∞
Następnego dnia Louis obudził się z uśmiechem na ustach. Nie wiedziałem, o co mu chodziło i dlaczego się tak do mnie szczerzył.
— Co jest? — spytałem nieco sennie. Ledwie przespałem kilka godzin.
— Przytul — szepnął, wystawiając do mnie ręce. Jak małe dziecko...
— Już cię nie boli? — zapytałem troskliwie i go podniosłem, owijając wokół jego ciała swoje ramiona.
— Boli... Ale chcę się przytulić — odparł, przymykając oczy.
— Nosić cię? — Pogładziłem jego bok.
— Yhm — mruknął cicho, trzymając się mnie kurczowo. Mój maleńki. Spacerowałem po całym pokoju z nim na rękach, przez co czułem się tak, jakbym opiekował się małym dzieckiem, a nie dorosłym chłopcem, który właśnie został pobity zapewne do nieprzytomności.
— Hazz... Zabierz mnie stąd. — Usłyszałem jego głosik i po chwili ciche pochrapywanie. Boże, Lou, nie rób tak. Miałem jeszcze gorsze wyrzuty sumienia. Jeżeli drogą sądową nam się nie uda... To pomogę mu uciec. Wyjadę z nim nawet na koniec świata i jeszcze dalej.
···
Westchnąłem cicho, kładąc go na poduszki. Mój maleńki. Wpadłem po uszy, zakochałem się w tym aniołku. Jak to możliwe, by ktoś taki maleńki, był w stanie mordować? Jakim cudem można tak torturować taki skarb? Przecież to głupota. Rozumiałem, że był bardzo chory i nie do końca rozumiał, co się działo wokół, ale no kurwa.
Spojrzałem w kierunku drzwi, wzdychając. Nakryłem go kocem i kucnąłem przed nim. Musiałem mu pomóc. Zostałem mu tylko ja, ale cholera nie wiedziałem, co robić. Czy zeznawać i powiedzieć coś, co tak naprawdę może mu zaszkodzić? Czy pomóc mu uciec i zniknąć tak, by nikt inny nas nie znalazł? Przecież to tylko dziewiętnastolatek, który tak naprawdę nigdy nie czuł wsparcia, miłości ani radości z życia. To, co on przeszedł... Eh...
Nikomu tego nie życzyłem, nawet najgorszemu wrogowi. Zacząłem głaskać go po włosach, przez co zamruczał i wtulił się w moją dłoń. Uśmiechnąłem się delikatnie na ten gest. Pocałowałem go w czoło, siadając na podłodze. Moje rozmyślania przerwał dźwięk połączenia.
— Harry? Zgłoś się. — Usłyszałem i wziąłem krótkofalówkę w dłoń.
— Jestem Ni, co jest? — zapytałem, głaszcząc Louisa po głowie.
— Cóż jutro przychodzi Liam Payne, prawnik Louisa. A i chciałem z tobą porozmawiać. Szkoda mi Tommo, więc pogadamy u ciebie w domu, jak skończysz zmianę — powiedział Horan i po chwili jęknął. Boże, co mu?
— Wszystko gra? — Zdziwiłem się na jego jęki po drugiej stronie. Słyszałem cichy szept. Co tam się działo do cholery?
— Zayn, zaraz, poczekaj. — Sapnął cicho Niall. Nie! Błagam, nie pieprzcie się tam! — pomyślałem, kręcąc głową.
— Tak, wszystko jest w porządku. Bądź gotowy dziś o dwudziestej trzeciej, będę — dodał i się rozłączył. Pokręciłem głową z lekkim zażenowaniem. I to mnie śmiał wyzywać kiedyś od napalonych bestii.
— Mam nadzieję, że odzyskasz całkiem świadomość do jutra. — Pogładziłem szatyna po policzku. Położyłem się na podłodze, patrząc w sufit. Niby minęło nie dużo czasu, ale wiedziałem, że ten drobny szatyn nie zasłużył na to wszystko. Powinien siedzieć w domu z rodziną, pomagać mamie w obowiązkach domowych, a także zajmować się dziewczynkami, w szczególności Lottie. Ona go najbardziej potrzebuje z nich wszystkich. Pierwszą osobą, której przekaże wieści, jeżeli uciekniemy, będzie właśnie ona.
— Wydostanę cię stąd mały. Jeśli się nie uda legalnie, to zrobimy to w inny sposób. Nie zasługujesz na to, by tu być. — Przejechałem dłonią po jego włosach.
∞
CZYTASZ
ᴅᴀɴɢᴇʀᴏᴜsʟʏ ✓
FanfictionHarry Styles to strażnik więzienia i zakładu psychiatrycznego dla ciężkich przypadków imienia Teda Bundy'ego, w którym odeszło wiele złych dusz. Jednym z nowych więźniów jest, nikt inny jak dziewiętnastoletni Louis Tomlinson. Współpraca z mynameisp...