17. uśmiech

132 8 19
                                    

    Weszliśmy do budynku trzymając się za ręce. Nie obyło się od ciekawskich par oczu. Podeszliśmy do windy. Mężczyzna kliknął przycisk przywołujący transport. Już po chwili drzwi otworzyły się. WooBin puścił mnie przodem, więc weszłam i nacisnęłam guzik, który wskazywał dziesiąte piętro. Mężczyzna od razu stanął obok mnie i znów złapał mnie za rękę i uśmiechnął się. Oczywiście odwzajemniłam gest.
Winda stanęła,a po kilku sekundach metalowe wejście otworzyło się. Wyszliśmy z windy i pokierowaliśmy się do wielkiej sali z małą sceną, na której był postawiony mikrofon. Dziennikarze stali z aparatami w rękach i tylko czekali aż wejdziemy.

Ej, kiedy on zorganizował to wszystko? Czyżby był przekonany, że się zgodzę? Ma mnie za aż taką naiwną??
Daj spokój, Sue! Wydaje ci się, jesteś przewrażliwiona i tyle.

Podeszliśmy na scenę, flesze błyskały, może i była do nich przyzwyczajona, bo jestem wizażystka i często muszę wchodzić na plan by coś poprawić. Ale nigdy nie było sytuacji, by aparty były skierowane prosto na mnie.
Mój narzyczony stuknął w mikrofon by sprawdzić czy działa. Odchrząknął o zaczął mówić:

- Pewnie domyślacie się co tu robimy- zaczął- Chciałbym wam przedstawić moją narzyczoną, z którą mam zamiar wziąć ślub:  Suzanne Moorin- wskazał na mnie dłonią, uśmiechnęłam się,a ukłoniłam i już chciałam podejść do mikrofonu, niestety nie było mi to dane- Suzy poznałem przez internet...- zaczął opowiadać nasza historię, a ja się zastanawiałam "po co?",  nikogo to nie obchodzi.
A po drugie i tak wytną trzy czwarte, z tego co on teraz powiedział.
- Kończąc, chciałbym prosić o życzenie nam dobrego małżeństwa i bycie szczerym w swoich artykułach- zakończył swoją przemowę i puścił mą dłoń, by uklęknąć na kolona. Koreańska kultura, wszyscy wiedzą o co chodzi. Naprawdę mi zależy, jeśli tak bardzo zniżył swoją głowę.

Stojąc z głową w dół, nagle zauważyłam, że WooBin już wstał. Popatrzył się na wprost i zobaczyłam JongSuka. Jego oczy... Tego wyrazu nie dało się opisać. Smutek i gniew przeważały, lecz można było wczytać wiele więcej.  Chciałam podejść, niestety byłam z tutaj by oznajmić całej Koreii, że jestem narzyczoną bardzo ważnego prezesa.
Jedynie co zrobiłam,to spotkałam go wzrokiem i delikatnie uśmiechnęłam. Niestety nie odwzajemnił tego i tylko zgorszył minę, odwrócił głowę oraz wyszedł. Poczułam ukucie, po lewej stronie * klatki piersiowej.

Siedząc już w kawiarence przy mojej kamienicy z WooBinem i organizatorką wesel, która dziwnie się wyginała i cały czas unikała mojego wzroku. Na szczęście mój narzyczony się świetnie z nią dogadywał... Ja z założonymi rękoma na piersiach siedziałam oparta o oparcie na fotelu patrzyłam przez okno. Nagle zadzwonił mój telefon. Dzwoniła Babcia. Na śmierć zapomniałam jej powiedzieć o ślubie. Jestem strasznie zawiedziona samą sobą. Na szczęście o tym, że w ogóle mam tu jakiegoś pratera mam nie zapomniałam powiedzieć, bo już w ogóle zaszła na zawał.
Wyszłam z kawiarenki i odebrałam komórkę.

- Witaj babciu- zawołałam wesoło, donośnym głosem.
- O, witam - ten głos, to nie była moja babcia,a ja jakaś kobieta w wieku do 40 lat.
- Przepraszam,ale kim pani jest i dlaczego ma pani telefon mojej babci?- spytałam bez ogródek.
- Jestem policjantką ze komisariatu na StreetWood - przedstawiła się.
-  Co się stało?- zapytałam zmartwiona.
- Pani babcia, jakby to pani powiedzieć... odebrała sobie życie. Po odejściu pani dziadka, nie mogła tego znieść. Właś..- kobieta mówiła coś dalej, ale ja już nie mogłam dalej słuchać.

Nie zważając na ludzi, ani gdzie teraz jestem upadłam na ziemię i zaczęłam ryczeć jak dziecko. Bez opanowania. Czułam jakby ten płacz nie miał końca. Jakbym właśnie starciła wszystko co miała. W sumie taka była prawda. Jedyna rodzina, najbliżsi mi ludzie na tym świecie, odeszli. W tamtym momencie nie czułam zadnych cudzych spojrzeń na mnie. Płakałam i płakała, po jakimś czasie płacz ustał. Próbowałam przekonać siebie, że będzie dobrze.
Gdy w końcu się otrząsnęłam, lecz nadal na graniczy z płaczem, zauważyłam, że ktoś siedzi koło mnie i mam nakrycie na ramionach. Spojrzałam w stronę tej osoby z nadzieją, że to moj narzyczony, który zauważył, że mnie nie ma dłuższą chwilę przy stoliku.
Moim oczom ukazał się Oppa, z delikatnym uśmiechem i zrozumieniem na twarzy. Żadnych wyrzutów jak na początku. Żadnego gniewu. Czułam oparcie i bezpieczeństwo. W jego oczach widziałam spokój, którego potrzebowałam. Otoczył moje ramiona swoją ręką i delikatnie pomógł mi wstać. Nie było to łatwe , ale udało się i powolnym krokiem szliśmy w stronę mojego mieszkania. Spojrzałam tylko za siebie, gdzie prze okno widziałam WooBina, który siedział na przeciwko, bodajże SoHee, śmiejąc się razem popijali kawę. Napisałam mu tylko wiadomość, że źle się poczułam i nie długo muszę pojechać do Ameryki na kilka dni.

Siedziałam już na kanapie otulona kocem. Jongsuk gotował wodę na herbatę. Czułam jego wzrok. Pierwszy raz nie czułam , żeby ktoś się nade mną litował, naprawdę martwił.
Mężczyzna przyniósł napoje i odstawił je na stolik przed nami by ostygł.
- Jak się czujesz?- spytał cichym i spokojnym głosem.
- Już lepiej- odpowiedziałam tuląc się do kocyka.
- Pamiętaj, jestem tu z tobą- powiedział, a ja poczułam się podniesiona na duchu.

Myślę, że słowa nie mają znaczenia, dopóki nie powie ich odpowiednia osoba. Tak właśnie jest w tym momencie. Nawet, gdyby powiedział  to głupie " nie martw się" poczuła bym się lepiej.

Czy to już ten moment, kiedy informuję cię o rzeczywistości?,
Chyba tak.
A więc... Suzanne, sądzę, że jesteś zakocha w Lee Jong Suku.
Tak było, masz rację.

-------------------------

* Wiem, że z anatomicznego punku widzenia serce jest po środku, ale w literaturze jest po lewej.
W sensie narząd, który bije jest po lewej, dlatego większość myśli, że jest po lewej.
^ dla ciekawych.

Do Not Touch Me [LJS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz