Kolejny tydzień. Kolejny dzień. Kolejna godzina. Kolejna minuta. Kolejna sekunda. Tyle już minęło. Niby na tym świecie jestem niedługo, lecz dla mnie każda godzina jest wiecznością. Staję. Nie mogę się ruszyć. Nie jestem w stanie pojąć tego uczucia.
Za dużo. Za dużo na raz. Za szybko. Muszę zwolnić. Nie wytrzymam. Za szybkie tępo. Muszę chwilę odpocząć. Muszę się zatrzymać. Stoję ale biegnę. Nie umiem wyhamować. Wszystko dzieje się za szybko. Mam mętlik.
Kręcę się. Kręcę się na karuzeli życia. W każdej chwili mogę spaść. Ale już nie zejdę. Zostało mi tylko trzymać się drążków z nadzieją, że nie spadnę. Nie mogę stracić czujności. Bo coś, albo ktoś czeka tylko na moją nieuwagę, by mnie zrzucić. Zrzucić wprost w objęcia śmierci. Chce by mnie objęła, a jak już to zrobi to nie puści. Nie puści już nigdy.
Wróciłem na Ziemię. Tak się zamyśliłem, że chyba wylądowałem na księżycu i przestałem rysować. Teraz tylko by dokończyć moje dzieło potrzebowałem białego żelopisu. Tylko gdzie on się podział? Przeszukałem mój piórnik z logiem Metalliki. Czyżbym zgubił coś tak przydatnego? Może jest w torbie.
Tak przeszukując porządnie torbę moje myśli zakręciły się wokół Sebastiana. Tak bardzo mi na nim zależy. Nie mogłoby mi bardziej zależeć. To moja granica. Nigdy mi na nikim tak bardzo nie zależało. Nawet na mojej mamie. Może to dlatego, że umarła? Być może. Czy ja ją wystarczająco kochałem?
Kiedy nie znalazłem szukanej rzeczy spojrzałem na Sebastiana obok, w celu pokazania mu niedokończonego rysunku. Jak tylko to uczyniłem spadłem z krzesła. Cała klasa zaskoczona nagłym hałasem się na mnie spojrzała, a pani przerwała swój nudny wykład pytając, czy wszystko w porządku.
- Nie. - Odpowiedziałem z wyrzutem. Kątem oka zobaczyłem zaskoczoną minę Sebastiana.
- Co się stało? - Kiedy nie odpowiedziałem nauczycielka zwróciła się do Sebastiana. - Ty wiesz?
- Co wiem? - Zapytał z przekomarzaniem.
- Że wiesz?
- No tak. - Odpowiedział ale jego mina mówiła wszystko, więc pani jako największy śmieszek w szkole zaczęła grę.
- Nie.
- Jak nie? - Rozbawiona mina Sebastiana pokazywała, że już wie o co chodzi nauczycielce.
- Ale może "jednak".
- Ale może co? - Już przewidywałem, że cała klasa zaraz wybuchnie śmiechem.
- Że nie. - Pani Renifer mówiąc to już nie wytrzymywała ale starała się zachować powagę.
- No to "tak", czy "nie"?
- Nie wiem. Na razie mamy "tak", "nie" i "może". - Powaga w jej głosie była bardzo zabawna. Z ledwością wytrzymywałem bez śmiechu nie chcąc przeszkadzać w dyskusji.
- A jednak?
- Jednak "nie", może "tak", chociaż nie wiem, czy na pewno "tak".
- Czy "tak", czy "tak" myślę, że jednak "nie". - Jak tylko Sebastian to powiedział całą klasa zaczęła się śmiać, co przeszkodziło im w dalszej dyskusji.
- Dobrze. - Powiedziała zdecydowanie rozbawiona nauczycielka.- Wracamy do lekcji. Nie zraziła się odgłosami niezadowolenia klasy. Umie postawić na swoim. Za to ją lubimy.
- Ty schabie niedorobiony.- Zwróciłem się do Sebastiana z wyrzutem. Był zdezorientowany. - Jak mogłeś mi zajumać smalec z okna...?- Zakaszlałem.- To znaczy mój biały żelopis.