Obudziłam się wtulona w Roberta, lekko się poruszyłam, co sprawiło, że mój kochany otworzył oczy.
- Cześć śpiochu - pocałowałam go w usta
- Cześć ranny ptaszku - uśmiechnął się, po czym znowu przyciągnął mnie do siebie.
- Puść mnie, muszę wstać - spojrzałam na niego
- A która jest godzina?
- Według mojego zegarka jest jakaś siódma rano.
- To czemu tak wcześnie wstałaś?
- Już dzisiaj Wigilia. Mam jeszcze trochę roboty.
- No dobrze uparciuchu - pocałował mnie w czoło, po czym oboje się ubraliśmy i zeszliśmy na dół. W kuchni siedziały dziewczyny z Panią Rozalią.
- Dzień dobry - przywitałam się
- Dzień dobry - starsza pani podała nam kubki z kawą - Na zdrowie. Postawi was na nogi. - uśmiechnęła się
- A pani nie pije? - Robert wziął do ręki swój kubek
- Nie, ja już wypiłam herbatę z rumiankiem.
Upiłam łyk kawy i wyjrzałam przez okno. Śnieg swobodnie spoczywał na drzewach tworząc bezpieczny puch. Na ziemi przybywało go coraz więcej.
- Nie mamy choinki! - krzyknęłam i wstałam od stołu krążąc po kuchni w te i we wte.
- Spokojnie kochanie, wszystko jest załatwione. Wystarczy tylko pojechać.
- Jesteś kochany. Kiedy to załatwiłeś?
- Mam swoje sposoby - droczył się ze mną.
- Trzeba wziąć się do roboty - zarządziła Sara.
- To ja jadę po choinkę, a potem zajmę się karpiem - zaoponował mój kochany.
- Nie mamy karpia - zaśmiałam się
- Mamy. Kupiłem wcześniej, pływa w mojej wannie. Jeszcze. - wszystkie wpadłyśmy w śmiech.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać - pocałowałam go w usta
- Mogę zrobić barszcz z uszkami - odezwała się Sara, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Ja ulepię pierożki dziewczynki - zgłosiła się pani Rozalia - A potem zrobię Rybę po Grecku, wczoraj kupiłam filety.
- Zgoda - uśmiechnęłam się - To ja może zrobię krokiety, i kutię.
- A co ja mam zrobić? - wtrąciła się Justyna
- Możesz nakryć do stołu - zapronowała Sara.
- To jest świetny pomysł - wtrąciłam się - A potem możesz wyciągnąć resztę potraw z lodówki, i wyłożyć je na talerze.
- Mi pasuje - uśmiechnęła się, po czym każdy zabrał się do pracy.
***
Ubieramy choinkę. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz w naszym domu panowała tak rodzinna atmosfera, i było tylu ludzi, z którymi bardzo się zżyłam. Ukradkiem opuściłam pokój w którym miała odbyć się wieczerza i zabrałam się za pakowanie prezentów. Nagle przy mnie zjawiła się Sara.
- Daj, pomogę ci to przenieść. Wszyscy są w kuchni, więc nikt nas nie zobaczy - uśmiechnęła się
- Trzymaj - podałam jej połowę prezentów a ona niemal niezauważona przeniosła je do pokoju, prosto pod choinkę, a ja zrobiłam to samo. Kiedy wszystkie prezenty były już pod choinką poszłam do kuchni, gdzie nikt nie cierpiał na brak zajęcia.Pokierowałam się do salonu. Położyłam na długi stół wyprasowany biały obrus, a pod niego włożyłam troszkę sianka. W całym domu słychać było spokojne kolędy, a w powietrzu unosił się zapach różnorakich potraw. Spojrzałam na choinkę, świeciła radosnym blaskiem. Było pod nią więcej prezentów niż wcześniej, ucieszyło mnie to. Postanowiłam, że trochę pomogę Justynie i nakryję do stołu. Babcia z dziadkiem mieli przyjechać punktualnie na kolację. Nakryłam o dwa talerze więcej, to dawało mi poczucie, że rodzice są z nami. Kiedy wszystko było już gotowe miałam jeszcze trochę czasu, więc udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, a kiedy byłam już odświeżona założyłam czarną koronkową sukienkę, która przylegała mi do ciała i sięgała do połowy ud. Na nogi włożyłam pończochy w kolorze skóry. Włosy rozpuściłam, aby swobodnie opadały na ramiona, lekko je nakręciłam. Pokremowałam twarz i przytuszowałam rzęsy, a potem delikatnie podkreśliłam brwi. Kiedy byłam już gotowa wyszłam z łazienki wprost do swojego pokoju.
- Ale pięknie wyglądasz! - Robert nie mógł wyjść z podziwu.
- Ty też niczego sobie - uśmiechnęłam się, po czym podeszłam do niego i poprawiłam mu kołnierz białej koszuli. Ślicznie wyglądał. Te czarne rurki świetnie się komponowały z bielą. Nie mogłam się na niego napatrzeć. - Mój przystojniak - pocałowałam go po czym zeszliśmy na dół.
***
Na zegarze wybiła osiemnasta. Śnieg pruszył cichutko w okno, pod światłem latarni, która oświetlała ciemne uliczki. Wszyscy usiedli do stołu, czekając na Babcię z Dziadkiem. Kiedy zapukali do drzwi pobiegłam otworzyć, ale nie mogłam wydusić słowa, kiedy ujrzałam w nich rodziców. Z piskiem się na nich rzuciłam.
- Tak się cieszę, że was widzę! Dlaczego nic nie powiedzieliście?
- Chcieliśmy zrobić wam niespodziankę.
- I wam się udało. - wyściskałam ich za wszystkie czasy. - A gdzie babcia i dziadek?
- Tutaj - usłyszałam znajomy głos, a po chwili ujrzałam radosną babcię i dziadka.
- Zaraz się rozpłaczę - powiedziałam, kiedy byliśmy już w środku. Zabrałam prezenty zaprowadziłam gości w głąb pokoju, a paczki włożyłam pod choinkę.
- Nie jesteśmy sami - zaczęłam. - Zaprosiłam do nas Babcię Justyny, panią Rozalię. - podali sobie dłonie. Przyjaciółkę Sary już znacie. - Uściskali się na powitanie.
- A ten przystojniak to kto? - Mama puściła mi oczko.
- To jest Robert. Mój chłopak.
Kochany ucałował dłoń mamy i babci, a z tatą i z dziadkiem je sobie uścisnęli.
Babcia spojrzała na mnie znacząco, a ja tylko się uśmiechnęłam. Podeszła do mnie, kiedy reszta zajęła już miejsca.
- Jednak Robert. Świetny wybór. Mam nadzieję, że zdążę pobawić się na waszym weselu. - uśmiechnęła się promiennie.
- No jasne - uścisnęłam ją, po czym usiadłyśmy do stołu.
- Marlenko, skąd wiedziałaś że przyjedziemy? - zwróciła się do mnie mama, wskazując na zastawione talerze.
- Nie wiedziałam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Chciałam w ten sposób poczuć, że jesteście tu z nami. A po za tym, zawsze uczyłaś mnie, żeby położyć dodatkowe talerze, bo nigdy nic nie wiadomo. - uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła ten uśmiech.
- No dobrze, skoro jesteśmy już w pełnym gronie - zaczął tata wstając od stołu - Podzielmy się opłatkiem.
Na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka. Wszyscy z radością zabrali się za rozpakowywanie prezentów. Poszłam do kuchni po wino, a kiedy wróciłam zatrzymałam się przy drzwiach, urzeczona widokiem, na który miałam okazję patrzeć. Robert był pochłonięty rozmową z tatą. Babcia złapała kontakt z Panią Rozalią, wydawać by się mogło, że znają się od zawsze. A dziadek z kolei był pochłonięty rozmową z mamą. W końcu tyle się nie widzieli. Wspaniale było widzieć jak wszyscy z radością szukają na prezentach karteczki ze swoim imieniem, a potem rozpakowując uśmiechają się tak, że ten uśmiech chwyta za serce i uświadamiamy sobie wtedy, że właśnie dla takich chwil warto żyć.
- Marlena! - zawołała mnie Sara - Dla ciebie też coś jest
- Co takiego? - Podeszłam bliżej, kładąc butelkę wina na stół, i zbliżyłam się do pozostałych, którzy siedzieli przy choince.
- Zobacz - podawała mi coraz to więcej pakunków. A ja zabrałam się za rozpakowywanie.
YOU ARE READING
POPROSZĘ O MIŁOŚĆ
Short StoryGłowna bohaterka wrocławianka Marlena to szara myszka niczym nie wyróżniająca się z tłumu. Studiuje Literaturę Angielską i jak każda dziewczyna w jej wieku, marzy o wielkiej miłości. Rozstanie z chłopakiem rzuca ją w ramiona przyjaciela, który potaj...