Nazywam się Hagrit, jestem tutaj gajowym. Teraz podzielimy się na grupy rocznikowo, klasowo i jeszcze na mniejsze grupki około 6 osobowe by dopłynąć do waszej nowej szkoły.
Zostaliśmy podzieleni zgodnie z tym co powiedział olbrzym. Ja, Ron i Hermiona zostaliśmy włączeni do grupki z Draconem i jego obstawą. W łódce siedziałem obok blondyna. Wydawał się w ogóle nie speszony brakiem miejsca. Ja wręcz przeciwnie. Próbowałem się scisnać by dzielił mnie od niego chociażby jeden mm. Za każdym razem gdy pojawiał się odstęp Malfoy zwinnie go pokonywał. Czy on sobie robi ze mnie żarty?! Nie, nie był to przypadek. On to robił celowo. Odetchnąłem z ulgą gdy mieliśmy już wysiadać z łodzi. Niestety, Malfoy odepchnął nogą nasz transport od brzegu, że stałem przed nim i już miałem wysiadać przez mocne pchnięcie straciłem równowagę. Wpadłem w objęcia Draco.
-"Jezu, Malgoy, zostaw" - pomyślałem wiedząc że on zrobił to CELOWO.
Hagrit zareagował niemal natychmiast i przyciągnął łódkę znowu do lądu. Wyrwałem się z objęć blondyna i stanąłem na brzegu, za mną Draco i ruszyliśmy wszyscy do wielkiego zamku, czyli mojej nowej szkoły.