10. "Alex, jak dobrze, że jesteś..."

36 8 3
                                    

*******************************

Perspektywa Alexy:

   Marinette podeszła do mnie. Rozwiązała ręce i dała kluczyk. Wstałam natychmiastowo i podeszłam do okna zasłoniętego jakąś starą, niestabilną dechą. Po jej dotknięciu deska spadła z takim hukiem, że podskoczyłam ze strachu, a Sasha drgnęła. Trwała noc. Ciemna, straszna noc. Kiedy przyłożyłam kluczyk do kłódki, ktoś wszedł do pokoju... zamarłam ze strachu. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam  dwóch mężczyzn ubranych w zielony mundur żołnierza. Na plecach mieli wielką broń, a w pasie pasek z przypiętym łoki-toki i mniejszą bronią. Wyższy mężczyzna był czarnowłosym przystojniakiem, a niższy, zwykłym dość umięśnionym szatynem. Na ich głowie był duży kask z napisem "Avtreer". Nie wiem co ten napis mógł oznaczać.

- Kim jesteście!?- zapytał szybkim tonem mężczyzna. Przestraszyłam się... co oni od nas chcą... boję się... Widzę jak mężczyzna w czarnych włosach szepcze coś na ucho do swojego kolegi.- W takim razie pójdziecie z nami!- krzyknął po czym złapał mnie za rękę i podniósł widząc, że mam związane nogi. Drugi mężczyzna wziął na ręce Sashe, a co się działo z Marinette, nie wiem...

  Mężczyzna niósł mnie przez długi korytarz, przez który ciągnął mnie dresiarz, kiedy nas porwał. Dziwne... gdzie on jest... a może to jego współpracownicy? Jeśli nie to chyba niemożliwe, aby tego hałasu nie słyszał.

-Gdzie wy nas niesiecie!?- zapytałam krzycząc. Byłam przerażona, a ze strachu to omal nie zemdlałam.

-Dowiecie się w swoim czasie!- krzyknął szatyn niosąc Sashe na rękach.

  Nagle znaleźliśmy się na dworze. Wciąż trwała najdłuższa noc w moim życiu. Przy strasznym osiedlu nadal panował mrok, a z górnych okien kamiennicy docierał głośny dźwięk muzyki i dym, jak zgaduje papierosowy. Mężczyźni pociągnęli nas do auta i zamknęli drzwi samochodu.

  Jechaliśmy może siedem minut, aż nagle stanęliśmy przy dużej budowli, która jak mi się wydaje jest siedzibą tych opryszków. Miała ona kształt starej furgonetki, jednakże została ona dopięta na ostatni guzik. Z prawej strony dostrzegłam małe drzwiczki, a z lewej okna przypominające światła pojazdu. 

  Mężczyźni wyciągnęli mnie i Sashe z samochodu i zanieśli na rękach do ich "siedziby". Wchodząc do pomieszczenia zauważyłam po prawej stronie ścianę magnetyczną, przy czym cała była wypełniona mapą i zdjęciami jakiś ludzi. Już wiem po co tu jestem... Za chwilę to ja będę ofiarą ich przemocy i pojawię się tutaj, jak w przypadku tych ludzi na ścianie magnetycznej. Potem przechodziliśmy przez długi ciemny korytarz znajdujący się pod ziemią, gdzie było potwornie zimno! Aż w końcu zatrzymaliśmy się w ciemnej sali, gdzie były jedynie dwa krzesła, stoliczek, a na nim lampka biurkowa świecąca intensywnym, białym światłem. 

  Czarnowłosy facet wyszeptał coś na ucho szatynowi i równocześnie kiwnęli głową. Po chwili zostałam nieoczekiwanie wyniesiona z pokoju i kazano przeczekać mi w "mini" poczekalni. W pomieszczeniu nadal znajdywała się Sasha. Nie wiem, co oni z nią robią, ale wiem, że mnie to samo czeka. Marinette została sama w norze. Nie mam pojęcia co się z nią stanie... Tak bardzo pragnęłabym, aby była teraz ze mną.

  Czekam już godzinę, a drzwi ani rusz. Oczywiście, żeby nie było tak pięknie stoi przy mnie ochroniarz, w razie, gdybym chciała uciec. Siedziałam sobie bezczynnie na stołeczku i bawiłam się swoimi palcami. Strasznie się stresowałam. Tak bardzo chciałabym,a by i w tym przypadku uratował mnie Noa, który zapewne sobie teraz smacznie śpi, a ja... tak, ja siedzę w jakimś obcym pomieszczeniu, który nie przypomina mi nic innego tylko śmierć. W końcu ze zmęczenia, po nieprzespanej nocy usnęłam na siedząco. Nagle obudził mnie głos mężczyzny. To ten nieznajomy szatyn.

Rejs MarzeńWhere stories live. Discover now