Rozdział I

33.2K 427 13
                                    


Dzień był pochmurny. Od rana padało. Nie, w sumie nie padało... dziś lało. Właśnie wychodziłam z domu, żeby biec na kolejną rozmowę o pracę. Jak zawsze pędząc, rano nawet nie spojrzałam przez okno, więc musiałam szybko wrócić po parasol. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego, jednak nie mogłam się poddać. Rachunki same się nie opłacą, a już nawet nie chciałam myśleć o ratach kredytu na mieszkanie, które bardzo szybko obniżały zaoszczędzone pieniądze.

Mimo fatalnej pogody, niewielkiego spóźnienia i nieprzystępnej miny sekretarki w recepcji wydawało mi się, że poszło mi lepiej niż zwykle. Wyszłam więc z uśmiechem na ustach i pozytywnymi myślami. Udałam się na szybkie zakupy; czymś trzeba wypełnić lodówkę, żeby było tam cokolwiek oprócz światła.

Dochodziłam już do swojego bloku. Przed klatką, jak co dzień, stała grupa facetów. Już kilka razy na nich wpadłam. Właśnie miałam skręcać, kiedy usłyszałam zatrzymywany z piskiem opon samochód i poczułam, jak część kałuży opada na mnie. Miałam zaplamioną marynarkę, spódnicę i mokre włosy. Czułam, jak narasta we mnie wściekłość; dobry humor i pozytywne nastawienie odpłynęły gdzieś daleko. Odwróciłam się na dość wysokim, lecz stabilnym obcasie w stronę sprawcy całego zdarzenia.

Nie był to młody gówniarz, który dopiero co odebrał prawo jazdy i chciał się popisać przed kolegami, czego się spodziewałam. Z eleganckiego samochodu wysiadał dobrze ubrany mężczyzna. Trudno mi było wtedy określić wiek, może był przed trzydziestką, może niewiele lat po. Na pewno mimo wściekłości zauważyłam, że był przystojny. Fakt ten nie powstrzymał mnie jednak od krzyków:

– Czy pan jest ślepy?! Tędy chodzą ludzie! A jakby były tu dzieci i któreś wybiegłoby na uliczkę?! Czy pan w ogóle myśli, kiedy prowadzi samochód?!

– Przepraszam, śpieszyłem się – odparł lekko znudzony.

– Nie da się nie zauważyć. Takim jak pan powinni zabierać prawo jazdy! – Byłam tak wściekła, że najchętniej zaczęłabym rzucać w niego zakupami, które miałam w ręku. Pohamowałam ten prostacki odruch, niestety języka już mi się nie udało.

– No przecież przeprosiłem. – Patrzył na mnie zdziwiony i urażony faktem, że nadal na niego krzyczę. Tak jakby był nie wiadomo kim i każdy powinien mu dziękować za jego uwagę albo przepraszać za zajęty czas. Tego było dla mnie za dużo, odwróciłam się i skierowałam do klatki. W międzyczasie powiedziałam głośno, co o nim myślałam:

– Palant.

Mężczyźni stojący pod blokiem czekali chyba na faceta, który zburzył spokój mojego dnia. Patrzyli na całą sytuację lekko osłupiali, ale za bardzo się tym nie przejęłam. Weszłam do mieszkania, rozebrałam się i rzuciłam na łóżko.

***

Przez kilka następnych dni myślałam, że mnie prześladuje. Gdy wychodziłam z bloku, stał z chłopakami albo opierał się o samochód. Zawsze z tym swoim ironicznym uśmiechem. Zastanawiałam się, czy nie powinnam się go bać, no ale co mógłby mi zrobić w miejscu publicznym.

Dostałam pracę, więc wreszcie nie będę siedzieć bezczynnie w domu. Mój umysł już nie musiał zajmować się myśleniem o środkach finansowych potrzebnych do życia – mógł spokojnie zająć się prześladującym mnie typem. Zaczynałam zauważać go wszędzie: pod budynkiem, gdzie pracowałam, w galerii handlowej, do której chodziłam, natknęłam się na niego nawet w klubie, gdzie byłam z koleżankami.

Właśnie odwracałam się od baru, z piwem w jednej ręce i telefonem w drugiej. Chciałam poszukać wzrokiem koleżanek. Jedyne co zdążyłam zrobić, to wpaść na niego i wylać większą zawartość kufla na czarną koszulę.

Moment życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz