Normalnie nie mogę jakoś skleić tych 2000 słów, które mam ustalone jako minimum, a tym razem dostaniecie prawie 3000 i to bardzo luźno napisane. I humorystyczne. Liczę na komentarze i atencję, dobranoc.
Obudziłem się z totalnym młynkiem w mózgownicy. Czułem jakbym miał grypę i kaca jednocześnie, cholernie mnie mdliło, ból był nie do wytrzymania. Dopiero po dłuższej chwili zdołałem zorientować się, że to już dziś czeka mnie rozmowa o pracę. Niezbyt kusząca wizja. Wątpiłem, że uda mi się skupić z takimi zawirowaniami we łbie, a przecież musiałem dobrze wypaść.
Nie zastałem Margo w sypialni, musiała zmyć się, gdy spałem. Przejechałem dłonią po twarzy, wciąż rozmyślając nad powodem tej bolesnej masakry. Jeszcze chwila, a eksploduje mi mózg, powtarzałem sobie do znudzenia.
Ból odrobinę zelżał, kiedy dokładnie przemyłem twarz zimną wodą. Szopka Ethana była niepotrzebna, zapewne ona pogorszyła mój stan, wręcz byłem tego pewien.
Dopiero wtedy poczułem alkohol.
Chuchnąłem w otwartą dłoń. Zionęło ode mnie jak z gorzelni. Zmarszczyłem nos i na siłę powstrzymałem odruch wymiotny. Jakim cudem i kiedy się upiłem? I co właściwie działo się nocą?
Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie i nie sądziłem, żebym mógł coś w tej sprawie zmienić. Nie ośmieliłbym się dzwonić do kogokolwiek z pytaniem o to, czy nie wziął mnie przypadkiem na zakrapiane spotkanie.
Względnie się umyłem, przebrałem, na nos nałożyłem przeciwsłoneczne okulary (światło wyciągało do mnie swoje mordercze ramiona śmierci), po czym między zębami rozkruszyłem kilka ziaren kawy. Słyszałem, że to pomaga w pozbyciu się odoru alkoholu, kiedyś nawet pomogło, ale tym razem woń była zbyt silna, żeby tak po prostu ją zahamować. Podobnie jak spożyta chwilę później tabletka przeciwbólowa, która również niewiele dała.
Do „Drug Queen" wybrałem się na piechotę. W Google maps na laptopie znalazłem tę miejscówkę bez większego problemu, pozostawało tylko się tam udać. O dziwo droga wyglądała jakby znajomo, może nawet kiedyś już nią szedłem. Nie pamiętałem tego momentu dokładnie, ale układ domów i kilka mijanych po drodze sklepów zdecydowanie zapisało mi się gdzieś na twardym dysku. Albo po prostu pomyliłem to miejsce z innym.
Koniec końców stanąłem przed drzwiami „Drug Queen". Framuga drzwi połączona była z dużym oknem i wykonana z pomalowanego na brudną zieleń drewna. Przez witrynę widać było całe podłużne wnętrze baru, dominujące tam żywe kolory pomarańczowe i czerwone, a także kilka skąpo ubranych kelnerek. Miałem wrażenie, że polubię to miejsce.
Przy drzwiach kręcił się ochroniarz. Domyśliłem się, że bar był przeznaczony dla osób pełnoletnich i ten kafar miał tej zasady dopilnować. Czarnoskóry, przysadzisty goryl nie wyglądał zachęcająco, co zapewne miało na wstępie wykluczyć próby dostania do się do środka ludzi o słabszych nerwach.
Miałem zamiar go ominąć. Niestety on miał inne plany.
– Hej. – złapał mnie za ramię. Stanąłem i odwróciłem wzrok w jego kierunku.
– Hm?
– Coś ty taki cichy?
Uniosłem brew. Nie miałem pojęcia o co mu chodziło. Powoli zdjąłem z nosa okulary, licząc, że pomylił mnie z kimś innym i dzięki temu dostrzeże swój błąd. Nic z tych rzeczy.
– Słucham?
– Raymond, nie rób sobie jaj. Wczoraj strasznie kiepsko wyglądałeś, dałeś radę dowlec się do domu?
Moje zdziwienie nie miało granic.
– To jest jakaś podpucha?
– Co? – nie rozumiał tamten.
CZYTASZ
Terapia Elizabeth Snow [THE END]
Misterio / SuspensoByła moją terapią. A może to ja byłem terapią dla niej? Pozwalała mi zapomnieć o krzywdzie, którą wyrządziłem tamtej kobiecie. Ponosiłem pełną odpowiedzialność za wszystko, co się stało i choć żałowałem, czasu nie mogłem cofnąć. Elizabeth Snow zjaw...