Rozdział 13

136 17 20
                                    

Isabelle POV

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Isabelle POV

Przechodzenie przez portal jest bardzo nieprzyjemne. Czuję się tak, jakbym wzięła właśnie naprawdę lodowaty prysznic. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka i marzę o swetrze, ale nie zabrałam nic ze sobą. Czasami żałuję, że mam w zwyczaju ubierać się tak skąpo.

Jestem pewna, że jesteśmy w Agencji. Babcia bez słowa kieruje się w lewo, więc idę za nią, bo tego pewnie oczekuje. Rozglądam się z ciekawością, bo wcześniej nie miałam do tego okazji. Uciekałam z Alekiem i Jace'm, nie mając szansy na dokładniejsze przyglądanie się.

Mijamy co chwilę ludzi w białych fartuchach, którzy wyglądają jak lekarze. Tylko kilku z nich zmierzyło nas wzrokiem, reszta jakby nas nie zauważyła, po prostu są zajęci swoją pracą. Czuję, że znowu zaczyna być źle, więc wypijam kilka łyków leku od Sebastiana. Z mojej głowy powoli zaczynają upływać ponure myśli, nie chcę teraz zajmować się sprawą dotyczącą Aleca.

W końcu babcia się zatrzymuje, po czym wchodzi do jednego z pomieszczeń. Patrzy na mnie wyczekująco swoimi czarnymi oczami. Już nie wydają mi się dziwne, chociaż nie widać białek. Wszystko przysłoniła głęboka czerń.

- Wejdź - jej głos też się zmienił.

Wchodzę za nią do środka. Przy ścianie stoi mężczyzna w niebieskim garniturze, przyglądając się monitorom. Kiedy się odwraca, rozpoznaję go. To wujek Caleb.

- Dziękuję, Tris. Możesz odejść, twój pokój znajduje się tam, gdzie kiedyś mieszkałaś z Tobiasem, gdy pierwszy raz tu trafiliśmy.

Babcia kiwa głową i wychodzi. Caleb podchodzi do mnie bliżej.

- Jesteś dyrektorem Agencji - stwierdzam. Nie wydaje mi się to szczególnie dziwne, po prostu stwierdzam fakt, tak jakbym wiedziała to od dawna.

- Tak. Uruchomiłem ponownie eksperyment Chicago, bo poprzedni nie został dokończony, a ja mam pomysł jak wyeliminować wady genetyczne. Bardzo zależało mi na tym, żebyś tu trafiła.

- Dlaczego?

- Bo jesteś córką i wnuczką dwóch najsilniejszych Niezgodnych. I do tego Nocną Łowczynią - wskazuje na runy, które zdobią moje ciało. - Będziesz ciekawym eksperymentem. Potrzebuję takich materiałów genetycznych jak ty. Chciałbym przeprowadzić na tobie Test Predyspozycji, żeby upewnić się jak silną jesteś Niezgodną.

Wzruszam ramionami, bo nie mam nic przeciwko. Caleb zaznacza coś na monitorze, po czym przesuwa dane z jednego na drugi.

- Od jak dawna babcia pracuje dla ciebie? - Pytam jeszcze.

- Od jakiegoś czasu. Jest moją siostrą, więc uznałem, że powinna mi pomóc przy moim pomyśle.

Kiwam głową. Caleb bierze moją rękę i z bliska patrzy na runę Nieustraszoności. Wyblakła, bo już przez jakiś czas jej nie używałam.

- Nadal nie zagłębiłem tajemnicy run, a mogłyby mieć zbawienny wpływ na ludzkość. Chciałbym wiedzieć, dlaczego nie wszyscy mogą je dostać. Słyszałem, że jeśli narysuje się je nieodpowiedniej osobie to mogą ją zabić.

Nie mam większego pojęcia o runach. Potrafię je jedynie narysować i znam ich znaczenie, ale nie wiem jaki mają wpływ na kogoś innego niż Nocny Łowca.

- Myślę, że powinnaś odpocząć przed jutrzejszymi testami. Zaraz poproszę kogoś, żeby cię zaprowadził do twojego pokoju.

- Nie trzeba - mówię od razu. - Powiedz mi gdzie mam iść, a sama znajdę drogę.

>>>

Nie zamierzam iść do pokoju. Chcę się tutaj jeszcze trochę rozejrzeć. Przede wszystkim muszę zdobyć więcej leku, który dał mi Sebastian. Jestem pewna, że musi gdzieś tutaj być. Korytarz jest opustoszały, jakby wszyscy mieli przerwę w pracy. Idę przed siebie, nie zważając na to, że mogę się zgubić. Trafiam na korytarz pełen zdjęć i dziecięcych rysunków. Muszą być naprawdę stare, a przynajmniej tak wyglądają.

Przyglądam się im z zaintrygowaniem, kiedy na jednym ze zdjęć zauważam małą dziewczynkę, która wygląda znajomo. Tiffany Clark - głosi napis pod zdjęciem. Co tu robi zdjęcie mojej matki? I dlaczego nazywa się Clark, a nie Eaton? Wychowywała się w Agencji? Zaczynam szukać zdjęcia wujka Teddy'ego, ale nie ma go tutaj. Dlaczego jest Tiffany? Patrzę na tę małą dziewczynkę, zastanawiając się, czy już wtedy była taką samolubną suką. Moja wściekłość wzrasta, więc zrywam ze ściany zdjęcie i rwę je na drobne kawałki, czując satysfakcję. Zaczynam szukać jej rysunków i w końcu je znajduję. Na każdym widzę kobietę, mężczyznę i ich małą córkę, w różnych sytuacjach. Wygląda to jakby miała obsesję na punkcie swoich rodziców.

Rysunki także zostają podarte. Już nikt nie zobaczy, że Tiffany Clark kiedykolwiek tu przebywała. Nie istnieje.

CDN.

Seria „ODRZUCONA": Nowe Pokolenie w Chicago [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz