Spotkanie

360 22 1
                                    

Już miałem wkładać buty, żeby wyjść na spotkanie z Sebastianem ale zauważyłem, że z tego zabiegania i gapiostwa zostawiłem klucze i telefon na górze. Więc szybko dotarłem do mojego pokoju i zabrałem to co miałem i biegiem ruszyłem do drzwi.

Dobra. Telefon jest. Klucze są. Buty są. Głowa jest.

Czekaj... Głowa jest?

Wymacałem rękami gdzie powinna być i mogłem stwierdzić jedno: jeszcze jest. Ale miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. To uczucie często mi towarzyszy więc je zbagatelizowałem, poza tym i tak nie miałem czasu na rozmyślania. Wszystko robiłem pospiesznie, bo już byłem spóźniony.

Sebastian mnie zabije.

Biegłem do punktu W ile sił w nogach. Pomogło mi to w jakimś stopniu ujarzmić myśli, które kłębiły się po mojej głowie jak skarpetki na moim łóżku.

Ludzie jakoś dziwnie na mnie spoglądali, a małe dzieci wytykały mnie palcami. Raz usłyszałem nawet krzyk 7-letniej dziewczynki "Pikachu, wybieram Cię!". Zignorowałem, to bo wiedziałem, że jestem brzydki i nie miałem zamiaru dzisiaj o tym myśleć. To jest mój dzień. To jest NASZ dzień!

Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem w takim stopniu adrenalinę, strach, stres i... radość jednocześnie. Miałem wiele obaw. Przecież nie będzie to tak wyglądało jak przez internet. To będzie realne. Namacalne. Co prawda w szkole wymienialiśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami, czułem wtedy dreszcz na plecach ale to będzie zupełnie coś innego.

Zmusiłem się by skupić myśli na czymś innym niż obawy i zająłem się rozmyślaniem nad tym pięknym i nagle interesującym chodnikiem, który mi pomagał w takich chwilach nie myśleć.

Na stówę czegoś zapomniałem!

Byłem już tak blisko rynku, więc moje serce, żeby mi dogryźć dopompowywało masę stresu. Mój mózg odciął mi dostęp do wszystkiego, tylko nie do jednej rzeczy: jestem już tak blisko.

Zwolniłem kroku rozglądając się za Sebastianem.

Widzę go. Rzuciły mi się w oczy charakterystyczne barwy czerni połączone z czerwienią. Podszedłem do niego powoli i zakryłem mu oczy. Opuszkami palców wyczuwałem jego kolczyki. Sam bym takie chętnie takie nosił ale z wiadomych powodów tego nie mogę.

-Zgadnij, kto cię nawiedził!-Krzyknąłem melodyjnym głosem, jakbym miał zacząć śpiewać w wieku czterech lat.

-No nie wiem!-Sebastian zaczął się przesadnie zastanawiać.-Hmm... Pomyślmy... Może Ciocia Andrzej!

-Zgaduj dalej.-Postanowiłem grać.

-No to... Hmm... Może.-Zrobił krótką przerwę na nieistniejące werble ale my je słyszeliśmy.-Alex?!

-Bingo!-Ściągnął moje ręce z twarzy i powoli się odwrócił. Uśmiechałem się od ucha do ucha, a adrenalina omal mnie nie zjadła. Kiedy mnie zobaczył odskoczył z zaskoczenia i zaczął się śmiać.

-Dlaczego mnie okłamałeś?!-Krzyknął z udawanym wyrzutem pękając ze śmiechu.

Byłem zdezorientowany. A może on mnie wystawił i przyszedł z kolegami, żeby się ze mnie po wyśmiewać? Nie. Na pewno nie. Po prostu nie może wytrzymać tych nerwów. Nie wiedziałem co robić. On już się prawie kładł na asfalcie, a ja nie wiedziałem nawet z czego tak rży. Próbował coś powiedzieć ale na początku mu to nie wychodziło.

-Dlaczego mnie okłamałeś?!-Dalej nic z tego nie rozumiałem i stałem tam i tylko się na niego gapiłem.-Przecież to nie Alex!-I wykrzyczał na ostatnim tchu.-TO PIKACHU!

Jak to krzyknął to dopiero się zorientowałem o co mu chodziło. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem ale nie sądziłem, że akurat zapomniałem się ubrać!

-O kurwa-Kiedy to powiedziałem sam zacząłem się śmiać.

Ponad 5 minut się śmieliśmy a potem się uspokoiliśmy.

-Możemy pójdziemy do mojego domu, żebym się przebrał?-Zapytałem. Czułem lekkie rumieńce na mojej twarzy.

-NIE! Zostajesz w tym stroju, bo wyglądasz jak prawilny uke!-Powiedział i złapał mnie za rękę co zrobiło romantyczny nastrój ale wziął ją kiedy zauważył, że to robi.

-A mówiłeś, mi że nie jesteś otaku.-Powiedziałem robiąc obrażoną minę.

-Bo nie jestem, tylko znam się na tym bo moi kumple są i mi powiedzieli co to jest uke, same itp.

-Są yaoistami?-Zapytałem. Większość otaku, którzy wiedzą co to jest uke i same to yaoiści lub yaoistki.. tak mi się wydaje..

-Tak... i nawet są razem ale to ukrywają przed światem. Tylko ja o tym wiem.-Mówił to robiąc szyderczą minę.

-To takie smutne, że polska jest drugim krajem na liście ilości homofobów-Powiedziałem trochę smutnym głosem.

-No ale taki kraj-Ciężko westchnął, jak to powiedział-Dobra, to ty zostajesz w tym stroju!-Stanowczość tego co mówił doprawił stanowczy ton głosu.

-Okej! Tylko się nie dziw jak zabiorą mnie do wariatkowa.

-Obiecuję, że nikt Cię nie zabierze.-Był o tym święcie przekonany.-A teraz idziemy do fajnej kawiarni, bo nie będziemy tu tak stać.

-Dobrze, tylko nie mam hajsu.

-Tym się nie martw. Ja zapłacę, kwiatuszku będę prawilnym mężem-Znowu zrobił ten szyderczy uśmiech.

-A kim ja jestem w tym małżeństwie? Niech zgadnę! Żoną?

-Nie. Ty też jesteś mężem-Powiedział to z lennym na twarzy. Ciekawi mnie swoją osobą przez idiotyzm.

-Heh, niech ci będzie. Nie chce mi się kłócić, więc idziemy do tej kawiarni?-Zapytałem trochę podirytowany.

-Tak. Idziemy, idziemy.-Powiedział po czym ruszył zmuszając mnie do tego samego.-Jak to właściwie było z tą piżamą?-Zaskoczył mnie tym pytaniem.

-Wiesz, mój ojciec pije, a ja jestem jego workiem treningowym.-Postanowiłem mu się zwierzyć. Tak, właśnie. Zwierzę mu się ze wszystkiego.-Karze mi wynosić śmieci, kiedy tylko się kosz przepełni.

-Co to ma wspólnego?-Przerwał mi.

-To, że nie ma dla niego znaczenia, kiedy kosz będzie pełny, bo i tak ja to wyniosę.-Przerwałem na chwilę.-W momencie, kiedy mu się to spodoba. Dziwnym trafem najczęściej jest to w nocy. Przez to, że muszę wyjść z domu "już teraz" niezależnie od temperatury. Najczęściej wychodzę w piżamie w środku nocy. A nie zauważyłem tego, ponieważ jestem przyzwyczajony do chodzenia i w piżamie po dworze i do zimnych temperatur.-Szybko wyjaśniłem.-W domu nie jest ogrzewane, kąpać się w ciepłej wodzie tylko od święta mogę.

Podczas całego tego spotkania zdążyłem całkiem nieźle poznać Sebastiana. W kawiarni zamówiliśmy sobie kawę i przegadaliśmy kilka godzin śmiejąc się i niemalże płacząc. Oczywiście nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń na Pikachu. Później chwilę pochodziliśmy po mieście. Weszliśmy na dach garaży i oglądaliśmy gwiazdy. Poznaliśmy się. Mam nadzieję, że więcej takich spotkań będzie.

S: Hej było genialnie...

A: No musimy to powtórzyć kiedyś..

S: No, na pewno!

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękujemy za 350 odsłon pod naszym opowiadaniem!

Sayōnara

Yang-Ta herbatka z CUKREM była pyszna!!! *faza* Już nie mam zakazu... hue hue hue

Wiadomości samobójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz