Rozdział 43

910 87 11
                                    

- To niemożliwe. Nie, nie, nie! - krzyczałam spanikowana. - Powiedz, że możesz to zablokować, powiedz!

- Wiesz, że nie mogę. Przysięgam, że rozwiążemy ten problem, ale teraz powinnaś się uspokoić - położył mi dłonie na ramionach. - Nie pozwolę, żeby zrobił z tobą to co ze mną - wtuliłam się w niego. - Jednak mam nadzieję, że to tylko Selune wtrąca się tam gdzie nie powinna.

- Co z tym zrobimy?

- Nic. Musimy się skupić na tobie i Loviatar - stwierdził.

- Myślałam, że masz gdzieś los innych - uśmiechnęłam się.

- Mam, ale tu chodzi również o ciebie.

***

- Po co nas wezwałeś John? - spytałam beznamiętnie zasiadając na fotelu w jego gabinecie i kładąc buty na jego biurku. Brunet spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.

- Muszę wyjechać na cztery dni i nie mam komu przekazać dowództwa. A jak dobrze wiecie, jesteśmy w Hydrze. Tutaj na tym stanowisku bez przerwy musi ktoś być. - Powiedział.

- I co w związku z tym? - spytał Loki.

- Wy je obejmiecie. 

- Czemu my? - zdziwiłam się.

- Wypełniacie misje, jesteście odpowiedzialni i oddani, mimo waszego krótkiego pobytu tutaj - wzruszył ramionami. - Powinniście się cieszyć. Będziecie mieć wszystkich pod sobą, a wy przecież - zlustrował nas - to kochacie - dał nacisk na ostatnie słowo.

- Czy to jakiś test? - upewniał się mój towarzysz. Luke zapewne wyczuł jakiś przekręt.

- Ależ oczywiście, że nie. Ufam wam i wieżę w wasze możliwości na tym stanowisku, mimo krótkiego czasu na nim. Kto wie? Może jak wrócę dam wam więcej czasu na rządzenie? 

- Nie słodź, John - warknęłam - dobrze wiesz, że nie kręci nas ta posada. Musisz mieć tu powód.

- Macie mnie - skwitował i podniósł ręce w geście obronnym. - Po prostu tylko wam na tyle ufam i wiem, że sobie poradzicie.

- Zostańmy przy tym, że się zgodziliśmy. Będziemy mieć dostęp do wszystkich pomieszczeń? 

- Oczywiście - odpowiedział. Czas na przesłuchanie. Ja zadaje pytania, Laufeyson sprawdza, czy mówi prawdę.

- Akta, dane, statystyki również? - zadałam kolejne pytanie.

- Jak najbardziej - Loki delikatnie szturchnął moje ramie stojąc za mną na znak, że kłamie.

- Te dotyczące zakładników, Tarczy i przyszłych planów również? - upewniłam się. Nie otrzymałam odpowiedzi. Zastanawia się.

- Wydaje mi się, że na te parę dni tych informacji nie będziecie potrzebować - odpowiedział udając niewzruszonego.

- W takim razie podziękujemy posadzie - Loki ścisnął delikatnie moje ramię dając znak niezrozumienia. Oj, Kłamczuszek zapomniał co ja potrafię.

- Nie możecie odmówić.

- Racja Charlott, to nic takiego. Tylko parę dni z przywilejami - wtrącił się bożek.

- Ograniczonymi - warknęłam - a co jeśli w tym czasie Tarcza zaatakuje? Będzie nasza wina, bo nie znaliśmy odpowiednich informacji. Nie będziemy mogli odeprzeć ataku - wstałam podirytowana. Ach ta gra aktorska. - Właśnie bez problemu złapaliśmy Loviatar. No właśnie, bez problemu. A co jeśli Tarcza przejrzała nasze ruchy? Wiedziała, że chcemy ją porwać i namierzyć Shar? I kazali jej nie walczyć? Co jeśli kazali jej się poddać? A to wszystko było grą aktorską? Jest ona boginią, więc nie znamy jej mocy. Może ma jakąś, która umożliwia jej kontakt umysłowy z innymi? I już niedługo będziemy tu mieli oddział Tarczy?! - uniosłam się. Zabawne. Właśnie powiedziałam mu plan naszej misji, trochę zmieniony, ale jednak.

- Koloryzujesz. - Żałosne, nawet nie podejrzewa.

- To, że pociągasz za sznurki nie znaczy, że my nie jesteśmy w stanie ich odciąć - warknęłam, nie zmieniając tonu w jakim mówiłam.

Nastała głucha cisza. Mężczyzna zastanawiał się nad moimi słowami. Miał skupiony wyraz twarzy, jednak po chwili zbył się na odwagę i odezwał się.

- Zgoda. Będziecie mieć dostęp do wszystkiego, bez wyjątku - westchnął. - Ale proszę, nie mów o pociąganiu za sznurki. Życie to gra i musisz przyznać, że tylko silniejszy jest w stanie pociągnąć za sznur i poprowadzić resztę.

Dwa dni później mogliśmy już przez problemu przesiadywać w gabinecie Johna.

- Los się do nas uśmiechnął - zagadnęłam przeszukując kolejną szufladę w poszukiwaniu dokumentów o mnie, Alex i ostatnim zakładniku, którego mieliśmy uwolnić. 

- Masz rację, gdyby nie to zapewne siedzielibyśmy tu jako agenci przez następie pół roku -odpowiedział, również szperając po półkach. 

Znowu zapanowała cisza. Szczerze mówiąc nawet mi oda odpowiadała. 

Jednak mimo wszystko musimy być czujni. John nie był z nami do końca szczery. Obawiam się, że to test, który właśnie oblewamy.

- O Boże - wydusiłam sprawdzając zawartość kolejnej szuflady biurka w gabinecie. - Tu jest o nas wszystko, nawet o tobie Loki. - Otworzyłam kolejną szufladę. - A tutaj o wszystkich kretach w Tarczy - odezwałam się po szybkim prze lustrowaniu pierwszych kartek. W tym też czasie Psotnik podszedł do mnie.

- Czyli mamy to co szukaliśmy? - upewnił się.

- Jeszcze tylko o zakładnikach.

- To nie problem - wyjął plik kartek z otwartej szuflady. 

- Mamy wszystko - podsumowałam. - Możemy zwinąć Alex i zakładnika, podpalić gabinet i się zwijać. - Zaczęłam przeglądać akta zakładników. - To ten, którego szukamy - pokazałam zdjęcie Lokiemu. - Jest w sektorze więziennym.

- Pójdę po niego i Loviatar, a ty zabierz dokumenty i pozbądź się reszty. Spotkamy się w twoim pokoju.

- Jasne.

Kiedy Loki wyszedł chwyciłam pierwszą lepszą teczkę i włożyłam do niej wszystkie potrzebne dokumenty. Pootwierałam wszystkie szafki i wyrzuciłam z nich większość papierów, żeby szybciej pochłonął je żywioł. Zlustrowałam pomieszczenie upewniając się czy niczego nie pominęłam, po czym ruchem ręki sprawiłam, że wszystko stanęło w ogniu, a ja jakby nigdy nic zamknęłam za sobą drzwi i z aktami w ręce ruszyłam do swojego pokoju. 

Zaledwie minutę po wejściu do swoich czterech ścian na korytarzu zapanował chaos spowodowany podpalonymi dokumentami. Zadowolona odwróciłam się, i spojrzałam na pokój, w którym czekał już mężczyzna z moimi przyjaciółmi.

20 gwiazdek = rozdział w środę :)

Stracone Wspomnienia |Loki|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz