x

211 18 5
                                    

Szedłem już dobre kilka godzin. Uczucie bycia opuszczonym przez cały świat rosło z każdą kolejną chwilą. Tułałem się bezsensownie po małym miasteczku, a jedyne w co mogłem się wsłuchiwać to chrupanie śniegu pod nogami i szum wiatru. W tym wszystkim nie opuszczała mnie myśl, że ktoś ciągle na mnie patrzy. Jakby ktoś szedł za mną dosłownie dwa, trzy metry dalej i wpatrywał się swoim lodowatym, przeszywającym spojrzeniem, przez które było mi jeszcze zimniej. 

Będąc bliżej centrum, wszedłem do jednego z budynków. Był to bar, w którym niczego innego nie mogłem robić, niż zaspokajanie swoich uzależnień. Usiadłem na jednym z krzeseł, kładąc plecak pod moimi nogami. Poprosiłem o alkohol, przyglądając się chwilę młodo wyglądającemu mężczyźnie. Właściwie, wyglądał, jakby był niewiele młodszy ode mnie, jednak porównując jego ze mną byłoby to co najmniej na oko 5 lat różnicy. Miał ciemne włosy sięgające do ramion, lekko podwijające się w górę. Przeszył mnie badawczym spojrzeniem, a ja przez ten ułamek sekundy wiedziałem, że coś jest z nim nie tak.

Podał mi moje zamówienie, które wchłonąłem niemalże od razu. Gdzieś w tle odbijał mi się w głowie jego głos. Cichy, skierowany do telefonu, mówiący z wyraźnym akcentem w porównaniu do tych, które słychać tu najczęściej. 

Podświadomość mówiła mi, że powinienem się stąd zbierać, więc tak właśnie zrobiłem. Ponownie uderzyła we mnie fala zimna, przez którą zapragnąłem znaleźć się z powrotem w środku. Mimo tego ruszyłem dalej, aż w końcu dotarłem do dworca. Równie dobrze mógłbym tu przyjechać autobusem, jednak myśl, że mogę wytrącić świat z równowagi za bardzo mnie przerażała. 

Przerażało mnie, że mógłbym zepsuć to wcześniej, niż planowałem.

Wsiadłem do autobusu, którym mogłem dojechać do stolicy, w której prawdopodobnie urzędował teraz mój największy wróg. To było tak głupie, że byłem w trakcie robienia czegoś takiego dla niego. Trudno, podjąłem decyzję, nie ma odwrotu.

Zasnąłem pod wpływem przyjemnego ciepła i jazdy. Zawsze w dłuższych podróżach zasypiałem, jednak teraz zasnąłem tylko dlatego, że miałem za sobą kilka nieprzespanych nocy. Heh, kilka to mało powiedziane. Gdy autobus dotarł do swojej trasy końcowej, wysiadłem z niego, rozglądając się. Dworzec tutaj był o wiele większy i bardziej rozbudowany. Tak samo jak wszystko inne. Ruszyłem dalej, chcąc wydostać się z serca tego miasta. Właściwie, nie musiałem nawet myśleć, gdzie idę. Wiedziałem, gdzie chcę dojść. 

Tutaj wszystko żyło. Wszystko było w normie, jakby tamto miejsce i to były zupełnie innymi światami. Lub to po prostu ja obudziłem cały świat w czasie, gdy sam spałem. Tutaj miałem wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i że wszyscy wiedzą, co chcę zrobić. Co już zacząłem robić. To już nie była jedna para oczu natrętnie wpatrująca się w mój kark. To były setki, czy tysiące par oczu patrzących na mnie z oceniającym spojrzeniem. 

Moje serce nie potrafiło przestać łomotać. Biło mocno i niespokojnie od tych kilku godzin, a żołądek nadal skręcał się jak mokra szmata, którą trzeba wykręcić. 

W końcu dotarłem do małego hotelu w północnej części miasta, który znałem. Wiedziałem, że było mnie stać spokojnie na kilka nocy tutaj, jednak wziąłem trzy. Musiałem się gdzieś zatrzymać na dłużej i dokładnie przemyśleć to wszystko, przeszukać informacje i dotrzeć chociaż częściowo do mojego celu. 

Wszedłem do pokoju. Zaciągnąłem się powietrzem, które pachniało nowością i świeżością. Pierwsze co zrobiłem po wejściu, to pójście do łazienki i ogarnięcie się, a później od razu zakopałem się w łóżku, które było nierealnie wygodne i miękkie. Dziwiłem się, że za tak dobre warunki biorą tak mało, jednak może nie powinienem o tym myśleć.

Myślałem za to nad moim celem. Spodziewałem się, że zasnę szybko z tak wielkim zmęczeniem, jednak nic z tego. Obracałem się z boku na bok i myślałem, co zrobić dalej. Jaki powinien być mój kolejny krok. Myślałem też o Eddzie i Matcie. Jak zareagowali, czy próbują się do mnie dobić, skontaktować się ze mną. Przez to wszystko chciało mi się płakać. Dawno tego nie robiłem. Od kilku lat nie płaczę prawie w ogóle, jednak to sprawiło, że moja psychika siadła i po prostu wszystko wyrzuciłem.

Ta noc była długa. Miałem wrażenie, że przeciągnęła się o kilka godzin więcej, niż miała normalnie. Jednak wstałem dopiero przed południem. Doprowadziłem się do stanu, w którym dało się rozpoznać we mnie żywego człowieka i wyszedłem. Nie miałem ochoty jeść śniadania ani obiadu w restauracji, która tu była, dlatego przeszedłem się do sklepu niedaleko. 

Gdy wracałem, napotkałem niemałą niespodziankę. Recepcjonista oddając mi klucz do pokoju podał mi także list, który zapakowany był w blado-czerwoną kopertę. Podziękowałem i udałem się z powrotem do swojego aktualnego miejsca zamieszkania. Ściągnąłem ubrania wierzchnie i usiadłem na łóżku, otwierając list. Podpisany był nazwiskiem, którego nigdy w życiu nie widziałem, ani nie słyszałem. Treść była krótka, jednak bardzo dokładna.

Witaj, Thomas'ie Thomson'ie.

Wiemy, gdzie jesteś i czego potrzebujesz. Twój ulubiony bar w tym mieście, 24 Stycznia bieżącego roku, 20:30.

Serce zabiło mi mocniej. Miałem całkowity mętlik w głowie. Miałem rację. Ktoś mnie przez ten cały czas obserwował. Ten chłopak nie był tylko moją paranoją, ani jego rozmowa przez telefon. Położyłem się na miękkiej pościeli, wlepiając wzrok w sufit. Nie wiedziałem, co mam robić. Jeśli to ci ludzie, o których myślę, chciałem iść. To była moja szansa, by ich znaleźć, jednocześnie jednak to była ich szansa, by mnie złapać. Równie dobrze, mogliby to być inni ludzie, którzy po prostu szukają ofiary. Mógłbym się obronić, jednak tak czy siak miałbym wtedy problemy. Z innej strony, jeśli się nie wstawię, mogą to uznać za brak szacunku.

Tym razem moje rozmyślania doprowadziły do tego, że zasnąłem w ubraniach i z nogami poza łóżkiem. W końcu, jak dobrze jest w końcu zaznać snu.

Nie były to jednak przyjemne sny. Na każdym kroku w mojej wyobraźni pojawiały się kolejne nieprzyjemne sceny. Najgorszy był ten, którego głównymi bohaterami byli Edd i Tord. 

Równie dobrze, chcą mnie tam, bo dają mi szansę na uwolnienie najbliższej mi osoby?

(Nie) wrócę, obiecuję. [TomTord]Where stories live. Discover now