Zmieszany Janek obudził się nie wiedząc co ma zrobić. Po kilku chwilach przypomniał sobie wszystkie wydarzenia z wczorajszego dnia. To wszystko stało się tak nagle, bez zapowiedzi. Janek nie mógł dodzwonić się do Roksany. Nie wiedział co robić, ale do głowy mu wpadło, że może w szkole spotka się z dziewczyną.
W szkole Roksana go unikała, a każda próba zagadania do dziewczyny kończyła się brakiem odpowiedzi. Praktycznie cały dzień udawała, że Jan nie istnieje. Fakt ten zaniepokoił Damiana, który był najlepszym przyjacielem Janka.
- Co się wam stało? - spytał po dzwonku Damian.
- Jak to co?
- No przecież nie jestem ślepy. Widzę, że nie gadasz z Roksaną i chodzisz przybity cały dzień. Co się stało? Pamiętaj, że mi możesz wszystko powiedzieć.
- Nic, sam muszę to naprawić.
- A co się stało?
- Sam nie wiem, ale muszę się dowiedzieć.
- Zapraszam do klasy. - rozmowę przerwała nauczycielka.Dzień Jankowi nie minął najlepiej. Nadal nie wiedział, czemu Roksana się do niego nie odzywa, zwłaszcza po tym, co zrobił. Długi dzień dobiegł końca i można było wracać do domu.
Podczas powrotu do domu Jana, zauważył Roksanę. Zaczął do niej iść z nadzieją, że wreszcie się dowie prawdy. Zaczął biec. Nie zdążył dobiec do końca chodnika, a przejechało mu przed twarzą kilka aut i widział Roksanę leżącą na ziemi, wraz z gapiami dookoła. Nie patrząc na nic przebiegł przez środek ulicy do dziewczyny. Mało brakowało, a on sam leżałby na drodze rozjechany przez auto. Na szczęście w ostatniej chwili odskoczył na pobocze do Roksany.
Roksana leżała na ziemi, mając zamknięte oczy. Była otoczona przez tłum ludzi. Jan nie mógł próżnować. Szybko zabrał się do działania. Kazał zadzwonić komuś po karetkę. On sam w międzyczasie sprawdził czy Roksana oddycha. Przystawił policzek do jej ust i nie poczuł oddechu. Popatrzył się na jej klatkę piersiową, a ona się nie unosiła. Jan przystąpił do masażu serca.
W końcu przyjechała karetka. Wysiedli ratownicy.
- Co się stało? - spytał jeden z nich.
- Auto ją potrąciło! - krzyknął ktoś z gapiów
- Ona nie oddycha, robiłem jej masaż serca czekając na panów.
- Dziękujemy, to ważna informacja. Spisałeś się. - pochwalił Jana jeden z ratowników.Roksanę zabrała karetka. Jan stał sam w środku okręgu gapiów. Wszyscy stali w ciszy, lecz po chwili zaczęli bić brawo. Niasiek stał z grobową miną nie wzruszony całym zajściem. Po chwili wyszedł z tłumu, szybko przepychając się przez innych. Nie wrócił do domu, poszedł do swojego cichego, przytulnego miejsca.
Gdy dotarł do celu nie cieszył się, nie łowił ryb. Tylko myślał na głos.
„Co ja jej zrobiłem? Gdzie popełniłem błąd?
Dlaczego jestem aż taki beznadziejny?
A może to był sen? Może to się nie działo...”Chłopak nie wiedział co robić. Cały dzień płakał. Praktycznie wszędzie; nad Wisłą, w domu, na spacerze w parku. Cudem powstrzymywał się od płaczu przy kimś. W ogóle unikał wtedy jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, nawet z rodziną. Nikt nie był tym zbytnio przejęty, ponieważ wszyscy doszli do wniosku, że to zwykły gorszy dzień i to się niedługo zmieni.
Minęła kolejna noc Janek otrząśnięty z wczorajszej sytuacji postanowił wybrać się do szpitala, do Roksany. Jeżeli gdzieś miał się dowiedzieć co jej się stało, to najprędzej tam.
Po godzinie był już na miejscu. Wszedł do szpitala, podszedł do recepcji i spytał się o Roksanę Alepską.
- Pan z rodziny? - spytała kulturalnie recepcjonistka.
- Nie. - odpowiedział speszony Janek.
- Niestety nie mogę udzielać poufnych informacji osobom niespokrewnionym.
- A może mi pani chociaż powiedzieć gdzie ona jest?
- Pójdzie pan tym korytarzem prosto, potem w lewo i przedostanie drzwi, takie zielone.
- Dziękuje.
CZYTASZ
Ars Moriendi
Storie breviJest to piękna historia dwojga nastolatków-Roksany i Janka, którzy stawiają czoła, często tragicznym przeciwnościom losu. Opowieść nakłania do przemyśleń egzystencjonalnych.