Czwartkowy poranek obudził mnie chłodnym powiewem z uchylonego okna. Jest godzina 6:15, powoli zwlokłem się z łóżka. Moim oczom ukazały się pomalowane na czarno ściany, czarne zasłony i czarny dywan. Nie wychodząc spod kołdry(czarnej)wyciągnąłem z szafki stojącej nieopodal łóżka czarne skarpety, czarne spodnie, oraz powyciąganą czarną koszulkę. Założyłem je na siebie po czym dzięki mocy lucyfera udało mi się stanąć na nogach. Chwiejnym krokiem podszedłem do biurka, wziąłem z niego ćwiekowane, skórzane bransolety i zapiąłem je ciasno na nadgarstkach. Powieki wciąż kleiły mi się do siebie. Po chwili znalazłem się w kuchni. Zaparzyłem sobie kawę(czarną)po czym udałem się się do mojego pokoju. W kącie umiejscowiłem mały ołtarzyk poświęcony mojemu panu- Lucyferowi. Zapaliłem świeczki, skierowałem oczy w stronę obrazu przedstawiającemu czerwony pentagram na tle odwróconego krzyża. W skupieniu odmówiłem poranną modlitwę. Zanim się obejrzałem była już za dziesięć siódma. Czasu miałem mało, o 7:30 rozpoczynało się cotygodniowe spotkanie członków sekty, do której mam zaszczyt należeć. Szybko pobiegłem do łazienki rozczesać moje długie czarne włosy. Po 10 minutach w końcu się udało.
-Synku, zjedz śniadanie, zaraz musisz iść do szkoły.- w mych uszach zagościł znany mi dobrze głos mojej matki.
-Zjem, jeśli taka będzie wola Ahrimana - Odparłem bez zastanowienia twardym głosem. Pobiegłem do kuchni, wypiłem kawę w trakcie dziękując Lewiatanowi. Założyłem czarne glany z wielkimi błyszczącymi klamrami oraz ćwiekowaną, skórzaną kurtkę i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Huk stawianych ciężko stóp rozległ się na klatce schodowej gdy schodziłem z 4 piętra. Skierowałem się w stronę siedziby sekty. Po około 10 minutach znalazłem się w innym bloku znajdującym się dość daleko od mojego miejsca zamieszkania. Zawsze chodziłem szybko. Lucyfer dawał mi siłę by chodzić szybciej niż wszyscy dookoła, nawet w bardzo ciężkich podkutych butach. Zszedłem do piwnicy po stromych schodach. Pamiętałem drogę, w końcu byłem tam już wiele razy. Podszedłem do ciężkich stalowych drzwi, zapukałem trzy razy. Małe okienko w drzwiach rozsunęło się.
-Chwała Lucyferowi -to było nasze hasło, nikt nie mógł wejść do środka, zanim go nie wypowiedział.
-Możesz wejść Allokasie, odezwał się głos, po czym ciężkie drzwi otworzyły się skrzypiąc głośno.Wnętrze śmierdziało stęchlizną. Grube pajęczyny spowijały przestrzeń pod sufitem. Dookoła kręciło się kilka ubranych na czarno osób, każda z nich witała się ze mną słowami "Ave Satan". Znalazłem się w głównej sali. Po chwili podszedł do mnie stary znajomy- Gusoin.-O, nareszcie jesteś!- odezwał się rozradowany.
-W rzeczy samej... Miło mi znów cię widzieć!- Odpowiedziałem.
-Chodź, ceremonia zaraz się rozpocznie...
-Już, tak wcześnie?
-Tak, dzisiaj dołącza w nasze szeregi dwóch nowych członków, Wielki Mistrz, musi ich przywitać pobłogosławić i tak dalej, potem jeszcze formalności i w ogóle... Wiesz o co chodzi...-żółtodzioby, świetnie...-powiedziałem bardziej do siebie niż do niego
-Rozumiem... Idziemy.Sala ceremonialna była pełna, panował tam gwar i chaos. Wraz z Gusoinem stanęliśmy przy ścianie. Po chwili nastała cisza, Wielki Mistrz wyszedł ze swojego gabinetu, stanął przy mównicy i rozpoczął przemówienie:
-Drodzy bracia i siostry, zaprawdę raduje się, że mogę was dziś widzieć całych i zdrowych.- brodaty, wysoki mężczyzna odziany w czarne szaty mówił przyjemnym dla ucha głosem.
-Chciałbym powitać was na naszym cotygodniowym, czwartkowym spotkaniu. Jest kilka problemów, które chciałbym z wami omówić... Raporty z innych oddziałów, głównie wschodniego i południowego przynoszą smutne wieści... Ale o tym później. Zacznę od bardziej pozytywnych informacji. Właśnie dziś dołącza do nas dwóch nowych braci i właśnie od ceremoniału wstąpienia zaczniemy dzisiejsze spotkanie. Wystąpcie nowicjusze- po tych słowach, dwie zakapturzone sylwetki wyszły z tłumu i udały się w stronę mównicy.-Czy przysięgacie służyć Lucyferowi i wykonywać bezwzględnie jego rozkazy?- Wielki Mistrz mówił do nowicjuszy, jednak na tyle głośno, aby wszyscy w sali mogli usłyszeć.
- Tak, wielki mistrzu.-nowi odparli jednogłośnie.
- że będziecie oddawać cześć czwórce szatańskiej i cenić dobro naszej społeczności ponad swoje życie? -kontynuował.
- Tak, wielki mistrzu.
- I że będziecie służyć naszej sprawie?
- Tak, wielki mistrzu.
- W takim razie błogosławię was w imię Szatana, Lucyfera, Beliala i Lewiatana, niechaj kierują waszymi poczynaniami i wspomaga was we wszelkich trudach.
- Dziękujemy, wielki mistrzu- po raz kolejny nowicjusze odpowiadali jednogłośnie
.- Teraz pora na opieczętowanie waszej przynależności.-z szuflady umieszczonej w mównicy wyjął starą księgę i dwa gęsie pióra
- teraz wpiszecie się do Wielkiej Księgi Wstąpienia, krwią oczywiście -chwycił nóż i obu nowym rozciął lewe dłonie i wręczył pióra. Pierwszy zanurzył pióro we krwi i bez większych problemów wpisał swoje imię i nazwisko, zaś drugi słabo sobie z tym radził, gdyż był mańkutem, a rozcięta dłoń w znacznym stopniu utrudniała mu zadanie, wyglądało to przekomicznie. W końcu się udało.- Gratulacje, jesteście teraz pełnoprawnymi członkami klanu Mrocznego Brzasku, na razie będziecie bezimienni, ale wraz z postępami otrzymacie pasujący wam przydomek.
- To już koniec ceremoniału wstąpienia, możecie wracać do czyszczenia podłóg.
- Tak, wielki mistrzu.-poszli czyścić podłogi w drukarni.Sam dobrze pamiętam mój ceremoniał wstąpienia... To było tak dawno temu a mimo tych wszystkich lat, które upłynęły, niewiele się pod tym względem zmieniło. Księga się zapełnia. Coraz wolniej niestety. Gdzieś na początkowych jej stronach widnieje również moje nazwisko. Gdy ja dołączałem, było wielu chętnych, ale tylko nieliczni doznawali zaszczytu wstąpienia. Teraz przychodzi do nas tak niewiele osób, a wielki mistrz przyjmuje każdego, kto tylko zadeklaruje chęć przystąpienia do nas. Nie podoba mi się to. Moim zdaniem Klan Mrocznego Brzasku powinien zostać zgrupowaniem ściśle elitarnym, przyjmowanie byle kogo, może się źle skończyć. Nie mogę jednak kwestionować autorytetu Wielkiego Mistrza... To byłoby samobójstwo... Z jednej boję się wykluczenia z klanu w przypadku sprzeciwienia się Mistrzowi, z drugiej zaś ubolewam nad przyszłością i przeczuwam, że dalsze rządy obecnego mistrza sprowadzą na nas zagładę. Odkąd włada nami ten niekompetentny imbecyl wszystko idzie nie tak jak powinno... Poprzedni mistrz na pewno poradziłby sobie ze wszystkimi problemami... Gdyby żył... Młodzi tego nie widzą, ale ja wiem, ja dobrze wiem, że jeśli tak dalej pójdzie, to będzie źle, bardzo źle. Na razie jednak pozostaje mi tylko czekać i przyglądać się rozwojowi wypadków, w odpowiednim momencie wykonam ruch... Ale jeszcze nie teraz.
-Z oddziałów Gamma i Epsilon doszły do mnie niepokojące wieści –wielki mistrz kontynuował przemówienie- tamtejsi zwiadowcy odnotowali wzrost aktywności KSM'u na naszym terenie, a jakby tego było mało, to jeszcze w perfidny sposób próbują osłabić naszą pozycję. W całym rewirze podlegającym Gammie i Epsilonowi pozrywali nasze plakaty i zastąpili je własnymi! Stają się coraz bardziej zuchwali. Nakazałem już podwojenie w tym terenie straży całodobowej i wydrukowanie nowych plakatów, ale to dodatkowe koszty... Oni chcą nasz zniszczyć, a my nie możemy na to pozwolić... A więc apeluję do aktywnego tępienia KSM'iarzy na wszelkie możliwe sposoby, rozpoznacie ich po koszulkach, przypinkach czapkach i innych rzeczach z logiem KSM. Pokarzcie im, kto rządzi tym miastem. W imię lucyfera!Nie sądziłem, że nadejdą czasy gdy KSM będzie dla nas realnym zagrożeniem... Teraz wiem, że za rządów tego głąba wszystko jest możliwe. Potęga naszego klanu zdaje się przemijać. Nawet plakatów drukujemy mniej. A ja nie jestem w stanie pomóc.Dalej były już tylko modlitwy, spis i drobne sprawy organizacyjne, każdy dostał przydział na następny tydzień, jedni poszli na patrole, inni sprzątać, jeszcze inni drukować i rozklejać plakaty, ja zaś zostałem przydzielony do nadzorowania pracy przy budowie nowej komnaty, będzie ogromna, podzielimy ją na kolejną sypialnię(ta którą już mamy jest niewystarczająca), magazyn oraz łazienkę. Gdy skończymy więcej osób będzie się mogło przeprowadzić na stałe, może i ja. Jednak najpierw muszę znaleźć jakąś pracę, kwatery w siedzibie klanu kosztują, szczególnie w Alfie. Nadzorując budowę spędziłem kilka godzin, poczyniliśmy duże postępy, jeśli tak dalej pójdzie skończymy szybciej niż za miesiąc. Po wszystkim udałem Się do domu na zasłużony odpoczynek jednak długo nie mogłem zasnąć, zbyt wiele myśli kołatało mi się w głowie. Chwała Lucyferowi!
CZYTASZ
Satanista
Short StoryLucyferze, o panie ciemności, lordzie piekielny. W imieniu twoim, twych braci i pobratymców postanowiłem zapisywać tu przebieg mojego przyszłego życia, aby dać przykład istotom, które zechcą ci służyć i kroczyć ścieżką satanizmu. Moja egzystencja po...