Rozdział 12

153 16 4
                                    

Alec POV

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Alec POV

Budzę się nagle, jakby coś wyrwało mnie ze snu. W pierwszej chwili jestem zdezorientowany, ale po chwili zauważam, że ktoś siedzi na łóżku i mnie obserwuje.

- Lydia - mówię zaskoczony i odruchowo zakrywam się kołdrą.

- Nie musisz być taki wstydliwy, widziałam już twoje ciało - odpowiada z uśmiechem.

Przewracam oczami i siadam na łóżku, opierając się o zagłówek. Wzrok blondynki przebiega po moim torsie, po czym wraca na moją twarz.

- Co ty tu robisz? - Pytam. Nie chcę być nieuprzejmy, ale jak ona do cholery mogła tak po prostu wejść do mojego pokoju? A jakbym był nagi? Potrzebuję prywatności.

- Nie wiedziałam, że dyrektor Instytutu może wylegiwać się do południa. Wszyscy, których znam są rannymi ptaszkami, którzy pracują od wschodu słońca.

- Widocznie ten Instytut jest inny - wzruszam ramionami.

- No właśnie... - Lydia przygryza wargę. - Przestajesz się podobać Clave.

- Dlaczego? - Marszczę brwi.

- Nie jesteś dobrym przykładem dla innych. Owszem, jesteś zdolnym Nocnym Łowcą, ale walka to nie wszystko. Masz już ponad trzydzieści lat...

Dwadzieścia sześć. Dzięki Magnusowi.

- ...i powinieneś pomyśleć o założeniu rodziny. Musisz dawać dobry przykład innym Nocnym Łowcom. Masz chociaż dziewczynę?

Tak. Nie. To skomplikowane, ale nie mam ochoty zwierzać się akurat jej.

- Nie - odpowiadam ostrożnie.

- No widzisz i tu leży problem. Na pewno zależy ci na tym, żeby dalej rządzić w twoim Instytucie, ale musisz się postarać. Poślubić jakąś Nocną Łowczynię, która przynosi chlubę naszemu rodzajowi.

- Myślisz, że mój mózg z rana jest w stanie myśleć o małżeństwie? - Jęczę, przyciskając poduszkę do twarzy.

- Chciałabym po prostu żebyś to przemyślał - wzrusza ramionami. - Słyszałam, że Izzy jest Nocną Łowczynią, ale jej tu jeszcze nie spotkałam. Jej miejsce jest teraz w Instytucie, Alec. Nie możesz pozwalać jej na to, żeby robiła co jej się podoba.

- Aktualnie mamy małą sprzeczkę z Izzy...

- Co nie powinno mieć wpływu na waszą pracę - kończy Lydia.

- Nie ma. Po prostu daj jej spokój.

- Dam jeśli ty obiecujesz, że przemyślisz to, co ci powiedziałam.

- To jakieś ultimatum? Mam się ożenić w ciągu miesiąca, bo inaczej mnie wyleją?

- Nie wyleją... zdegradują na niższy szczebel - Lydia uśmiecha się i wstaje. Ku mojemu zdziwieniu, zanim wychodzi, całuje mnie w policzek. Wydaje mi się, że w miejsce które dotknęły jej usta wbijane jest mnóstwo drobnych szpilek.

>>>

Isabelle POV

Sebastian obiecał, że spróbuje mi jakoś załatwić wyjazd do Chicago, ale nie jest to łatwe. Nie mogę tak po prostu pojawić się w mieście... kiedyś byłam już blisko, ale odbili mnie Jace i Alec. Teraz pójdę tam kolejny raz i czuję pewnego rodzaju ekscytację. Nie mogę się doczekać tego, co mnie tam spotka. Wiem, że może być niebezpiecznie, ale staram się nie myśleć o tym w takich kategoriach. Dla mnie przede wszystkim ma być to nowa przygoda.

Zauważyłam, że im częściej wypijam lek od Sebastiana, tym krócej działa. Butelka jest już prawie pusta, a ja martwię się, co będzie w Chicago. Może poprosiłabym Sebastiana o kolejną? Nie jestem przekonana, czy mi ją da, bo miałam to stosować o wiele rzadziej... Jednak nie wytrzymałabym, gdybym piła to raz na kilka dni.

Od pewnego czasu zaczynam myśleć, że ten płyn na jedno pomaga, a na drugie szkodzi. Zaczynam mieć luki w pamięci i kiedy w końcu się ocknę, jestem w dziwnym miejscu, nie pamiętając co działo się kilka minut wcześniej.

- Jesteś gotowa? - Do pokoju wchodzi babcia. Ma dziwny, nieobecny wyraz twarzy, a jej oczy są ciemniejsze niż zwykle.

- Na co? - Odpowiadam zdziwiona.

- Na wyjazd do Chicago. Pośpiesz się, nie mamy dużo czasu.

- Ale... ty mnie tam zaprowadzisz, babciu?

- Pośpiesz się, czekam na ciebie na dole - dodaje tylko i wychodzi.

Mimo, że to niespodziewany zwrot akcji, nie zastanawiam się długo. Biorę tylko czarną, skórzaną kurtkę, po czym pospiesznie schodzę na dół, do babci, która już na mnie czeka.

- Użyj steli, żeby otworzyć portal - odzywa się.

- Ale ja nie umiem...

Babcia wyciąga z kieszeni złożoną kartkę papieru i mi ją podaje. Rozkładam ją i zauważam dziwną runę, której wcześniej nie widziałam. Wyciągam jednak stelę i zaczynam rysować runę w powietrzu. Kiedy kończę, ognista runa zamienia się w portal.

- Przejdę przez niego do Chicago? - Pytam, a babcia kiwa głową. Waham się przez chwilę, bo chyba powinnam zostawić jakąś wiadomość, chociażby dla Clary... ale nie mam na to teraz czasu. Babcia cmoka z niecierpliwością, po czym wchodzi pierwsza. Idzie ze mną? Cholera. Wchodzę za nią do portalu.

CDN.

Seria „ODRZUCONA": Nowe Pokolenie w Chicago [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz