Rufin stał rozjuszony przed swoim oddziałem. Nikt z Trzynastki nie miał na tyle odwagi, aby unieść głowę i spojrzeć swojemu dowódcy prosto w oczy. Nie, kiedy był w takim stanie. Przechadzał się on tam i z powrotem wzdłuż szeregu. Minęła dobra chwila, nim zabrał głos. Była to chwila niepewności. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Każdy oczekiwał wybuchu Rufina, lecz gdy to nie następowało, czuli się jak dzieci we mgle, wystraszeni i zdziwieni. Każdy z nich z początku myślał, że wolałby już mieć to z głowy. Chcieli zostać okrzyczeni i wrócić do namitou. Jednak gdy Rufin zaczął mówić, każdy czuł się przybity.
— Zawiodłem się na was. Na każdym z was — podkreślił. — Jesteście drużyną dorosłych mężczyzn, a zachowujecie się jak dzieci. W ten sposób nie przetrwacie wojny. Nie znam powodu tego zdarzenia i szczerze powiedziawszy, gówno mnie on obchodzi. Jesteście cholerną drużyną i jeśli nie zaczniecie się zachowywać, jak na drużynę przystało, czekać was będzie jedynie śmierć — powiedział. Nie krzyczał. Jego głos był spokojny niczym tafla jeziora w bezwietrzny dzień. Przez właśnie ten ton głosu Sadie czuła się, jak by była wbijana w ziemię przez wstyd. Wstyd za to, że to właśnie ona rozpoczęła tę bójkę. Może i nie ona wykonała pierwszy cios, ale bądź co bądź, to właśnie ona była prowodyrem całego zdarzenia. Jednym słowem czuła się okropnie.
— Kara musi zostać wymierzona, a zgodnie z zasadą obowiązującą w trzynastce "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" zostanie ona przydzielona każdemu — zawyrokował Rufin. — Z racji tego, że nie długo wyruszamy na zachód, musi ona być ze skutkiem natychmiastowym — orzekł, nie owijając w bawełnę.
Rufin był dobrym dowódcą, Kyler dostrzegł to już nie raz. Nie podejmował głupich decyzji powodowanych emocjami. Wszystko było przez niego przemyślane. Każde ćwiczenie było kolejnym stopniem do osiągnięcia określonego celu. Każda kara była wydana po dogłębnej analizie sprawy. Tak jak Teraz. Rufin wiedział, że nie mógł fizycznie wykorzystać na zbyt drużyny. Jeśli by to uczynił, droga do zachodniej granicy nie byłaby ciekawa, a prowadzenie podczas niej treningów stałoby się niemożliwe. Tak samo nie widział sensu ograniczać posiłków, w końcu musieli mieć siłę na drogę, podczas której zapewne mieli się żywić jedynie suszonymi owocami. Pole do popisu miał niewielkie, lecz zdołał wybrać karę adekwatną do czynu, jednocześnie niewykańczająca aż tak trzynastki.
— Wszyscy na glebę — warknął, a piętnastu mężczyzn leżało w okamgnieniu na podłożu. — Pozycja do pompek. Ręce oprzyjcie na kościach — powiedział, a dziewczyna wykonała polecenie. Kamienie wraz z piaskiem wbijały się jej w skórę. Starała się jak najmniej poruszać dłońmi, bo każde drgnięcie powodowało ból. — A teraz macie w ten sposób przemierzyć drogę do końca obozu — zawyrokował.
Dookoła Sadie rozległo się głośne "Co!?". Wszyscy byli zaszokowani, lecz Rufin nie słuchał ich próśb czy błagań. Był nieprzebłagany w swoim postanowieniu i Sadie wiedziała, że nie zamierzał zmieniać swojego wyroku. Gdy wszyscy użalali się nad swoim losem, to właśnie ona wykonała pierwszy krok, sapiąc przy tym cicho z bólu, gdy jakiś ostry kamyk skaleczył miejsce tuż pomiędzy kośćmi jej wskazującego i środkowego palca. Jednak za pierwszym "krokiem" poszedł następny i następny. W końcu lekko wysunęła się przed szereg. Lecz nie zwracała na to uwagi. Szła dalej. Dopiero po chwili dołączyła się reszta.
Rufin przez całą karę nie spuszczał oka z drużyny. Maszerował wraz z nimi powolnym krokiem, co jakiś czas utrudniając marsz. Jednemu stanął na dłoni, gdy ten położył ją płasko, drugiego docisnął do ziemi, gdy zaczynał za bardzo odstawać od reszty. Jednym słowem starał się dopilnować, by każdy przeszedł przez obóz.
Sadie na mecie, czyli przy północnym wyjściu z obozu, znalazła się jako jedna z pierwszych. Skórę z kłykci miała zdartą aż do krwi, lecz czego innego mogła się spodziewać po marszu na wpół żwirową drogą. Dziewczyna marzyła o obmyciu ran wodą, lecz nie mogła na razie tego zrobić. Rufin nie wydał rozkazu powrotu do namiotów, a co za tym szło, musiała czekać, aż przyjdzie ostatni z ukaranych, bo właśnie przy nim kręcił się jej dowódca.
Sadie westchnęła cicho, dotykając rany na palcach, lecz zaraz później syknęła z bólu, zdając sobie sprawę, że nie był to dobry pomysł. Przeklinała w myślach Rufina i jego rygorystyczne podejście do szkolenia.
— Dzięki, za wsparcie w barze — odezwał się ktoś zaraz obok dziewczyny, wyrywając ją z zamyślenia. Oakes stał przy niej, patrząc wprost na nią. Jego zagraniczna uroda wywarła na dziewczynie spore wrażenie, szczególnie w świetle dziennym. Miał naprawdę lśniące, długie, czarne włosy i ciemniejszą karnację, oraz małe, ciemnobrązowe oczy.
— Nie ma sprawy — odparła, nie wdając się w dalszą dyskusję z chłopakiem. Uznała rozmowę za zakończoną, w przeciwieństwie do Oaksa.
— Dlaczego to zrobiłeś?
— Nie mam zamiaru patrzeć, jak ta banda półgłówków terroryzuje trzynastkę — odparła spokojnej Sadie, chociaż na samą myśl w niej wrzało.
— Rozumiem. Bądź co bądź, dzięki za pomoc — odparł, odchodząc od niej.
— Jak chcesz, możesz trzymać się z nami — Wypaliła Sadie, zanim zdążyła dogłębnie przemyśleć sprawę. Ale taka już była. Działał pod wpływem impulsu. Na szczęście instynkt rzadko ją zawodził... Chyba że chodziło o historię bądź politykę. Tego nie znosiła i nie miała pojęcia, jak można było się na tym znać. W końcu, tam było tyle rzeczy do zapamiętania, te wszystkie daty, miejsca wydarzeń i tysiące traktatów.
Oakes spojrzał na Sadie przez ramię. Nim zdążył odpowiedzieć, dziewczyna szybko uzupełniła swoją wypowiedź. — Grupka Basseta powinna się wtedy od ciebie odczepić. Poza tym wydajesz się całkiem w porządku.— Nie znasz mnie — powiedział niezbyt głośno Oakes.
— Powiedzmy, że mam szósty zmysł, a on mi mówi, że idealnie wpasujesz się do naszej grupki — odparła jedynie, uśmiechając się pod nosem.
Oakes już jej nie odpowiedział.Od autorki
Z racji tego, że wakacje się kończą, a rok szkolny rozpoczyna (😭), rozdziały będą publikowane rzadziej. Mam nadzieję, że każdy z was to rozumie. Do następnego!
CZYTASZ
Trzynastka
FantasyPrzyodziała na siebie zbroję, ciężką, z sokołem na piersi. Do ręki wzięła miecz. Spojrzała ukradkiem na towarzyszącego jej ducha. On jednak patrzył się w dal. Na drogę, która była przed nimi. Jakby wiedział, co ich czekało. Jakby wiedział, w jakie k...