trois

66 11 10
                                    

Słyszałem szmer. Niski głos mężczyzny, podający mój obecny stan osobie która pewnie też znajdywała się w tym pomieszczeniu. Dokładnie nie wiem gdzie byłem, nie mogłem niczym ruszyć bo wszystko mnie bolało. Byłem również strasznie zmęczony, więc pomyślałem, że dalsza drzemka mi nie zaszkodzi.

Rozmowa ustała i zamiast głosów, usłyszałem zbliżające się do mnie kroki. Osoba usiadła na łóżku obok moich nóg i położyła mi na nich dłoń. Po chwili usłyszałem również kilka innych osób, które szły w moją stronę. Znowu rozmowy, płaczliwy ton i dotykanie mnie.

Eh, ludzie nie dadzą człowiekowi odpocząć. Rozkleiłem zaspane oczy i otwierając je powoli, zauważyłem moją mamę, która siedziała na moim łóżku. Osoby które przed chwilą przyszły, znajdywały się obok mnie i siedziały na krześle. Były to jakieś koleżanki z klasy. Ta jedna to chyba ta dziewczyna, którą poderwałem na imprezie. Nie wiem, słabo kojarzę twarz.

Rozejrzałem się wokół i lekko się wystraszyłem. Białe ściany z kafelkami, podłoga z kafelek, białe drzwi z małym okienkiem i jedno okno. Spojrzałem niżej i zauważyłem podpięte do siebie kable, kroplówkę i te przyssawki do pomiaru ciśnienia na klatce piersiowej. Łóżko mnie nie zachwycało, ale to była jedyna rzecz która jest tu jakiegoś koloru, pomijając kable. Chyba morski. Obróciłem głowę w bok i przy łóżku ujrzałem malutki biały stolik nocny a na nim szklankę wody. Wyżej znajdywały się komputery z wykresami ciśnienia i takimi rzeczami. A zawiodło mnie to, że w pokoju byłem sam. Zero drugiego łóżka. Bez partnera do pogadania i chociaż w małym stopniu wyleczenia z nudy.

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Ja podskoczyłem i od razu skierowałem wzrok na osobę, która postarała się wywrócić mnie z równowagi. Był to Noël. Zasapany i spocony, wbiegł do pokoju i stanął przed moim łóżkiem. Złapał się barierki i starał się uspokoić oddech. Gdy już to zrobił, podniósł głowę do góry i z krzywym uśmiechem, spojrzał na mnie.

— Stary, szukałem cię wszędzie. Recepcjonistki nawet nie chciały mi powiedzieć gdzie jesteś, dlatego się spóźniłem.

— Luz. — oddałem mu uśmiech. Rozejrzałem się po nich. — A wy? Tak w ogóle po co tu przyszliście?

— Martwiłam się o ciebie. — powiedziała z żalem moja mama. — Gdy tylko Noël zadzwonił do mnie i powiedział, że jesteś w szpitalu, od razu wsiadłam w samochód i pojechałam sprawdzić czy wszystko gra. — zaczęła masować mnie po piszczeli.

— A wy? — spojrzałem na dwójkę psiapsiółek.

— Też się martwiłyśmy. — powiedziała druga.

— Pamiętasz jak dałeś mi numer?

— No tak. Co z nim?

— Zadzwoniłam do ciebie przedwczoraj ale nie odbierałeś. Myślałam, że byłeś zajęty więc zadzwoniłam godzinę później. Zaczęłam się obawiać, że coś ci się stało, więc skrócałam czas i zadzwoniłam po pół godziny, później kwadrans, dziesięć minut, pięć a potem co dwie. Nie odbierałeś chyba czterdzieści moich połączeń, aż za którymś razem odebrałeś, ale słyszałam głos Noëla. Powiedział mi, że jesteś w szpitalu i zaczęłam go dopytywać co się stało i gdzie się dokładnie znajdujesz. Od wczoraj przychodzimy tutaj do ciebie.

— Czekaj, czekaj... „od przedwczoraj"? Czyli nie było mnie przez dwa dni?! — spojrzałem na Noëla.

— Noo, tak. Mocno rypnąłeś w tą podłogę w dodatku ze szkłem, także troszkę to zajęło lekarzom, doprowadzić cię do zdrowia.

Umilkłem. Zacząłem się zastanawiać co wtedy musieli czuć kiedy mnie nie było. Co się działo wtedy ze mną i czy gdyby nie to, że Noël zadzwonił po karetkę, czy dalej bym żył?

'it's just a friendship'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz