Nie miał pojęcia, gdzie aktualnie się znajdował i która mogła być godzina. Było ciemno, a w dzielnicy, w której przebywał nie było praktycznie żadnych latarni. Na dodatek rozładowała mu się bateria w telefonie, przez co był zdany wyłącznie na siebie i swoje umiejętności poruszania się po obcym terenie, które jak widać nie były zbyt dobre.
Brunet zacisnął dłonie w pięści i przygryzł zębami dolną wargę, po chwili czując na języku metaliczny posmak krwi. Nie odczuwał jednak bólu fizycznego, bardziej psychiczny. Walczył z całych sił ze łzami, nie chcąc by zamazały mu i tak już słaby widok na nieznajomą okolicę. Szedł szybkim krokiem przed siebie, pragnąc jedynie tego, by zapomnieć o chłopaku, który ot tak przestał go kochać. Nagle, niespodziewanie, bez żadnego, nawet najmniejszego słowa wyjaśnienia.
W pewnym momencie zerwał się mocny wiatr, ściągając czarny kaptur z głowy chłopaka i wyrywając go z zamyślenia.
— Cholera — wyszeptał i poprawił kaptur, następnie wsuwając dłonie w kieszenie jasnych, podziurawionych w niektórych miejscach dżinsów.
Zobaczywszy pod małym sklepem osiedlowym grupkę nastolatków pijących i śmiejących się głośno z czegoś, przeklął pod nosem. Mógł się założyć, że jego twarz była czerwona, a oczy opuchnięte, co było spowodowane wcześniejszą chwilą słabości. Nie mógł w takim stanie przejść obok grupy dzieciaków, to by było upokarzające.
Yoongi kilka godzin wcześniej wybiegł z domu swojego przyjaciela tuż po tym, gdy usłyszał kawałek rozmowy Taehyunga i Jungkooka, łzy już wtedy torowały sobie drogę w dół po jego policzkach. Starał się oddychać głęboko i po jakimś czasie praktycznie w pełni się uspokoił, wtedy jednak zorientował się, iż nie wie, gdzie jest. Próbował dodzwonić się do Hoseoka, ten jednak nie odbierał, a brunetowi w końcu padł telefon. Był skazany na siebie od tego momentu.
Yoongi i ja nie dogadujemy się ostatnio.
Teraz znajdował się w zupełnie obcym miejscu, po drugiej stronie ulicy znajdowali się nieznajomi mu ludzie i sklep, którego pracownik mógł pomóc mu wydostać się z tego miejsca. Ale czy on tak właściwie tego chciał? Kilka godzin temu został skrzywdzony przez człowieka, który był jego najważniejszym powodem do życia. Łzy ponownie zebrały się w kącikach jego oczu, tym razem jednak już ich nie powstrzymywał. Poczuł się bezsilny, bezradny. Spojrzał obojętnym wzrokiem na rozbawionych nastolatków i odetchnął głęboko. Po chwili uśmiechnął się przez łzy, wszedł na jezdnię i tak po prostu zaczął biec w dół ulicy, ignorując zdziwione spojrzenia ludzi.
Nie jestem pewien, czy nasz związek przetrwa, Jungkookie. Oddalamy się od siebie i to sprawia mi ból.
Z gardła chłopaka wydobył się histeryczny, odrobinę niepokojący śmiech. Łzy zaschły na jego policzkach, wkrótce jednak pojawiły się kolejne. Jego śmiech zmienił się w głośny krzyk połączony z niepohamowanym płaczem. Yoongi upadł, zdzierając sobie skórę na kolanach i rękach. Ignorując towarzyszący mu ból, zacisnął na chwilę dłonie w pięści, a jego ciałem wstrząsnął płacz. Chłopak całkowicie położył się na ulicy, a następnie skulił się, dłońmi obejmując swoje nogi tuż pod krwawiącymi kolanami i splatając później palce rąk. Trząsł się, nie mógł nad tym zapanować, a może nawet nie chciał. Nie przejmował się nawet tym, że leży na środku ulicy, w miejscu, którego nie zna.
Yoongi się zmienił. Ja też.
Nie czuł nic oprócz bólu, który zadał mu chłopak, którego kochał całą duszą i całym sercem. Rósł i rósł, rozdzierając jego ciało od środka, konsumując go całego. Yoongi nie mógł przestać się tak czuć, choć tak bardzo tego pragnął.