Biblioteka była całkowicie opustoszała, gdyż wszyscy uczniowie przebywali na kolacji w Wielkiej Sali. Pani Pince, znając już dobrze Harley, która często zapuszczała się w tę część zamku, pozwoliła zostać im dłużej. Z początku sądziła, że Draco może przeszkadzać opcja nauki, zamiast apetycznej kolacji. Oparła głowę na dłoni, uważnie lustrując tekst, ale czasem zerkając w stronę chłopaka. Ślizgon również mocno skupiał się nad swoim zadaniem, bo nie odzywał się dość długo.
Mogła patrzeć na niego tak godzinami, latami - które jej odebrano. Jasne włosy opadały na oczy, przez co wcale ich nie widziała. Nie widywała zbyt często Malfoy'a poza lekcjami czy boiskiem do Quidditcha, ale odnosiła wrażenie, że chłopak schudł na twarzy. Omal nie krzyknęła, gdy Draco nagle wyprostował się na ławce i rozciągnął do tyłu, po czym podsunął podręcznik pod jej nos, wskazując palcem konkretny fragment.
– Dobre odniesienie, a to– drugą dłonią podał jej zapisany i trochę ubrudzony atramentem pergamin– może być nasz wstęp. Nie jestem kujonem pokroju Granger, ale myślę, że się nada.
Harley drżącą ręką odebrała od niego notatki. Gdy ich dłonie zetknęły się, przeszedł ją dziwny dreszcz, czego nie dała po sobie poznać i chłopak, na szczęście, też niczego nie zauważył. Przeczytała wolno bazgroły, chociaż musiała przyznać, że miał naprawdę ładny charakter pisma, gdyby nie pośpiech. Harry i Ron mogliby pobierać od niego lekcję kaligrafii. Odetchnęła, odchylając się od stołu zapełnionego książkami.
– Świetnie, ale w drugim zdaniu masz błąd.– Draco wyrwał z jej dłoni pergamin, by uważnie się temu przyjrzeć. Zmarszczył brwi, nie mogąc znaleźć pomyłki.– Spokojnie, żartowałam– parsknęła.
– Śmieszne, Benson, bardzo śmieszne– prychnął pogardliwie, rzucając pergamin na stół, dokładnie na sam środek.– Za to piszesz całą resztę.
– Że co?!– Uniosła się na łokciach, nieco czerwieniąc ze złości.– To przecież przez ciebie tutaj jesteśmy!
Chłopak przewrócił oczami, przekartkowując podręcznik do alchemii.
– Tak naprawdę to nasza wspólna wina, bo oboje się spóźniliśmy. Moje wielkie wejście tylko przelało czarę goryczy.
– Jestem pod wrażeniem... przyznałeś się do winy, a to ci nowość.
– Nie wiem, czego naopowiadał ci Potter i Wieprzlej, ale słuchaj ich dalej, a pewnego dnia wylądujesz w Świętym Mungu– mruknął, mrużąc oczy.
Nie obchodziło go, czy Święta Trójca już wtajemniczyła Benson w jego historię, przewinienia czy opowiedziała jakiekolwiek epizody z jego życia. Miał to w głębokim poważaniu, ponieważ musiał skupić się tylko na misji, więc pozostało mu ich ignorowanie. Zastukał palcami o stół, obserwując nieco zainteresowaną zaistniałą sytuacją Harley.
Jedyne, co go wkurzało to fakt, że już chyba każdy wiedział, iż jego ojciec, Lucjusz Malfoy gnił w Azkabanie za bycie wiernym Śmierciożercą... a on szedł w jego ślady. Dlaczego? Bo chciał? A skąd... po prostu robił wszystko, co dyktowali mu rodzice, by mógł być nazywany wspaniałym synem. Ale był także tchórzem. Wstydził się tego, lecz to była prawda.
Będąc po zwycięskiej stronie mógł zapewnić sobie bezpieczeństwo, a resztę niech szlag trafi.
– Draco?– spytała Harley, machając mu dłonią przed oczami. Odruchowo złapał ją za nadgarstek, ale nie ścisnął tak mocno jak Harry wtedy w szatni.– Merlinie!– krzyknęła przestraszona.
– Mówisz do mnie po imieniu? – Nie pierwszy raz tak do niego mówiła, lecz dopiero teraz zwrócił na to uwagę.– Znaj swoje miejsce, Benson. Nie jesteśmy równi i nigdy nie będziemy. Jeszcze tego mi brakowało, by głupiutka Gryfonka spoufalała się ze mną– zakpił sobie, wzruszając ramionami.
Oczekiwał, że zrobi jej tym przykrość. Musiał czymś odwrócić jej uwagę od jego dziwnego zachowania - od myślenia o misji, przeklętej szafie i salonie Mansonów.
Puścił jej rękę i zaczął szybko coś zapisywać, czasem zerkając do podręcznika. Harley przygryzła wargę, pod ławką trzymała dłonie, w których mieliła nerwowo pióro. Coś mu się stało w ciągu tych kilku minut, ale nie mogła wprost zapytać co. W ciszy wpatrywała się w nieustannie poruszającą się dłoń oraz słowa, które pojawiały się dla niej do góry nogami.
– Gotowe– rzucił Malfoy.– Możesz przepisać to na czysto i mamy gotowy referat.
Harley zamrugała dwukrotnie, nie wierząc, w co słyszy. Zapisał cały zwój pergaminu w tak krótkim czasie? Złapała łapczywie pergamin i rozwinęła go. Szybko lustrowała tekst, idealnie przedstawiający temat ich pracy. Uniosła głowę, by napotkać znudzone spojrzenie chłopaka, który przyglądał jej się.
– Ale jak to? Mieliśmy przecież napisać to razem...
– Spokojnie, Gryfonko. Twój honor i duma nie ucierpią. Spłacam swój dług... no wiesz, wtedy za eliksiry. Bardzo mi wtedy pomogłaś. Także wiesz, coś za coś, nie rób z tego afery.
– Nie było cię tamtego dnia w Hogwarcie– odezwała się nagle, ignorując to, co przed chwilą powiedział.– Rozumiem, że to było coś ważnego, prawda?
– Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.
– Gdzieżbym śmiała– zachichotała.– Kolacja się chyba skończyła... powinniśmy wracać.
– Tak w zasadzie to jest już cisza nocna od jakichś dwudziestu minut– burknął, ciekawy jej reakcji.
Harley zerwała się na równe nogi i zaczęła energicznie pakować swoje rzeczy do torby. Malfoy parsknął śmiechem, co zdezorientowało jasnowłosą.
– Co cię tak bawi?– Uniosła jedną brew, nadal trzymając w dłoni podręcznik do alchemii.
– Żartowałem.– Rozłożył bezradnie ręce, nie kryjąc uśmiechu, który wrednie wkradał się na jego twarz.
Obrażona dziewczyna nadęła policzki i zdzieliła go podręcznikiem w głowę, przez co ten jęknął głośno w bólu.
– Chyba mi coś uszkodziłaś– pojękiwał, lądując na podłodze plecami– teraz to już na pewno...
– Mózg już dawno po gwarancji, więc wybacz, robaczku, ale musisz z tym żyć. Na żarty ci się zebrało! A już myślałam, że mamy przechlapane.
– Jesteśmy spóźnieni, ale tylko o dziesięć minut– dopowiedział, wstając leniwie.– I dzięki, Benson za pomoc, a ponoć Gryfoni to lubią pomagać– dodał z wyrzutem.
Harley przerzuciła pasek od torby przez ramię i poczekała, aż chłopak pozbiera swoje rzeczy, po czym pociągnęła go za rękaw w stronę wyjścia, coś tam wołał w proteście, ale na myśl o kłopotach zamilkł. Nie miał czasu na szlabany. Po chwili zorientował się, że Harley przygląda mu się z uśmiechem. Nie była brzydka, jak na Gryfonkę, może nawet ładna, ale raczej nie w jego typie. Z charakteru paskudna, mała wredota oraz dobra koleżaneczka Pottera, Granger i Weasley'a - to od razu dyskwalifikowało ją chociażby z listy ludzi, z którymi mógłby rozmawiać.
Po której ona stronie by się opowiedziała?
Czyjeś chrząknięcie pełne pogardy wyrwało dwójkę uczniów z własnych myśli. Zwrócili przerażone spojrzenia na mężczyznę zlewającego się z otaczającymi ciemnościami. Snape skrzyżował ręce na piersi i patrzył wyczekująco na nich.
– Wałęsanie się po szkole w czasie ciszy nocnej?– spytał, chociaż nie oczekiwał żadnej odpowiedzi poza jąkaniem.– Gryffindor i Slytherin tracą po dwadzieścia punktów.
– Ale...!
– To jeszcze po dziesięć.
– Nie może pan...!– kłóciła się Harley, ale Malfoy zakrył jej w porę usta.
– Mam całą noc, Benson, możemy dalej się licytować, ale wtedy twój dom pożegna się z Pucharem Domów, nie żeby cię to interesowało... Malfoy do dormitorium, o twoim zachowaniu porozmawiamy jutro.
Chłopak wyminął wkurzonego nauczyciela i z ociąganiem zostawił go samego z bladą jak duch Harley.
– Na wspominki się zebrało, co?– zakpił sobie, unosząc pytająco brwi.– Do sali eliksirów, natychmiast.
– Tak, panie profesorze...
CZYTASZ
Avada Kedavra ✔
FanfictionTRWA POPRAWA BŁĘDÓW TRYLOGIA ZAKLĘĆ NIEWYBACZALNYCH - 1 tom ,,Gdy jedno zaklęcie odbierze ci wszystko, to jedno zaklęcie może ocalić ci życie''. Rodzina Manson, którą niegdyś łączyły bliskie relacje z rodem Blacków i Malfoy'ów pewnej nocy zos...