Rozdział 6

6.6K 250 159
                                    

Gdy budzę się w sobotę rano mam wrażenie, że przeżywam deja vu, tylko tym razem nie mam kaca tak ogromnego, że mam ochotę zakopać się w jakiejś noże z dala od populacji ludzkiej, moją szyję nie znaczą sine malinki, a moim ciałem nie wstrząsa dreszcz na wspomnienie ostatniego wieczoru. Zwalam ciało Jennifer ze mnie i na oślep idę do łazienki. Na szczęście mama, gdy wróciłyśmy spała jak zabita, ponieważ dziś przed szóstą wyszła do pracy na poranny dyżur w szpitalu i nie widziała jak wlekę pianą Jen na górne piętro, co było nie lada wyzwanie, dziewczyna jest naprawdę oporna, gdy jest piana. Przechodzę na palcach obok pokoju Belli i cicho zamykam drzwi od łazienki. Nadal mam na sobie koszulkę Nate'a, która nadal pachnie jego perfumami, które muszę przyznać są zniewalające. Wrzucam ubranie do kosza na pranie, uprzednio nie myśląc o tym, że mama będzie zadawać pytania dotyczące męskiej koszulki u mnie w łazience.

Patrzę przez chwile za okno, upewniając się że wichura czy deszcz nie zerwą się lada moment i wciągam na siebie dresowe, ciepłe spodnie, przylegającą, czarną bluzkę oraz kurtkę jeansową. Spacer dobrze mi zrobi, od kilku tygodni uciekam od swoich myśli, byle nie zostać z nimi sam na sam, pora zmierzyć się z tym co siedzi w mojej głowie. Stawiam tabletki przeciwbólowe i szklankę wody na stoliku nocnym dla Jennifer zanim wychodzę i zabieram z komody słuchawki oraz klucze. Powietrze jest zimne i smaga moje policzki jak ostrza, chowam twarz w poły dużej kurtki i wkładam słuchawki, moje kroki odbijają się od chodnika w rytmie piosenki, która właśnie brzmi w moich uszach. Na ulicach jest pusto, bądź co bądź jest sobota ósma rano, nie wiem po jakiego grzyba obudziłam się tak wcześnie. Skręcam w stronę parku i zwalniam kroku, chodziłam tu niemal każdego dnia, gdy byłam dzieckiem, wieczorami tata zabierał mnie żeby obejrzeć gwiazdy, a w dzień mama, która w tamtym momencie jeszcze nie oddała się całkowicie pracy, zabierała mnie i malutką Belle na płac zabaw mieszczący się za wielkim dębem. Z tęsknotą patrzę na ławkę, na której zawsze zajmowałam miejsce, gdy tata chciał mi pokazać wielki wóz i gwiazdę polarną, czasami było nawet widać Jowisz. Nie siadam jednak na tej ławce,  nie siadam na niej od dwóch lat, idę dalej w głąb parku.

Od kilku tygodni w mojej głowie przebrzmiewają słowa Jennifer, która kazała mi się bawić, żyć póki jestem młoda, być nastolatką, która musi się matrwić tym czy jej crush ją zauważy i czy ten top pasuje do tych spodni.  Z jeden strony chcę tak żyć, chcę być beztroską nastolatką, bawić się i robić głupoty jak każda nastolatka, chce żyć jak kiedyś. Ale jest jeszcze jedna strona mojej osobowości, ta która za bardzo się boi i nie chce przyjąć do wiadomości, że mogłaby znów się bawić i pozwolić murom, które wokół siebie zbudowałam, upaść.

Moje dość melancholijne rozważania na temat mojego nastoletniego życia przerywa osoba, której najmniej się spodziewałam w tej części miasta, o tej godzinie, po niezłej imprezie.

-Nate?- Chłopak idzie w moją stronę ze swoim firmowym, łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.

-Taylors ostatnio bardzo często się widzimy, jeszcze chwila i pomyśle że to przeznaczenie- Mówi wyraźnie rozbawiony moim zdziwieniem, ale halo to spotkanie jest dziwne.

-Nie nazwałabym tego przeznaczeniem- Mruczę, na co Nate śmieje się krótko.

-Co tu robisz?- Pyta, gdy zaczynamy iść głębiej w park.

-Spaceruje- Wzruszam ramionami- Nie mogłam spać, a ty? To dziwne że jesteś tu po imprezie, gdy wychodziłam już byłeś nieźle wystawiony.

-Karmię kaczki- Mówi jakby nigdy nic, na co się śmieje, ale po chwili zdaje sobie sprawę, że chłopak nie żartuje. Rzeczywiście trzyma w ręku kawałek jakiegoś pieczywa, który po chwili mi podaje i sama zaczynam rzucać jego kawałki do jeziorka dokarmiając mieszkające w parku kaczki- A co do imprezy-Zaczyna przerywając niezbyt komfortową ciszę pomiędzy nami- Na każdej możliwej powierzchni w moim mieszkaniu śpią upici imprezowicze i wole nie być na tym miejscu, gdy obudzą się z kacem mordercą- Marszczę brwi, gdy to słyszę.

Love under the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz