Prolog

159 6 0
                                    

  - Zaczekaj ! - Mimo, że na peronie w Hogsmeade znajdowało się mnóstwo ludzi, nastoletnich czarodziejów, ten głos zawsze by rozpoznała. Lekko charczący, głęboki, zawierający prośbę, ale jednak brzmiący jak rozkaz. Odwróciła się na pięcie i spojrzała mu w oczy.
- Coś się stało profesorze ? - Niepokoił ją jego widok tutaj, ale domyślała się dlaczego tutaj jest.
- Dobrze wiesz, że nie mogę ci pozwolić wsiąść do pociągu.
-Nie zostanę, powiedziałam to już Dyrektorowi i powtórzę Panu również. Nie zgadzam się ani z jego planem, ani z Pańskim, a już tym bardziej z tym pokręconym system wartości, który wyznajecie.
- Przecież wiesz, że nie chodzi o ciebie..
- Dokładnie. Dobrze, że Pan zauważył, skoro nie chodzi o mnie, to na pewno znajdziecie kogoś innego na moje miejsce, kto poradzi sobie lepiej i kogo nie będzie Pan usiłował zabić.
- Przecież przeprosiłem.
- Żegnam Profesorze, udanej nagonki na uczennice. - Odwróciła się i już miała ruszyć w stronę Rona i Harrego, patrzących podejrzliwie na rozgrywaną scenę, gdy mężczyzna złapał ją za rękę. Dotyk jego dłoni był...szorstki, ale nie dlatego przeszedł ją dreszcz. Jeśli się teraz nie wycofa, ulegnie mu i da się wplątać w jakąś pokręconą intrygę, a tego bardzo by nie chciała.
- Nie będę ci ani przeszkadzał, ani wchodził w drogę, w zasadzie to będzie tak jakbym nie istniał przez te parę tygodni, zgódź się. - Błaganie w jego oczach obrzydzało ją, ale nie wiedzieć czemu,nie wyszarpnęła ręki.
- Z tą różnicą, że Pana nie istnienie będzie tylko pozorne. Będzie mi Pan mędrkował, zaglądał przez ramie i upierdliwie wytykał każdy nawet najmniejszy błąd czy uchybienie. Już to przerabialiśmy, pamięta Pan ? - Uśmiechnęła się z satysfakcją. Nie mógł zaprzeczyć, ani dalej jej przekonywać. Wygrała. W geście kapitulacji opuścił głowę.
- Zechce Pan puścić moją dłoń ? Czy mam to uznać za kolejną chorą propozycję ? - Drwina w jej głosie nie była zamierzona, jakby ktoś inny wypowiedział te słowa w jej imieniu. Snape o dziwo, delikatnie przejechał opuszkami po jej palcach i dopiero kiedy wciąż nie zabrała ręki, sam jakby od niechcenia ją puścił.
- Już cię nie przekonam prawda?
- To nigdy nie było opcją i dobrze Pan o tym wie. - Posłał jej tylko przeciągłe spojrzenie, które ją zelektryzowało i odszedł. Stała jeszcze chwilę patrząc za nim, ale już bez satysfakcji, poczuła raczej dziwną pustkę. Ocknąwszy się, ruszyła w stronę chłopców i przechwytując Krzywołapa z rąk Rona, weszła do pociągu. Zdziwione miny kolegów - nie osądzające, ale jakby karcące, wcale nie pomagały. Gdy już usiedli w przedziale a jej przyjaciele zajęci byli rozmową o przyszłości, Hermiona pogrążyła się rozmyślaniach.
Choć Voldemorta już nie było, a świat czarodziejów powoli wracał do normy, nic nie było już takie jak dawniej. Wydoroślała. Wojna zmieniła każdego z nich, ale chyba ja najbardziej. Nie straciła w wojnie nikogo z rodziny, w końcu jej bliscy nie do końca zdawali sobie z niej sprawy, a mimo to, odczuła piętno walki gorzej niż jej przyjaciele. Codzienne koszmary, twarze rozmazujące się z chwilą gdy otwierała oczy targana szlochem. Wszystko przypominało jej, że przeżyła, a oni odeszli i nie wrócą. Po wojnie rzuciła się w wir pracy, aby tylko nie myśleć. Odsunęła choć nie znacznie to jednak zauważalnie wszystkich, na których jej zależało. Sama nie wiedziała dlaczego to robi, może przez poczucie winy, może przez wstręt dla samej siebie. Ktoś mądry - zapewne Snape, lub Dumbledore powiedział kiedyś, że wojna jak i walka, oznaczają poświęcenie dla tych na których nam zależy. Co prawda wtedy zgadzała się z tym, póki nie kazano jej walczyć naprawdę. Musiała być czujną, wiecznie gotową maszynką do zabijania i nie oglądając się za plecy posyłać mnóstwo śmierciożerców na tamten świat. To, że robiła to aby jej bliscy i znajomi mogli przeżyć, teraz jakoś już straciło na znaczeniu. Zabiła - jaki ma więc powód by dalej żyć?
Gdy przyszedł do niej Dyrektor, dumny, wyprostowany i pewny jej zgody, o mało nie zaśmiała mu się w twarz. Wszystkie egzaminy zdała oczywiście śpiewająco, ale działała bardziej jak automat, a nie jak ta pełna życia dziewczyna, którą kiedyś była. Albus poprosił ją, aby powzięła praktyki u Mistrza Eliksirów, ale tylko jako kolejny etap kariery, aby wprawiła się w zawód i po wakacjach sama zaczęła nauczać. Co prawda nie miała pojęcia co mogłaby lepiej robić niż sam Snape, a wytłumaczenie, że on ma za dużo obowiązków jako nauczyciel Obrony było marne, ale wtedy je łyknęła. Tak więc spędzała ze Snapem całe dnie, słuchając co i jak, ale zawsze miała wrażenie, że on już nie patrzy na nią jak na tą małą smarkulę z krzywymi zębami i burzą włosów. Choć w sumie już nią nie była prawda ? Ostatnie 3 tygodnie szkoły spędziła poprawiając swoje zdolności magiczne, ale rozpraszał ją jego głos. " Dosyp więcej tego tamtego, uważaj, nie gap się ". Myślała, że oszaleje, a kiedy mu to wytknęła, od razu się zreflektował, jakby naprawdę mu na niej zależało. Albo raczej na tym aby przyjęła tę pracę. Przez parę dni chodzili w okół siebie na palcach w zasadzie się ignorując, aż do pamiętnego incydentu...
Siedziała, czytając jakąś księgę z jego zbiorów, zamyślona nie usłyszała jego cichych szpiegowskich kroków. Podszedł i delikatnie się nad nią nachylił, zorientowała się po korzennym ostrym zapachu, zapewne jego ulubionych perfumach. Zdziwiło ją jego poufałe zachowanie, w końcu zawsze okazywał jej w najlepszym wypadku obojętność w najgorszym otwartą wrogość. Nie dając nic po sobie poznać udawała, że dalej czyta, póki nie usłyszała jego melodyjnego głosu tuż nad uchem.
- Dziwi mnie, że nie zginęłaś w tej wojnie, tak łatwo cię podejść. - Po jego tonie poznała, że krzywi się z niesmakiem.
- Od początku wiedziałam, że Pan tu jest. - Zarówno on jak i ona wiedzieli, że kłamie.
- Tak ? Dlaczego więc, pozwoliłaś mi podejść aż tak blisko ? - W jego głosie czaiło się rozdrażnienie.
- Aby mieć dostateczny powód, by zrezygnować z tej współpracy. Zarówno Pan jak i Dumbledore nie przyjęliby zwykłego " bo nie " jako argumentu, więc musiałam znaleźć dobry powód. I właśnie go znalazłam.
- O czym ty mówisz ? - Teraz już go wkurzyła.
- Sfabrykuje to wspomnienie, pokaże Dyrektorowi i na pewno nie pozwoli na naszą dalszą współpracę jeśli będzie przekonany, że mnie Pan podrywał.
- To najgłupsza rzecz, jaką słyszałem Granger ! - Dziewczyna odwróciła się w jego stronę gdy odskoczył od niej jak oparzony. Jego twarz wyrażała sprzeczne emocje, niedowierzanie, złość, jakby zadała mu policzek. W jednej chwili pożałowała, że to powiedziała, ale zaraz przypomniała sobie te wszystkie okropieństwa jakimi raczył ją "na dzień dobry". "Jesteś do niczego";"głupia smarkula";"podlotek bez mózgu" - to tylko niektóre wyrażenia, które wobec niej stosował. Może robiła błąd, ale i tak już się nie cofnie. Wstała z krzesła z zamiarem wyjścia, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się zaskoczona i spojrzała na swojego jeszcze przez tydzień profesora.
- Nie rób tego. Sam do niego pójdę i powiem, że się nie dogadujemy, mnie posłucha.
- Dlaczego ?
- Myślisz, że chciałby trzymać w swojej szkole pedofila zadurzonego w uczennicy ? Albus mnie lubi, nawet chyba szanuje, ale czegoś takiego nie byłby w stanie tolerować. Jest dziwakiem, ale to byłoby za wiele nawet dla niego.
- Dobrze więc, proszę iść do niego od razu, ja tu poczekam aż Pan wróci. - Spojrzała na niego jak on wielokrotnie patrzył na nią. Z mieszaniną pogardy i zdegustowania. Gdy wymaszerował z gabinetu siedziała patrząc w ścianę i zastanawiając się co wyniknie z tej pokręconej sytuacji.
Od tego czasu minęły już ponad dwa tygodnie, a ona choć nie raz żałowała swojej decyzji, pozostawała niewzruszona. Gdy wrócił, rzucił tylko szybkie "załatwione" i wymaszerował do swoich prywatnych komnat i tyle go widzieli.Potem około północy natknęła się na Dyrektora, który wszelkimi sposobami próbował ją odwieść od powrotu do domu.
Ciężko było się przyznać, ale im dłużej patrzyła w te mądre oczy i słuchała roztropnego tonu, zaczynała żałować. Nie pozna dalszych tajników ważenia mikstur, zaklęć tak skomplikowanych ze mogły uchodzić za czarno-magiczne i inkantacji od których innych bolałaby głowa. Dyrektor kończąc przemowę życzył jej powodzenia w pracy w Mungu ale również zapewnił, że jak tylko Hermiona wsiądzie do pociągu i wróci do domu, ich kontakty rozluźnią się i propozycji już nie ponowi. Powiedział również ze wie jaki jest prawdziwy powód jej rezygnacji i że nie jest to ścieranie się ich trudnych charakterów. Zapewnił ze praca z Severusem byłaby dla niej szansą na otworzenie kontaktów które będą nieocenione w dalszym życiu oraz, że ona sama byłaby nieoceniona w tej pracy. Miała być wtyką w Ministerstwie Magii, które wciąż było oporne na politykę dyrektora. Jednym słowem - chciał z niej zrobić szpiega w ministerstwie i za jej pomocą sterować administracją tak jak mu się podoba. Hermiona aż się wzdrygnęła na wspomnienie tej rozmowy, nie chciała żadnych problemów, kontakty hogwardzkich belfrów pomogłyby jej ale nie za cenę bycia podwójnym agentem. Na to jedno nie mogła przystać. A sam Severus?

- Co Severus ? Hermiono od kiedy jesteście na ty? - dziewczyna zorientowała się że wypowiedziała imię profesora na głos.- Nic nic chłopcy, zaraz dworzec zbieramy się?


You deserve betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz