8. Szukam frajera, który kupi Twój kit

116 20 56
                                    


Jadł śniadanie. Chociaż nie jadł, modlił się nad każdą łyżką płatków z mlekiem (na coś bardziej ambitnego nie był wystarczająco skupiony). Od chwili przebudzenia jego myśli zaprzątał jeden człowiek, a raczej sen, który go dotyczył. Nic do niego nie miał, był przystojny, wysportowany, miał miłą osobowość. Ale naprawdę, żeby pojawiać się nawet w jego snach? I to nie był jakiś zwykły sen. To była w pełni romantyczna historia, zakończona - uwaga - happy endem. Czy jest na sali lekarz?

Tu nawet nie chodziło o jego preferencje seksualne. Nie miał z tym problemu. Wolał mężczyzn, i nie wstydził się tego. Po prostu w czasie okresu dojrzewania tzw. „płeć brzydka" wydała mu się atrakcyjniejsza, i tyle. Żadnej filozofii.

Kwestią sporną była relacja, jaka łączył go z Nikiforovem. Ile się znali? Dwa tygodnie? Więcej? To za mało na przyjaźń, a co tu dopiero mówić o miłości. Lubił Victora, ale na razie jako kolegę. Nie chciał tego psuć robiąc sobie nadzieje na coś więcej bez podstaw, że to wypali.

Nie chciał teraz angażować się w związki. I chociaż platynowłosy był w jego typie (nawet bardzo), to wolał na razie skupić się na współpracy na tle zawodowym. Na miłość przyjdzie jeszcze czas.

...

Planował spędzić ten dzień najbardziej leniwie jak tylko się da. W poniedziałek zaczynały się próby do koncertu i musiał być wypoczęty. Nie zamierzał ruszać żadnych instrumentów ani nut.

Proste leżenie na kanapie z książką i herbatą było szczytem jego obecnych ambicji i możliwości. Chciał się, jak to mówił Ivan „po prostu odchamić". Jednak los szykował dla niego inne plany. Zdążył przeczytać zaledwie jeden rozdział, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Postanowił je zignorować. Jednak osobnik po drugiej stronie drewnianej płyty nie dawał za wygraną. Walił w drzwi ile fabryka dała, nie szczędząc sił ani tempa. Yuuri wiedział kto to jest. I właśnie dlatego zamierzał udawać, że go nie ma w nadziei, że osobnik sobie odpuści.

Taa...odpuści, prędzej on nauczy się mówić po niemiecku. Nie trzeba było długo czekać, aż do walenia dołączy bardzo dobrze znany mu krzyk. Trzy, dwa, jeden...

- Yuuri do cholery! Wiem, że tam jesteś!

Bingo! Normalnie, gdyby nadał totka jak nic trafiłby szóstkę.

-Natychmiast otwieraj te drzwi! Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! Dobrze o tym wiesz! Będę tu stał aż....- W jednej, niezarejestrowanej przez zaaferowanego krzykami chłopaka chwili, drzwi do mieszkania otwarły się, a on wpadł do środka, cudem tylko nie rozpłaszczając sobie nosa na podłodze.

- Phichit, ja wiem, że jesteś w stanie zrobić wiele dla zdobycia informacji. Ale nie musisz padać przede mną na twarz. - Rozbawiony głos Katsukiego wybudził go z szoku spowodowanego upadkiem. Zerwał się na równe nogi sprawdzając, czy komórka, którą trzymał w dłoni nie została uszkodzona.

- Hahaha, bardzo śmieszne. Naprawdę tak trudno Ci było ruszyć swoje cztery litery i wcześniej mi otworzyć?

- Dobra, już przepraszam. Ech...więc? Co cię do mnie sprowadza?

- No jak to co? Przyszedłem pogadać.

- O ile dobrze pamiętam gadaliśmy jakiś tydzień temu...

Rozsiedli się wygodnie na kanapie. Yuuri czuł, że jego przyjaciel nie odpuści mu tak łatwo. Phichit był największą plotkarą, w kraju, a może i na świecie. Był w posiadaniu takich informacji, że gdyby sprzedał chociaż ich niewielką część do jakiegokolwiek pisma plotkarskiego, to i tak byłby ustawiony do końca życia.

HabaneraWhere stories live. Discover now