Rozdział 23

12 2 9
                                    

Gdy na pokładzie Albatrosa wylądował Bugrethu z bagażem w postaci dwóch elfów nikt nie wiedział, co się dzieje. Zdumienie załogi wzrosło gdy okazało się, że obydwaj wciąż żyją. Zan również z początku był zdziwiony, ale wystarczyła chwila by zauważył, że właściwie powinien się tego spodziewać. Nie tak łatwo jest wyeliminować elfa, po części przez dziedziczny talent do walki, a ta dwójka wyjątkowo kurczowo trzymała się życia. Rovu był w stanie ustać o własnych siłach, co nieco uspokoiło kapitana, lecz ta niewielka ulga była niczym w porównaniu z rozpaczą na widok stanu, w którym znalazł się jego podopieczny. Blizny pokrywały twarz i ramiona Nathro, a jego włosy były miejscami brązowe od zakrzepłej krwi. Z trudem powstrzymał łzy. Był dowódcą, musiał dawać podwładnym dobry przykład. Nie ważne, jak bardzo byłoby to trudne. Od razu kazał przetransportować braci do swojej kajuty, żeby medycy mogli ocenić ich obrażenia. Teraz siedział przy biurku w milczeniu czekając na werdykt. Odchodził od zmysłów.

-Kapitanie?

Podniósł wzrok na stojącą na przeciwko Elisabeth. Kobieta wyglądała na nieco zmartwioną.

-Słucham, coś się stało?

-Cały się pan trzęsie.

Zan z lekkim zmieszaniem zaważył, że to prawda. Jakby się zastanowić, żeczywiście. Nie mógł ukryć emocji. Już raz stracił rodzinę, nie chciał przechodzić tego po raz drugi. Przez lata patrzył na śmierć wielu osób, ale... W niemal wszystkich przypadkach nie znał swoich podwładnych i towarzyszy na tyle dobrze, by odczuwać fizyczny niemalże ból patrząc na ich cierpienie. A teraz tak było. Znał cele, marzenia i ideały tej dwójki, wiedział kim tak naprawdę są. Zwłaszcza Nathro, który od lat pomagał mu zachować zmysły. Nie świadomie, oczywiście. Z początku, aż wstyd się przyznać, postrzegał go jako zamiennik jego własnego dziecka, które zmarło parę lat wcześniej. Szybko jednak zmienił zdanie. Mały elfik nie zasłużył na miano czyjegokolwiek zamiennika. Był sobą, jedyną w swoim rodzaju osobą, która nie mogła nikogo zastąpić, jak i nikt nie mógł zastąpić jego. Był da kapitana niczym rodzone dziecko. A teraz nie mógł nic zrobić, żeby mu pomóc. Czuł się taki... Bezsilny...

Był wdzięczny za to, że drugi mechanik zachował milczenie. Gdyby zaczęła zadawać pytania... Po prostu by tego nie zniósł. Chciał utopić smutki w alkoholu, ale wiedział, że to nic nie da. Pewnie dalej będzie się zamartwiał, po prostu będzie miał później kaca...

-Zan.

Zawołany podniósł wzrok na Rethu. Młody medyk delikatnie się uśmiechał.
------------------------------------------------------------

Rethu westchnął z ulgą. Kapitan przyjął wieści lepiej, niż przypuszczał. Nie żeby były złe. Po prostu... Nie były dobre. Nathro będzie żył. Co więcej, jego organizm już zaczął się regenerować. Problem w tym, że stracił władzę w nogach i nie sposób stwierdzić, czy kiedykolwiek ją odzyska... Już w ruinach można było stwierdzić, że coś się stało z jego kręgosłupem. Teraz, kiedy byli na statku, łatwiej było zlokalizować źródło problemu. Dwa kręgi w okolicy karku zostały nadkruszone, prawdopodobnie jeden z odłamków uszkodził rdzeń. Nath miał wysoką odporność na ból, ponadto dopiero niedawno zeszła z niego adrenalina, więc na szczęście nie cierpiał aż tak wielkich katuszy, ale...

Nic nie zmieni faktu, iż prawdopodobnie do końca swych dni będzie inwalidą.

Rethu spuścił głowę. Może się myli. Elfy są wytrzymalsze do większości innych ras, a on sam nigdy nie przyjmował pacjentów będących jej przedstawicielami. Możliwe, że natura wyposażyła ich w jakieś mechanizmy obronne przeciwdziałające złamaniom tego typu...

Powoli zachodziło słońce. Chciał przetransportować Rovu i Natha do przychodni kiedy tylko zacznie się cisza nocna. Wolał uniknąć wywołania chaosu...

Poprzez światy [PROJEKT WSTRZYMANY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz