∞
Westchnąłem cicho, otwierając izolatkę Louisa. Teraz będzie najgorsze... Powiedzenie mu tego... Chłopak bawił się kulką z papieru. Kopał ją do ściany, a ona do niego wracała i tak ciągle.
— Jak leci? — Posłał mi uśmiech.
— Mam książkę od Lottie — powiedziałem, podając mu pakunek i trochę bielizny, którą dała mu Jay.
— Dziękuję. — Szybko ucałował mój policzek i zaczął sprawdzać, co spakowała mu rodzina.
— Cieszę się, że mam z nimi kontakt. Czy to jest farba do włosów? — Pisnął z zachwytem, wyciągając różową saszetkę.
— Zrobisz mi końcówki. — Wskoczył na mnie, więc musiałem go złapać.
— Dobrze. — Zaśmiałem się, trzymając go za tyłek, by nie upadł.
— Wyjdziemy dzisiaj na zewnątrz? — Spojrzał mi prosto w oczy i delikatnie się uśmiechnął.
— Wyjdziemy, ale jutro mam już pozwolenie — powiedziałem, patrząc w bok. Nie umiałem mu tego powiedzieć.
— Zrobiłem coś źle? — Ułożył drobne dłonie na moich policzkach i przesunął moją głowę w swoją stronę.
— Jesteś niesamowity, wiesz? — oznajmiłem i pocałowałem go w nos.
— Nie wiedziałem. — Wystawił do mnie język i potarł kciukiem moje kości policzkowe, po czym po prostu się przytulił.
— Twoja mama kazała cię pozdrowić i powiedzieć, że tęskni i że cię kocha mocno. Bardzo mocno. — Westchnąłem, przymykając oczy.
— Też ją mocno kocham i też tęsknię. — Westchnął i odchylił się w tył, przez co prawie go upuściłem. Wyciągnął ręce w dół, dotykając podłogi, więc go puściłem, by mógł zrobić dziwny przeskok, dzięki któremu wylądował przede mną na dwóch nogach.
— Jesteś bardzo giętki — zauważyłem, a on się uśmiechnął na to.
— Mieliśmy szkółkę taneczną w szkole, jak jeszcze chodziłem do liceum. — Usiadł na łóżku.
— To fajnie — powiedziałem, siadając obok niego. Najpierw głupia Taylor, a teraz to...
— Tęsknię za czasami, gdy mogłem się wyszaleć. Mimo wszystko, kiedy jestem wolny, to te ataki są słabsze. Jakbym chciał zniknąć... Nie pozwoliłbyś mi na to? — przeskakiwał z jednego tematu na drugi.
— Louis... Grozi ci dziesięć lat siedzenia — powiedziałem z powagą.
— Czekaj, co? — Zmarszczył na mnie brwi w niezrozumieniu.
— Dziesięć lat siedzenia. Celi. — odparłem, przygryzając wargę.
— Zostało mi osiem, Harry. Jak ty to liczysz? — Przewrócił czule oczami, przypominając teraz bardzo swoją matkę.
— Liam mi tak powiedział. — Spojrzałem na niego.
— Liam? Skąd on u ciebie? — Zmarszczył brwi.
— Byłem u twojej mamy. Chciałem wiedzieć, czy mogę ci jakoś pomóc — powiedziałem, patrząc na niego.
— Mam tu siedzieć jeszcze dziesięć lat? — Jego oczy zaszły łzami i skulił się w sobie. Spuściłem wzrok. Nie potrafiłem na niego patrzeć, gdy był w takim stanie.
— Chcę ci pomóc, może nie będziesz musiał aż tyle...
— Dlaczego oni mi to robią? Za co? Dodają zarzuty, prawda? Nie zrobiłem nic więcej, oprócz zabicia tego skurwiela! Wierzysz mi, prawda? — Złapał za mój kołnierz, przez co trochę się zestresowałem.
— Tak, skarbie — powiedziałem, łapiąc go za policzki. — Wierzę ci.
Wyszarpnął mi się i zaczął szaleć, zupełnie minie tym strasząc. Najpierw popsuł swoje łóżko, łamiąc jego deski. Zaraz po tym rozdarł twardą poduszkę i kołdrę. Potem rzucił się na wysadzaną gąbeczkami ścianę i zrobił w nich dziury. Złapałem go, ryzykując poobijanie piszczeli albo ciosem w jaja.
— Już spokojnie. Pomogę wam. Wyjdziesz szybciej, niż myślisz — powiedziałem, próbując go uspokoić. Cholera, ja też miałem w sobie dużo złości, ale jedynym sposobem, by sobie ulżyć, było albo go wypieprzyć, albo iść do domu i na ręcznym.
— Nie chcę tego Harry! Siedzę praktycznie za nic! — Zaczął krzyczeć i się miotać w moim uścisku, więc przycisnąłem go do ściany, całując go mocno, by go rozproszyć. Na początku nie oddawał pocałunków, jednak kiedy zjechałem na jego tyłek, to jęknął.
Zacząłem jeździć swoim językiem po jego podniebieniu i zaczął je oddawać. Wplątał swoje paluszki w moje włosy, w końcu się poddając. Jedną nogę ułożył na moim biodrze, drugą stanął na palcach. Wygiął swoje ciało w moją stronę, pozwalając na to, bym go trzymał tak, jak tylko tego zapragnę.
— Trochę się oboje rozluźnimy... Co ty na to? — szepnąłem mu do ucha i lekko je przygryzłem.
— Z wielką przyjemnością... ale łóżko. — Spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek.
— Przy ścianie też możemy... Chyba że na podłodze... Chcesz mnie ujeżdżać? – spytałem, podnosząc go tak, że musiał objąć mnie nogami w pasie i ruszyłem do drzwi. Zamknąłem je od środka.
— Obojętne mi to, ale chyba podłoga będzie lepsza. Nie będę się zsuwał. Mamy rzeczy? — spytał niepewnie i zaczął rozpinać mi koszulę.
— W torbie co dostałeś. Twoja mama domyśliła się, co tutaj robimy. — Zaśmiałem się, biorąc torbę i usiadłem z nim na podłodze.
— O Boże, nie mów o mojej mamie, gdy cię rozbieram. — Sapnął i zwinnie pozbył się munduru z moich ramion i przyssał się do jednej z jaskółek na mojej piersi.
— Wybacz mały. — Zaśmiałem się, ściskając jego tyłek.
— Na co czekasz? — Posłał mi spojrzenie i wyrwał się z moich rąk, dobierając się do paska od spodni.
— Cóż... Muszę cię najpierw rozciągnąć, skarbie — powiedziałem, patrząc na niego z przygryzioną wargą.
— Najpierw mnie rozbierz. — Wywrócił oczami
— Dobrze. — Zaśmiałem się, łapiąc za jego kołnierzyk i szybkim ruchem rozpiąłem go. Cholera, dopiero teraz czułem, jak mi tego brakowało.
— Urwiesz guziki, a wtedy cię zabiję, bo znowu wsadzą mnie do kaftana. — Pogroził mi palcem.
— Masz jeszcze jeden kombinezon — powiedziałem, zdejmując jego bokserki i pociągnąłem go na kolana.
— Hey, delikatniej! — Pisnął, gdy prawie się przewrócił. Teraz w całej okazałości miałem dostęp do jego odkrytego ciała i mogłem zobaczyć, nad czym musiałem popracować. Zdecydowanie nad wagą. Muszę go przeszukać. Widziałem ślady cięcia na rękach, które były dość świeże.
∞
CZYTASZ
ᴅᴀɴɢᴇʀᴏᴜsʟʏ ✓
FanfictionHarry Styles to strażnik więzienia i zakładu psychiatrycznego dla ciężkich przypadków imienia Teda Bundy'ego, w którym odeszło wiele złych dusz. Jednym z nowych więźniów jest, nikt inny jak dziewiętnastoletni Louis Tomlinson. Współpraca z mynameisp...