Rozdział III

1.4K 74 19
                                    

- Dobra, teraz powiedz mi, czy poruszałaś się z tymi paskami, gdy używałaś trójwymiaru? - jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Jakby wszystko wiedział i tylko zadaje nic niewarte pytania, by nie nie było niezręcznej ciszy.

- Możliwe. Tych oryginalnych nie było w zestawie, gdy kradłam. - tak naprawdę nie potrafiłam ich założyć.

- Rozumiem. Jak się nie mylę twój mundur jest już gotowy. Skoro należysz do zwiadowców, to w czasie 'pracy' musisz mieć go na sobie. Chodźmy. Pierw musisz się umyć. Śmierdzisz podziemem. - dwoma palcami zatkał sobie dziurki w nosie, w komiczny sposób robiąc przy tym dziwne miny. Przyznam, zaśmiałam się.

Skierował się w stronę budynku. Wydaję się być mały, ale to prawdopodobnie iluzja optyczna i idąc przez najróżniejsze korytarze swoją teorię potwierdziłam. Świetnie.

Znowu dzieciaki, które salutują panu IDEALNEMU. Nadal nie rozumiem tego fenomenu w nim.

Stanęliśmy przy drzwiach. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się skromny pokój, napewno mniej skromniejszy, niż ten co miałam w podziemiach.

— Tu masz swój własny pokój. Jako że jesteś z podziemia, więc wiadomo, że się nie dogadasz z nikim. Mundur jak się nie mylę masz na łóżku, łazienkę na lewo. Przybory do kąpieli masz w środku. Przyjdę za 15 minut.

Drzwi się zamknęły. Wyszedł. Tak po prostu.

Mundur jest na łóżku. Był koloru mi nieznanego raczej jasny brązowy, może jasny pomarańczowy , ale mogę się mylić.. Był poskładany ładnie i estetycznie. Tak jak lubię.

Wzięłam bieliznę, koszulkę i spodnie ze sobą do łazienki. Zdjęłam z siebie wszystko i wrzuciłam do kosza przy zlewie.Po wzięciu szybkiego prysznicu i wytarciu się, swój wzrok skierowałam w lustro.

Mokre, czarne włosy przykrywały moje czarne oczy. Twarz miałam niezwykle bladą, bez skaz, usta były delikatnie zaróżówione. Uśmiechnęłam się, przestraszyłabym samą siebie, gdybym to nie była ja. Troszkę jak pani śmierć.

Ubrałam się w przygotowane wcześniej rzeczy. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę łóżka, delikatnie założyłam skarpetki, by nic im przez przypadek nie zrobić.

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Szybko minęło te 15 minut. W drzwiach stanął Levi we własnej osobie z nożyczkami w dłoni.

— Po co ci one? — spytałam grzecznie, delikatnie biorąc paski w dłonie. Kompletnie nie wiedziałam jak je założyć. Wcześniej miałam inne. Bardziej własne.

— Wypadałoby byś wyrównała włosy, to troszkę komiczne wygląda, gdy najdłuższy kosmyk sięga do pasa a najkrótszy do ramion.

Zaśmiałam się cicho, gdy wyobraziłam to sobie. Musiało to wyglądać komiczne, tym bardziej że, teraz mam rozpuszczone włosy.

— Nie wątpię. Ciężko za nożyczki wziąć tępy już nóż, który był pożyczony od jakiegoś dzieciaka. — dalej męczyłam się z paskami. Jak to coś założyć?!

— Daj, pomogę ci. Nie mamy aż tyle czasu. Jeszcze dziś musisz na trójwymiarze polatać. Erwin nie dałby mi spokoju, jak byś tego nie zrobiła. Potem ja ci obetne, bo znowu zrobisz reforme w fryzjerstwie.

— Aż takiego talentu to ja nie mam! — zaśmiałam się, on jedynie uśmiechnął.

Sprawnie założył mi paski na jedną nogę, byłam w szoku, jak mu to poszło. Miał wprawę.

—Wstań.

Wstałam i patrzyłam na to jak oczarowana. Robił to w sposób, jakby było najłatwiejsze na świecie.

— W porządku. Skończyłem. Nigdzie nie uciska?

— Nie, jest dobrze

Jest nawet bardzo dobrze, to było niesamowite. Nie mogłam mu tego pokazać. Nadal go nienawidzę.

— Teraz włosy, do ramion pasuje? Bys miała w miarę równo...

— Może być do brody. Będzie wygodniej.

— Mądrze.

Po chwili moje włosy były już na ziemi..

— Skończyłem. Załóż kurtkę i sprzątnij ten bałagan. Nie lubię jak jest brudno.  Szczotkę i szufelke masz w łazience.  Czekam na ciebie w kuchni, zjemy obiad i idziemy na trójwymiar. Zostało tylko to.

— Zamęczysz mnie.. Która jest godzina?

— Czy to ważne? Pewnie koło siedemnastej.

— Rozumiem.

Wyszedł. Zostawił mnie samą.

Skierowałam się do łazienki, tam wzięłam rzeczy do sprzątania. Posprzątałam i włosy wrzuciłam do kosza. Wyszłam z pokoju. Nie wiedziałam gdzie jest kuchnia, więc kierowałam się na oślep.  Przyokazji zwiedzając korytarze. Było ich wiele, ale nie na tyle by się pogubić.

Po chwili byłam już w kuchni, była chyba kolacja, bo było strasznie tłoczno w jadalni. Ja szukałam wzrokiem tylko pana IDEALNEGO.

Siedział przy kobiecie w okularach i mężczyźnie o niezwykle grubych brwiach. Podeszłam do niego, bo co innego mogłam zrobić.

— Co tak długo? Siadaj naprzeciwko i jedź. Dużo do zrobienia jeszcze mamy.

Jedzenie? Kiedy jadłam swój ostatni posiłek.. Nie wiem.. Usiadłam niepewnie, na talerzyku miałam kromkę chlebka i kostkę masełka, którą najpewniej man rozsmarować na chlebku. Nie mam pojęcia jak to zrobić. Może po prostu udam, że nie lubie?

Zauważyłam rękę chwytającą mój chlebek i chyba nóż w drugą rękę, który zamoczył w masełku i rozsmarował na chlebku. Właścicielem tych rąk był Levi, spojrzałam na nim wdzięcznym wzrokiem. Teraz wiedziałam co trzeba zrobić, trzeba to zjeść. Niepewnie wzięłam w dłoń kromkę i włożyłam do ust i zaczęłam powoli jeść, by mój brzuch się przyzwyczaił do jedzenia.

Gdy skończyłam Levi wstał od stołu, ja razem z nim i skierowaliśmy się po trójwymiar.

— Jak wyszedłem z podziemii też nie potrafiłem posługiwać się sztućcami. Pomogłem ci, bo nie mieliśmy na to aż tyle czasu. Następnym razem musisz sobie poradzić sama.

Pokiwałam tylko głową na zgodę.

— Trójwymiar założysz sama?

— Tak, dam radę.

Zgrabnie go założyłam, zauważyłam też coś nowego, były to ostrza.

— Będziesz musiała też nauczyć się atakować, ale patrząc, jak posługujesz się mieczem to nie zajmie długo.

Walka z tytanami, co?

Placem treningowym był las. Zwykły las.

— O co w tym chodzi?

— Musisz zniszczyć jak najwięcej karków tytanów, idealnie zatopić ostrze by odpadł kawałek i by się nie stępiło. To nie jest łatwe.

Nie pytałam o nic więcej.

Levi.. Levi.. Mój kochany Kapitan.. (Levi x OC) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz